Nadchodzi decydujące starcie czy to złudne nadzieje? Ukraińcy i ich kontrofensywa

Fot. Sztab Generalny Ukrainy

Ukraińskie wojsko już od prawie pół roku jest w defensywie. Skutecznej, ale Ukraińcy nie kryją się z tym, że chcą więcej. Ich ambicją jest wyzwalać kolejne obszary spod okupacji. Powszechne jest oczekiwanie, że musi być kolejna kontrofensywa. Tylko czy ukraińskie wojsko ma siły na przeprowadzenie takiej udanej?

Obrona w końcu też wyczerpuje zasoby. Zwłaszcza w rejonie Bachmutu Ukraińcy tracą dużo ludzi i sprzętu. Na trudne odcinki frontu muszą dosyłać rezerwowe oddziały, których zadaniem jest stabilizować sytuację. Nieustannie mają mniej amunicji, niż by chcieli. Jest trudno, zwłaszcza od stycznia, kiedy Rosjanie wyraźnie zwiększyli presję. To wszystko wyczerpuje.

Jak bardzo wyczerpuje i jakim potencjałem tak naprawdę dysponuje aktualnie ukraińskie wojsko? To jeden z najgorętszych tematów sporów wśród analityków i ekspertów. Bo od tego zależy, czy jeszcze w kwietniu zobaczymy nowe ukraińskie uderzenia, czy też może trzeba będzie na nie poczekać do lata, albo w ogóle się ich nie doczekamy. Bo takie też są typy. A nawet jeśli się doczekamy, to będą one inne niż byśmy się spodziewali.

Czarne wizje z frontu

Najbardziej emocje rozniecił artykuł amerykańskiego dziennika „Washington Post” z połowy marca. Jego autorzy cytują w nim dowódcę jednego z batalionów 46 Brygady Powietrznodesantowej, pseudonim Kupol, który zdecydował się pokazać swoją twarz i w praktyce ujawnić tożsamość. To podpułkownik Anatolij Kozel. Według jego słów sytuacja ukraińskiego wojska jest bardzo ciężka. Brakuje zwłaszcza doświadczonych i ostrzelanych ludzi. Jego batalion liczący około 500 osób od początku wojny miał setkę zabitych i 400 rannych, czyli wedle artykułu prawie cały skład osobowy jest nowy. Podobne rzeczy opowiada już anonimowo żołnierz imieniem Dmytro. Obaj opisują sytuacje, kiedy pod rosyjskim ostrzałem i atakiem ludzie masowo uciekają z pozycji. Według nich nie pomaga to, że obok braku dobrego szkolenia, jest też poważny brak amunicji na linii frontu.

Kupol twierdził, że zdecydował się wystąpić otwarcie, ponieważ chciałby, aby jego krytyka doprowadziła do zmian i poprawy sytuacji. Zwłaszcza w szkoleniu. – Zawsze można wierzyć w cuda. Albo będziemy mieli masakrę i stosy ciał, albo będzie profesjonalna kontrofensywa. Takie są opcje. Bo jakaś kontrofensywa będzie – argumentuje. Jego pesymistyczną ocenę sytuacji popiera jeszcze anonimowo „wysoki rangą ukraiński urzędnik”, który mówi między innymi o tym, jak bardzo brakuje broni, amunicji i zapasów, a zachodnie dostawy są daleko niewystarczające. Kilka dni po opublikowaniu tekstu „WaPo”, Kupol został usunięty ze stanowiska za „nieautoryzowaną” rozmowę z dziennikarzami.

Tekst rozgrzał dyskusję nie tylko wśród zachodnich analityków i obserwatorów, ale także wśród samych Ukraińców. Pojawiły się na przykład takie głosy jak popularnego komentatora Aleksandra Kowalenki, według którego głupotą jest budowanie czarnego obrazu ogólnej sytuacji ukraińskiego wojska na bazie doświadczeń oficera średniego szczebla biorącego udział w walkach na najcięższym odcinku frontu. Inni, jak na przykład bardzo znany były żołnierz, polityk i aktualnie korespondent Jurij Butusow, bronią Kupola i krytykują najwyższe dowództwo oraz polityków w ministerstwie obrony za ich zdaniem zamiatanie pod dywan konstruktywnej krytyki.

Powrót radzieckich upiorów

Ukraińskie wojsko zmaga się bowiem z wieloma problemami i to akurat nie jest żadna tajemnica. Aktualnie musi realizować trudne zadanie. Z jednej strony powstrzymywać Rosjan, którzy od stycznia na wielu odcinkach mocno napierają. Z drugiej gromadzić ludzi i środki na potrzeby przyszłych operacji ofensywnych, czyli trzymać je na zapleczu, a nie kierować na front. Jednak wówczas front radzi sobie gorzej, ulega w najtrudniejszych miejscach naporowi i trzeba go jednak wzmacniać siłami z zaplecza. Trudna sztuka bilansowania sprzecznych potrzeb. Z jednej strony ponoszone są straty, z drugiej prowadzona jest znacząca rozbudowa liczebna wojska, formowane są nowe brygady, potrzeba masowych szkoleń i równie masowych zapasów broni oraz amunicji.

Nakładają się na to liczne problemy organizacyjne ukraińskiego wojska i efekt powołania z rezerwy do służby tysięcy oficerów, którzy po 2014 roku odeszli lub zostali usunięci ze względu na słabe umiejętności i tak zwaną „radziecką mentalność”. Oznacza to, że ludzie, których wcześniej uznano za nieprzystających do modernizującej się na zachodnią modłę ukraińskiej armii, teraz w istotnej części nią zarządzają. Bo z jednej strony straty w kadrach, z drugiej gwałtowna rozbudowa. Do tego mnóstwo starych poradzieckich rozwiązań i przepisów, które pomimo upływu dekad i wojny dalej funkcjonują. Te i inne problemy instytucjonalne ukraińskiego wojska dobrze opisał Glen Grant, były brytyjski podpułkownik, który od kilku lat doradza ukraińskim organizacjom walczącym o kompleksową modernizację Sił Zbrojnych Ukrainy (SZU).

– „Siły zbrojne i państwo nie mogą być niewolnikami obecnego systemu obrony. Został on gwałtownie rozbudowany w odpowiedzi na rosyjską agresję i ma swoje problemy. Liczne przepisy, rozwiązania i struktury nie są adekwatne do potrzeb długotrwałej wojny. Wspaniałe wyniki ukraińskiego wojska w walce są oparte w istotnym stopniu na duchu i odwadze Ukraińców, a nie na sprawnie działającej organizacji, czy umiejętnościach i naukach nabytych w ciągu szkolenia oraz działania. Poleganie na odwadze jest na dłuższą metę zdecydowanie zbyt kosztowne dla Ukrainy” – pisze w swoim artykule zawierającym esencję jego wniosków oraz zaleceń.

Typów tyle, co typujących

Czy to jednak oznacza, że ukraińskie wojsko jest niezdolne do odzyskania inicjatywy? Wśród obserwatorów dominuje przekonanie, że nie. Rosyjskie wojsko też zmaga się z licznymi problemami. Właśnie wykrwawia się, w wielu miejscach prowadząc trudne do zrozumienia frontalne ataki na silnie umocnionych Ukraińców. Pytanie jednak, jak efektywnie ci ostatni będą w stanie prowadzić swoje działania ofensywne. Podstawowy problem jest taki, że Rosjanie są znacznie lepiej przygotowani niż pod koniec lata 2022 roku. Mają liczne rozbudowane pozycje obronne i znacznie więcej ludzi do ich obsadzenia. Raczej nie ma co się spodziewać powtórki wydarzeń z obwodu charkowskiego we wrześniu, gdzie Ukraińcy przełamali rosyjskie linie obronne, wcześniej skrajnie osłabione przez zabieranie oddziałów do walk w Donbasie.

Amerykański analityk Michael Kofman stwierdził niedawno w podkaście portalu „War on the Rocks”, że jego zdaniem nie należy się nastawiać na jakieś wielkie ukraińskie uderzenia w stylu najsłynniejszych operacji zmechanizowanych w historii. Przełamania frontu, błyskawiczne marsze na dziesiątki kilometrów, uciekających w popłochu Rosjan i grube strzałki na mapach sięgające w głąb terenów okupowanych. Do tego Ukraińcy jego zdaniem nie mają sił, bo takie operacje wymagają znacznych środków, dobrego dowodzenia, łączności i logistyki. Raczej spodziewałby się czegoś w rodzaju walk o Chersoń. Czyli metodycznego podgryzania Rosjan, serii mniejszych uderzeń obliczonych na zajęcie kolejnych silnie bronionych obszarów i wywieranie ciągłej presji. Twierdził przy tym, że samą próbę ofensywy Ukraińcy właściwie na pewno podejmą. Pytanie kiedy.

„Kiedy” to kolejny przedmiot gorących dyskusji. Od głosów, że już niebawem w kwietniu, kiedy na dobre wyschnie błoto na polach wschodniej i południowej Ukrainy. O takiej „ofensywie wiosennej” zaczynającej się od razu po roztopach bardzo często mówią sami Ukraińcy. Wiosna ma jednak to do siebie, że trwa trzy miesiące, więc co do zasady może to być również czerwiec czy maj. W połowie marca Mychajło Podolak, jeden z doradców prezydenta Wołodymira Zełeńskiego, powiedział włoskiej gazecie „La Stampa”, że ukraińskie wojsko będzie gotowe „w ciągu około dwóch miesięcy”. Czyli do połowy maja. Termin majowy jest też wskazywany wprost na przykład w jednym z artykułów portalu „Politico”, gdzie pada z ust anonimowych amerykańskich urzędników. Nie jest jednak wykluczone, że tak naprawdę będzie to dopiero lato, kiedy będą już gotowe oddziały uzbrojone w zachodni sprzęt ciężki, czyli czołgi i bojowe wozy piechoty, na których Ukraińcy dopiero się szkolą. Problem w tym, że polityka nie pozwoli wojsku zbyt długo zwlekać. Potrzeba jakichś sukcesów, których łaknie ukraińskie społeczeństwo i zachodnia opinia publiczna, a to nie są błahe czynniki.

Pozostaje jeszcze kwestia „gdzie”. Najpopularniejsza teoria to ta o Zaporożu i ataku na Malitopol lub Berdiańsk, celem przecięcia korytarza lądowego na Krym i stworzenia poważnego zagrożenia dla samego półwyspu. O takim zamiarze mówił otwarcie w lutym w rozmowie z „Deutsche Welle” Wadim Skibicki, przedstawiciel ukraińskiego wywiadu wojskowego. Jednak na wojnie lepiej nie komunikować wprost swoich zamiarów i dbać o zaskoczenia. Dlatego jest możliwe, iż pompowanie balonika z napisem „ofensywa na Zaporożu” ma na celu tylko wprowadzić Rosjan w błąd. Niedawna seria niewielkich ukraińskich ataków w tym rejonie może być elementem tej gry. Gdzie tak naprawdę Ukraińcy chcieliby zaatakować, wie pewnie tylko wąska grupa najwyższych dowódców i oficerów sztabowych, oraz grupa oficerów państw NATO, którzy wraz z ukraińskimi kolegami prowadzą gry wojenne, symulując różne warianty domniemanej wiosennej ofensywy.

Dotychczasowy przebieg wojny pozwala mieć wiarę w to, że ukraińskie najwyższe dowództwo, korzystające z zachodniego doradztwa wie, co robi. Nie wyklucza to oczywiście możliwości pomyłki, bo wojna nigdy nie postępuje tak, jak przewidują plany. Nie pozostaje nic innego, niż mieć nadzieję i słać Ukraińcom jak najwięcej wsparcia.

Źródło: gazeta.pl

1 thought on “Nadchodzi decydujące starcie czy to złudne nadzieje? Ukraińcy i ich kontrofensywa

  1. Trudno nie pogodzic sie z autorem. Jasno jedno, ze Zachod bez sumienia zarabia na wojnie i kraj przyczynia sie tez do tego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com