Na ustach Polska, a w sercu Trump. Pięć kłopotów Nawrockiego

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
„Obywatelski” kandydat PiS słabnie w sondażach do tego stopnia, że na ustach wielu zawisa pytanie, czy w ogóle wejdzie do drugiej tury – a po konferencji programowej pytania tylko się mnożą. Karol Nawrocki ma kłopoty. Albo raczej kłopoty ma sztab, który próbuje tchnąć w niego ducha – pisze Marta Nowak z Gazeta.pl, współautorka podcastu „Co to będzie”.
28 lutego Sławomir Mentzen po raz pierwszy wyprzedził Karola Nawrockiego. W sondażu poparcia SW Research dla „Wprost” obywatelski kandydat PiS spadł na trzecie miejsce, odnotowując wynik o ponad 2 punkty procentowe niższy od konkurenta z Konfederacji. Jasne, jedno badanie wiosny nie czyni, a już zwłaszcza takie przeprowadzone metodą CAWI, czyli wyłącznie wśród internautów. Ale trend idzie właśnie w tę stronę. Średnie sondażowe (poniżej wykres przygotowany przez portal ewybory.eu) od tygodni jasno wskazują, komu tu rośnie, a komu spada. Karol Nawrocki ma w tej kampanii kłopot. I to niejeden.
Kłopot I. Pieniędzy nie ma i nie będzie
Udane albo nieudane strategie sztabu PiS – do których przejdziemy – to jedno. Pustki w skarbonce to drugie. W styczniu sam Jarosław Kaczyński nakłaniał naród do przelewania pieniędzy na Nawrockiego. „W normalnej sytuacji, zgodnej z prawem, te środki byśmy mieli” – mówił prezes. Oszczędźmy sobie długich wyjaśnień, co się wydarzyło między Państwową Komisją Wyborczą, Sądem Najwyższym i Ministerstwem Finansów. Dla tej kampanii ważne jest tyle, że subwencja dla PiS za ubiegły rok jest w tym momencie zablokowana. Sztab Nawrockiego zbiera więc drobne wpłaty, na wiecach sprzedaje kubki, smycze, bluzy, i generalnie ściubi ziarnko do ziarnka. Zamiast ogromnej, mocarstwowej konwencji dostał od partii dużo skromniejszą „konferencję programową”. Jak skomentował w rozmowie z „Faktem” poseł PiS Kazimierz Smoliński:
Życie jest brutalne i my nie mamy takich pieniędzy, jakie mają konkurenci.
Zostawiając już temat konwencji – reklamy same się nie nakręcą, billboardy same się nie wynajmą. Jak brak funduszy wpływa na możliwości w kampanii, tego tłumaczyć nie trzeba. Zwłaszcza kiedy trzeba wypromować kandydata, którego jeszcze parę miesięcy temu prawie nikt w Polsce nie kojarzył.Kłopot II. Charyzma głęboko ukryta
Kto nie oglądał konferencji programowej Nawrockiego, to może, ale nie musi, ja opiszę. Przenieście się myślami do szkolnych lat i wyobraźcie sobie akademię na Święto Niepodległości. Sala obwieszona flagami, biało-czerwone tło, biało-czerwony pulpit – a za pulpitem kandydat, sportowo wyprostowany, tyleż energicznie co monotonnie tłucze kolejne komunały o Polsce. Nawrocki chce zostać prezydentem „z miłości do Polski”, aby „załatwić sprawy obywateli państwa polskiego”. Polska musi stać się „sferą normalności”, ponieważ tego właśnie domagają się Polacy. (Tych, którzy już się zastanawiają, co w państwie Nawrockiego będzie uznane za nienormalne, zapraszam do sekcji „Kłopot V”). „Chcę, żeby Polska była wielka, żeby Polska była silna, żeby Polska była ambitna”. Patriotyczne frazesy lecą jak z karabinu. Kandydat ma silne płuca.
Jesienią, kiedy Karol Nawrocki został przedstawiony światu jako obywatelski kandydat PiS, publicyści mówili o jego robotycznej gestykulacji. Ruszać rękami od tego czasu nauczono go już lepiej. Ale nie przeminęło wrażenie, że patrzę na człowieka, który stoi i wypluwa z siebie kolejne okrągłe hasła, bo tak mu w sztabie podyktowali; na jakiś polityczną skorupę, w którą życie tchnął Jarosław Kaczyński i badania fokusowe. „Piękne wystąpienie, udane przedsięwzięcie” – tak po konferencji Nawrockiego sam prezes ocenił swe dzieło stworzenia. No cóż, z reguły jest tak, że Pigmalion patrzy na własną Galateę łaskawszym okiem niż reszta świata.
Nawrocki na konwencji prostuje się, grzmi, nadyma, stroi w prezydenckie miny, ale brak w tym całym przedstawieniu charyzmy, swady, błysku w oku. Żadnej z cech, które trudno zmierzyć i jeszcze trudniej wyćwiczyć – a które mogłyby odwrócić uwagę od tego, że miejsce w tym wyścigu zawdzięcza nie własnej politycznej pracy, nie poparciu ludzi (Nawrocki w życiu nie wygrał żadnych wyborów), tylko castingowi, który przeprowadził prezes Kaczyński. Trudno oszlifować karton tak, żeby błyszczał jak diament. Zostaje boksowanie na Instagramie i patriotyczna wata informacyjna.
Kłopot III. Uczucia do Ukrainy
Sorry, przepraszam! Jest taki temat, przy którym widać, że w Karolu Nawrockim budzi się pasja, a serce żywiej pompuje krew. Temat to ukraińscy uchodźcy. Weźmy jeden przykład, chyba najbardziej jaskrawy. „Mam takie sygnały, że obywatele, którzy przybyli tutaj z Ukrainy, sprawiają problemy w kolejkach do szpitali i do przychodni. Jestem zdania, że Ukraińcom nie powinno się żyć w Polsce lepiej niż Polakom. Jestem Polakiem, mam obowiązki polskie i w imieniu Polaków będę wykonywał swoją prezydenturę” – opowiadał niedawno Nawrocki. Znowu ta nieszczęsna Polska odmieniana przez wszystkie przypadki, ale zostawmy, nie to jest ważne.
Po pierwsze: nie jest prawdą sugestia, że Ukraińcy mają w ramach NFZ większe prawa niż Polacy. Po drugie: te sygnały to chyba od rosyjskich botów z Twittera, bo tego rodzaju propaganda jest w polskim internecie pchana już od roku 2022. Po trzecie: zagłodzić publiczną ochronę zdrowia, a potem wielkim głosem szczuć na migrantów, że to niby przez nich nie można się dostać do lekarza, to najbanalniejsza w świecie zagrywka z prawicowej książeczki. A po czwarte (i to jest w kontekście tego tekstu najważniejsze): Nawrocki kopiuje tu Mentzena, który mówi to samo, tylko dobitniej („zapychają nam kolejki”, „turystykę medyczną sobie zorganizowali za nasze pieniądze”).Sztab kandydata PiS oczywiście pozwala mu szczuć na Ukraińców dlatego, że tak im wyszło z badań: wyborcy mają coraz mniej przyjaznych uczuć dla uchodźców zza naszej wschodniej granicy. Sztab liczy też na to, że w drugiej turze Nawrocki przejmie elektorat Mentzena, inaczej o Pałacu nie ma co marzyć. Ale jeśli chodzi o straszenie uchodźcami z Ukrainy, mam poważne podejrzenie, że Mentzen jednak będzie umiał obejść Nawrockiego z prawej. I to prościej – zręczniej grając na lękach, mniej dmąc w patriotyczne trąby.
A w tej kampanii na antyukraińskim polu w ogóle zrobiło się ciasno. Z prawej kandydata PiS dociska Sławomir Mentzen, ale z lewej jest Rafał Trzaskowski, któremu z fokusów wyszło to samo co Nawrockiemu, więc jakiś czas temu zaczął apelować o odbieranie 800 plus Ukrainkom. W dalszej części stawki są jeszcze Grzegorz Braun i Marek Jakubiak. Przed antyukraińskim wyborcą pręży muskuły aż pięciu kandydatów. Tyle że do maja wciąż jeszcze daleko. Ostatnio polskie lęki przed wojną z Rosją przygasły. Ale jeśli teraz – po tym, jak Trump wziął stronę Putina – Polacy znowu poczują strach przed rosyjskim najazdem (a być może także dumę ze swojego miejsca w ciaśniejszym europejskim proukraińskim sojuszu), ich uczucia do walczącej Ukrainy mogą znowu się ocieplić. I za dwa miesiące może się okazać, że antyukraińskich wyborców do podziału aż tak wielu znowu nie ma.Kłopot IV. Bezpieczeństwo? Trump, Trump, Trump
W poniedziałek 3 marca Bogdan Rymanowski w programie „Gość Radia Zet” pytał Karola Nawrockiego o szereg spraw międzynarodowych. Słuchało się tego… dobrze, nie będę opisywać impresji, przytoczę tylko, co kandydat powiedział. Nawrocki krytykował Wołodymyra Zełenskiego, który według niego rzekomo „zachowuje się w sposób nieprzyzwoity do swoich sojuszników, także do Polski” (cytuję bez poprawiania polszczyzny). Wyznał, że ma do Ukrainy podobny stosunek jak Donald Trump – to znaczy oczekuje aktów dziękczynnych. Zapytany, czy Polska powinna zerwać stosunki dyplomatyczne z Rosją, odrzekł, że tak – a potem wyjaśniał to tak mgliście, że było widać, że sam nie bardzo wie, o czym mówi. A pytany, czy pragnienie Elona Muska o wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z NATO nie jest powodem do zmartwień, Nawrocki odpowiedział, że bardziej zaniepokojony jest słowami Friedricha Merza, przyszłego kanclerza Niemiec (więcej mówiliśmy o nim w ostatnim odcinku podcastu „Co to będzie”) – który po prostu trzeźwo założył, że USA pod rządami Trumpa może wycofać swoje zaangażowanie militarne z Europy.
Andrzej Duda uważa Donalda Trumpa za wielkiego przyjaciela. Posłowie PiS klaskali Donaldowi Trumpowi w Sejmie. Karol Nawrocki też przykleił się do Donalda Trumpa jak rzep do psiego ogona, nie patrząc, w którą stronę ten ogon macha. Tymczasem Trump mówi Moskwą, właśnie wstrzymał amerykańskie wsparcie dla Ukrainy, kilka dni wcześniej ogłosił, że nałoży na produkty z Unii Europejskiej 25-procentowe cła. Jak kandydat na prezydenta RP reaguje na to, że świat trzęsie się w posadach? Udaje, że jak zamknie oczy, to tego nie ma. Że jest rok 2017, a nie 2025. Odpowiedzialność za państwo? A po co to komu, skoro z badań wyszło, że wyborcy PiS nadal ufają Trumpowi. A na pytania zadane z zaskoczenia, których sztab się nie spodziewał (stosunki dyplomatyczne z Rosją!), odpowiada spontanicznie, tak jak mu się skojarzyło. Zlituję się, nie będę przytaczać komentarzy na YouTubie pod wywiadem Nawrockiego w Radiu Zet. Dość powiedzieć, że ludzie zastanawiają się, czy kandydat przeczytał w życiu choć jedną książkę. Kłopot V. Program dla konfederatów
Na koniec wejrzyjmy w 21 postulatów programowych, które ogłosił Karol Nawrocki. W ramach budowania dobrobytu głównym pomysłem sztabu PiS jest – jak u Konfederacji – obniżanie podatków. Nowy prezydent miałby wetować wszelkie ich podwyżki, a sam, własną mocą, m.in. zredukować VAT, zlikwidować podatek Belki czy podatek od dziedziczenia. Wysilam umysł, ale jakoś trudno mi uwierzyć, że Polacy – bo przecież to ich słucha Nawrocki – w czasie spotkań podchodzą do kandydata i błagają: „Niech pan wpisze do Konstytucji, żeby nie było podatku katastralnego”. Być może Nawrocki zabiega o potężny elektorat flipperów.
W ramach filaru „Bezpieczeństwo” pierwsze miejsce zajmuje postulat (przytaczam w oryginalnym brzmieniu) „Stop pakt migracyjny”. Fajnie, też jak u Konfederacji: głównym zagrożeniem nie jest dla nas Rosja, tylko ludzie poszukujący azylu. Dalej mamy punkt „Bezpieczeństwo ponad podziałami”, a w nim cokolwiek lakoniczna fraza „silni w NATO”. Nie wiadomo, co to znaczy. No i element obowiązkowy: walka z wokeness. Jest oczywiście u Nawrockiego panika moralna wokół transpłciowości, bo bez tego się dziś nie da. Dość „reinterpretacji przyrodzonej tożsamości płciowej naszych dzieci” – mówił na konferencji programowej kandydat i dodawał, że ze szkoły dziecko musi wychodzić Polakiem.
Po Prawie i Sprawiedliwości sprzed dekady, kiedy Beata Szydło, niczym matka Polaków, dawała dzieciom 500 plus, nie został w tej kampanii już nawet ślad. Mamy za to obniżki podatków, ukłony w stronę flipperów i ogłaszanie, że są dwie płcie. 21 pomysłów na grafikach Nawrockiego to jest sklejka od Sasa do lasa, którą mógłby wypluć ChatGPT na hasło „wygeneruj prawicowe postulaty”. Jeśli chodzi o pomysły fiskalne, stosunek do Zielonego Ładu czy praw człowieka – sztab PiS postawił swojego kandydata na tym samym boisku, na którym od lat gra Sławomir Mentzen. Może liczą na to, że Nawrocki pokona go tym, ilu w tej kampanii wójtom, góralom i gospodyniom uściśnie ręce. Ale z tym może być trudno. Mentzen też jeździ ze swoim stand-upem po Polsce. W marcu daje trzy występy dziennie
Nie warto dziś wróżyć z fusów, kto w maju wejdzie do drugiej tury. Wyobraźnię ludzi w Polsce zdominowały ostatnio nie nazwiska Trzaskowskiego, Nawrockiego i Mentzena, tylko Trumpa, Putina i Vance’a. To zupełnie normalne i świadczy o trzeźwej ocenie rzeczywistości. Nowy przywódca USA właśnie wywraca do góry nogami światowy porządek, który znamy od pokoleń, i to będzie miało na losy naszego kraju większy wpływ niż partyjne barwy prezydenta. Geopolityczna atmosfera bardzo wpłynie też na decyzje polskich wyborców przy urnach (w tym na decyzję, czy w ogóle do tych urn iść). To, czy Nawrocki zrobi taką czy inną minę i ile odwiedzi gmin, ma drugorzędne znaczenie w porównaniu z rozwojem wydarzeń w Ukrainie, działaniami Trumpa i europejską reakcją.
Ale jedno pytanie możemy sobie zadać. Jakiego kandydata na trudne czasy chcą ludzie? Silnego, jasne, ale bądźmy poważni, nie chodzi o siłę sygnalizowaną za pomocą instagramowej rolki w bokserskim ringu. Ani też – o tym pisałam niedawno, wyjaśniając, jakie błędy kampanii Kamali Harris powiela Rafał Trzaskowski – o to, kto będzie bardziej bezwzględnie prawicowy. Polityczny samiec alfa nie ściga się, kto bardziej skopie uchodźców. Polityczny samiec alfa przychodzi ze swoimi (słowo-klucz) przekonaniami i wartościami, kładzie je na stół, jest gotowy ich bronić – i widać w tym autonomię, własną myśl, widać, że to nie są poglądy wykoncypowane czy narzucone przez szefa. (Ta niezależność to przecież duża część uroku, którym amerykańskich wyborców uwiódł Donald Trump). O ile Rafał Trzaskowski ma z tym wszystkim pewien kłopot, to w przypadku Karola Nawrockiego sprawa wydaje się beznadziejna.
Wskaźniki autonomii i autentyczności u kandydata PiS są na minusie. I dokładnie te dwie przewagi ma nad Nawrockim Sławomir Mentzen. Po pierwsze: jest szefem własnej partii, nie stoi nad nim żaden prezes-demiurg, kandydaturę wydrapał sobie w koalicyjnym ugrupowaniu sam. Po drugie: od dawna trzyma się tych samych narracji, a nie deklamuje to, co sztabowi wyszło z badań aktualnych nastrojów. (Nie twierdzę, że Mentzen w ogóle się badaniami nie inspiruje, ale zasadniczą wizję świata ma spójną od lat). I znów: może karta Nawrockiego się odwróci. Ostatnio polską kampanią prezydencką aż tak miotały dziejowe wichry chyba za czasów Lecha Wałęsy; w generowanym przez Trumpa turboprzyspieszonym geopolitycznym chaosie trudno patrzeć na dwa miesiące do przodu. Ale też: może w trudnych czasach łatwiej dostrzec, kto jest politycznym produktem marketingowym, który stoi i klepie sztabowy przekaz.
Źródło: gazeta.pl