Złoto rzeczywiście zyskuje na wartości?
Po tzw. szoku Nixona w październiku 1971 r., gdy opuściliśmy system parytetu złota na rzecz swobodnego kursu walut, warto zauważyć, że kurs króla metali od tego czasu wzrósł o 4461 proc. Zastanówmy się, jakie czynniki wpływają na długoterminowe notowania złota. Czy inwestycja w ten kruszec rzeczywiście generuje dodatkową wartość, czy też jedynie utrzymuje ją w czasie?
Ilość pieniądza w gospodarce mierzy się na różne sposoby. Najbardziej podstawowym i intuicyjnym miernikiem jest ilość gotówki w obiegu. Nie obejmuje ona jednak zapisów na kontach bankowych. Po uwzględnieniu tego elementu tworzy się tzw. agregat monetarny M1. Jednak środki zdeponowane na lokatach bankowych i w inwestycjach krótkoterminowych mogą być również uznawane za „uśpiony pieniądz”. W rezultacie po uwzględnieniu tych wartości uzyskujemy agregat M2. Od roku 1971 dodrukowano olbrzymią sumę pieniędzy. Ilość dolarów w obiegu wzrosła o 3840 proc., agregat M1 o 7914 proc., a M2 o 2923 proc.
O ile długoterminowy trend ilości pieniądza koreluje z ceną złota, analiza zależności zmiany ceny kruszcu w stosunku do wartości tych mierników za pomocą współczynnika korelacji wykazuje wartości od 0,03 do 0,05. Oznacza to, że w krótkim terminie zmiana wartości złota nie jest istotnie związana z wielkością dodruku pieniądza. To może wynikać z prostego założenia, że ilość pieniądza wzrasta wraz z rozwojem gospodarek. Zgodnie z klasyczną szkołą ekonomii zakłada się, że dodruk powinien być proporcjonalny do ilości wyprodukowanych dóbr w gospodarce. Stąd nie każdy nowy pieniądz będzie dostępny do zakupu złota.
Lepszym miernikiem od ilości dodruku, który uwzględnia wartości względne, jest ogólny wzrost cen, czyli inflacja. Dwa najpopularniejsze wskaźniki inflacji to CPI oraz PCE, różniące się składem koszyka dóbr konsumpcyjnych. Od 1971 r. skumulowana inflacja CPI w Stanach Zjednoczonych wyniosła 655 proc., a inflacja PCE 485 proc. Jeśli chcielibyśmy zmierzyć inflację jako sumaryczny wzrost wszystkich cen w gospodarce, do tego celu służy mniej popularny wskaźnik, tzw. deflator PKB, który w tym okresie wzrósł o 475 proc. Oznacza to, że złoto w tym czasie nie tylko skutecznie chroniło nasz majątek przed spadającą siłą nabywczą naszej waluty, ale również wygenerowało zysk wynoszący od 504 do 693 proc. realnie ponad inflację. Co może wydawać się ciekawe, w tym okresie bardzo podobny wynik osiągnął główny amerykański indeks S&P 500 (bez uwzględniania dywidend).
Okazuje się, że krótkoterminowe zmiany inflacji trochę lepiej opisują zmiany cen złota względem poziomu dodruku. Mimo to zależność mierzona korelacją waha się od 0,16 do 0,19, co dalej oznacza praktyczny brak zależności ceny złota od poziomu inflacji.
Z przedstawionej analizy możemy wywnioskować, że na cenę złota tak naprawdę wpływa prosta zależność popytu i podaży. O ile wydobycie złota w czasie jest mocno ograniczone i wynosi od 1 do 2 proc. rocznie, to popyt na nie jest mocno zmienny.
W trzech kwartałach br. popyt na złoto spadł o 7,5 proc. r/r, cena tego kruszcu wzrosła o imponujące 12 proc., przekraczając poziom 2000 USD. Wśród największych nabywców złota znajdują się Chiny, Polska oraz Singapur. Rezerwy Chin zwiększyły się o 12,5 proc. (zakup 181 ton), Polski o ponad 44 proc. (105 ton), a Singapuru o 50 proc. (76 ton). W trzech kwartałach aż 24,8 proc. banków centralnych zwiększało udział kruszcu w swoich rezerwach, podczas gdy jedynie 16,2 proc. redukowało.
Popyt na złoto ze strony banków centralnych może się utrzymywać. Świadczy o tym m.in. zapowiedź prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego: „Będziemy kontynuować zakupy złota. Marzymy o osiągnięciu 20-proc. udziału złota w naszych rezerwach”. Obecnie udział złota w rezerwach NBP stanowi 11,2 proc.
Sytuacja zdaje się zmierzać do powtórki z czasów merkantylizmu, gdy państwa rywalizowały, by mieć jak najwięcej szlachetnego metalu w swoich skarbcach. Po co? Chodzi tu m.in. o podniesienie wiarygodności państwa w oczach inwestorów, zwiększenie bezpieczeństwa systemu finansowego czy dywersyfikację rezerw. W obecnych czasach, charakteryzujących się narastającymi niepokojami geopolitycznymi związanymi m.in. z wojną w Ukrainie oraz konfliktem w Izraelu i Strefie Gazy, złoto często staje się bezpieczną przystanią dla kapitału inwestorów, co może podtrzymywać popyt w 2024 roku, a stałe przebicie poziomu 2000 USD za uncję zdaje się znów tylko kwestią czasu.
Autor komentarza – Grzegorz Dróżdż, analityk Conotoxia Ltd. (Invest.Cinkciarz.pl).
Źródło: filarybiznesu.pl