Reżim w Mińsku może chcieć wywołać starcia zbrojne na granicy. Wchodzimy w niebezpieczną i – jak się wydaje – decydująca fazę gry

Sytuacja na Białorusi ulega dramatycznemu zaostrzeniu. W opinii niektórych politologów (takich jak Witalij Cygankow) możemy mieć do czynienia z celowym eskalowanie działań agresywnych przez reżim, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej, po to aby doprowadzając do zaostrzenia sytuacji, np. na granicy z Polską, móc wprowadzić stan wojenny, by utrzymać władzę.

autor: president.gov.by/cc/Wikimedia Commons

Nie ulega wątpliwości, że 28 września może okazać się datą przełomową, jeśli chodzi o sytuację na Białorusi. W Mińsku w czasie próby wejścia do prywatnego mieszkania Andrieja Zelcera, 31-letniego pracownika jednej z tamtejszych firm komputerowych zastrzelony został funkcjonariusz KGB i sam właściciel mieszkania. Cała sprawa jest mocno niejasna, akcja przeprowadzona przez funkcjonariuszy w zgodnych opiniach, zarówno ukraińskich jak i rosyjskich specjalistów, pytanych przez dziennikarzy, daleka była od profesjonalizmu. Nie ma, zdaniem niektórych komentatorów, nawet pewności czy Zelcer zginął, bo na filmach prezentowanych w reżimowych mediach nie widać ani jego ciała, ani śladów krwi. Pojawiła się wersja, że mógł on uciec, są też głosy, iż w gruncie rzeczy mamy do czynienia z inscenizacją ze strony reżimu.

Zwiększenie represji

Ten z pewnością ma zamiar wykorzystać ten „akt terroryzmu” w celu zwiększenia i to drastycznego, poziomu represji przeciw wszystkim, którzy uznani są przez służby za przeciwników reżimu. Z pewnością Zelcer nie jest terrorystą, miał strzelać z broni myśliwskiej, na którą miał oficjalne pozwolenie, ale z punktu widzenia machiny propagandowej reżimowych mediów to nie ma znaczenia. Pierwszą ofiarą nowej fali represji padła, co ciekawe, białoruska mutacja Komsomolskiej Prawdy, która została zablokowana po tym, jak napisała, że Zelcer był „spokojnym i pokojowo nastawionym człowiekiem”. Natalia Ejsmont, rzeczniczka Łukaszenki powiedziała, przytaczając słowa dyktatora, że to co się stało „nie pozostanie bez kary”, a Igor Sergijenko, kierujący administracją Łukaszenki oświadczył, że ci którzy „dostrzegają w przestępcy świętą ofiarę” zostaną wykryci i ukarani. Już dzisiaj niezależny portal tut.by informuje o zatrzymaniu w różnych miastach Białorusi co najmniej 50 osób, które w sieciach społecznościowych ciepło wyrażały się o Zelcerze.

Równolegle Konstantin Byczek, zastępca naczelnika zarządu dochodzeniowego białoruskiego KGB poinformował o ujawnieniu przez służby sieci zakonspirowanych komórek organizacji nazywającej się Ruch Robotniczy. W świetle oficjalnej wersji miałaby to być organizacja, której uczestnicy planowali akty dywersji w najważniejszych białoruskich zakładach przemysłowych takich jak rafineria Naftan czy Grodno – Azot. Sam Łukaszenka przed tygodniem, w trakcie spotkania z wicepremierem Parchomczukiem i ministrem przemysłu Nazarowym mówił o „szpiegach” w białoruskich przedsiębiorstwach, którzy donoszą Zachodowi w jaki sposób Mińsk ma zamiar obejść wprowadzone sankcje.

Wówczas odczytywano to jako wyraz narastającej „szpiegomanii” dyktatora, czy wyraz obaw przed strajkami w zakładach przemysłowych na tle pogarszających się warunków życia (inflacja na Białorusi w skali roku oscyluje w okolicach 10 proc. i realne płace spadają w ostatnich miesiącach), teraz jednak wydaje się, że uwagi Łukaszenki mogły być zapowiedzią szerszej akcji represyjnej.

Jednocześnie w internecie ujawniły się grupy, które twierdzą, że prowadzą walkę zbrojną z reżimem Łukaszenki. Jedna z nich zamieściła film przedstawiający jak z drona obrzucane są workami z płynem łatwopalnym koszary białoruskiego OMON-u. Tego rodzaju nagrania uwiarygadniają, nie rozstrzygając czy mamy do czynienia z inscenizacją służb specjalnych czy rzeczywistą działalnością „partyzantów”, narrację reżimu w świetle której kraj jest obiektem agresji kolektywnego Zachodu.

Wraz z zaostrzeniem sytuacji na granicy z Polską, a w świetle ostatnich doniesień doradcy Cichanouskiej Franaka Viačorki, iż szturmujący ją „uchodźcy” otrzymują od białoruskich służb metadon, dostali uniformy wojskowe a białoruscy pogranicznicy pozorują strzały i rzucanie granatów w polską stronę, niektórzy niezależni eksperci są zdania, że Łukaszenka może dążyć do wywołania konfliktu zbrojnego.

Witalij Cygankow powiedział Radio Svoboda, iż tego rodzaju operacja może być świadomym działaniem reżimu. Łukaszenka chce nie tylko uwiarygodnić swa wersję, iż ubiegłoroczne masowe wystąpienia były organizowane przez obce służby, ale dążąc do eskalacji napięcia chce uzyskać pretekst, który pozwoliłby mu wprowadzić na czas nieokreślony stan wyjątkowy lub wojenny. W efekcie zapowiedziane na „nie później niźli w lutym” przyszłego roku referendum konstytucyjne, które miałoby rozpocząć proces zmiany modelu władzy na Białorusi i stopniowego odchodzenia dyktatora mogłoby zostać odwleczone w czasie. A to czas jest tym, o co wydaje się grać teraz białoruski dyktator.

Ostatnie spotkanie Łukaszenki z członkami „komisji konstytucyjnej” w toku którego dyktator mówił, że „jest jeszcze wiele pracy do zrobienia” wskazuje, iż w obozie władzy trwa wewnętrzna debata na temat najlepszych rozwiązań. Oficjalny projekt przewiduje wyposażenie w specjalne rozszerzone kompetencje Białoruskiego Zgromadzenia Narodowego, ciała, będącego do tej pory rodzajem pozakonstytucyjnej platformy negocjacyjnej, którego członkowie nie pochodzą z wyboru. Miałoby ono stać się czymś w rodzaju „super parlamentu” uprawnionego do zatwierdzania wyborów prezydenckich lub zdjęcia z urzędu głowy państwa gdyby ta sprzeniewierzyła się swoim obowiązkom. Spekuluje się, że to Łukaszenka mógłby stanąć na czele tego organu władzy uzyskując, trochę na wzór rozwiązań wprowadzonych w Kazachstanie, status „super arbitra” mającego w najważniejszych sprawach państwowych ostatnie słowo.

Decydująca faza gry

Obserwatorzy zwrócili też uwagę na znaczne zaostrzenie, w ostatnich dniach, retoryki Łukaszenki, skierowanej przeciw Ukrainie. Jest to o tyle zaskakujące, że Kijów prowadzi wobec Mińska bardzo powściągliwą politykę. Dość przypomnieć, iż Chichanouska nie była do tej pory na Ukrainie a jeśli chodzi o politykę europejskich sankcji, Kijów poparł tylko ich pierwszą rundę, nie przyłączając się do zaostrzających je kolejnych postanowień. Nadal Ukraina jest największym rynkiem zbytu dla białoruskich produktów ropopochodnych (rafineria w Mozyrzu). Tym nie mniej na niedawnym spotkaniu z przedstawicielami resortów siłowych Łukaszenka wprost zaatakował Kijów mówiąc, że na jego terenie znajdują się obozy szkoleniowe dla „terrorystów” którzy mają za zadanie przeniknąć potem na Białoruś, a NATO-wskie centra szkoleniowe znajdujące się na Ukrainie są w istocie zamaskowanymi bazami wojskowymi, których istnienie destabilizuje sytuację w regionie.

Igor Tyszkiewicz, białoruski politolog pracujący na Ukrainie powiedział portalowi Naviny, że w jego opinii Łukaszenka prowadzi złożoną grę w wyniku której próbuje odbudować swe pole manewru. Z jednej strony zaostrzenie antyukraińskiej retoryki i deklaracje na temat dyslokacji rosyjskich systemów S-400, po tym jak Białoruś je zakupi, nad granice z Ukrainą ma mu zagwarantować wsparcie Moskwy, które jest dla niego krytycznie ważne. Z drugiej zaś Mińsk, który zaskoczony został twardą postawę Unii Europejskiej w kwestii kryzysu migracyjnego nadal liczy, że po zaostrzeniu eskalacji stanowisko kolektywnego Zachodu ulegnie korekcie i jakiś finansowy „deal” będzie możliwy.

Wydaje się, że możliwości finansowe białoruskiego reżimu się kurczą. Białoruś nadal po pierwszym półroczu ma pozytywny wynik bilansu handlowego, ale zapowiedziane zaostrzenie sankcji może stanowić dla białoruskiego budżetu poważny problem. W pierwszym półroczu Mińsk musiał więcej wydać na spłatę długów niźli udało mu się zaciągnąć pożyczek, płace realne spadają, najszybciej w sektorze budżetowym a niezadowolenie w zakładach przemysłowych wydaje się rosnąć, co potwierdza odkrycie przez służby komórek Ruchu Robotniczego.

Mamy, jak się wydaje, do czynienia z niebezpieczną mieszanką determinacji po stronie reżimu w Mińsku i zamysłu, że aby przetrwać musi doprowadzić do korzystnego – z własnej perspektywy – rozstrzygnięcia problemów z migrantami. Przeciąganie konfliktu działa na niekorzyść reżimu, który może chcieć eskalować, po to zszokować Europę. Wchodzimy w niebezpieczną i – jak się wydaje – decydująca fazę gry.

Marek Budzisz

Żródlo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com