„Rząd boi się buntu”. Ekspertka Rady Medycznej ostrzega: „Zachoruje 10 milionów Polaków”

Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski Źródło: East News, fot: Jacek Dominski/REPORTER

Rachunek za niezaszczepionych zapłacą ich rodziny. To się może skończyć dramatem – mówi zasiadająca w Radzie Medycznej przy premierze prof. Anna Piekarska, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala im. Biegańskiego w Łodzi.

Wirtualna Polska: Liczba osób zakażonych koronawirusem rośnie lawinowo. Dlaczego, wbrew oczekiwaniom ekspertów, rządzący zwlekają z wprowadzeniem restrykcji?

Prof. Anna Piekarska: To najlepiej wiedzą rządzący…

Czy rządzący powinni wprowadzić restrykcje?

Przede wszystkim trzeba egzekwować już obowiązujące przepisy. Przecież ludzie ignorują nakazy noszenia maseczek tam, gdzie wskazuje na to prawo. I nikt tego nie pilnuje. Policja sprawdza, czy maseczki są noszone w komunikacji miejskiej, ale już w galeriach handlowych – nie. To błąd.

Ludzie powinni być karani za nienoszenie maseczek?

Moim zdaniem tak. Ale należy podejść do tego prewencyjnie, przede wszystkim powinniśmy egzekwować posiadanie paszportów covidowych. Przecież te paszporty nie są po nic! Inne kraje potrafią wykorzystać swoje możliwości prawne, które pozwalają na ograniczenia dla niezaszczepionych. Właśnie poprzez sprawdzanie certyfikatów covidowych. One nie są tylko po to, by móc wyjechać na wakacje.

Regionalny lockdown?

Tam, gdzie liczba zakażeń rośnie w tempie bardzo szybkim – czyli we wschodnich województwach – jakaś forma lockdownu powinna być wprowadzona. Przynajmniej dla niezaszczepionych. To konieczność.

Minister Adam Niedzielski sugerował wprowadzenie obostrzeń w regionach najmniej zaszczepionych, ale nic za tymi zapowiedziami nie idzie. Czy minister opiera się w tej sprawie na rekomendacjach Rady Medycznej?

Nie. Rada Medyczna przede wszystkim od dawna postuluje obowiązek szczepień w opiece medycznej, szkołach i handlu. Gdyby taki obowiązek wprowadzono, to już byłoby bardzo dużo. Mało tego – rząd, a właściwie resort zdrowia, przygotował ustawę, na podstawie której pracodawca mógłby sprawdzić, czy jego pracownicy są zaszczepieni i ten obowiązek egzekwować. Ale nie zdecydowano się wprowadzić tego projektu do Sejmu. Rada Medyczna uważa, że to błąd. Ten projekt powinien być procedowany dwa miesiące temu, teraz jest już za późno.

Ponad 50 proc. ludzi w Polsce jest zaszczepionych.

Niewiele. A efekt szczepień będzie spadał. Już to widzimy: nawet osoby, które są zaszczepione dwiema dawkami, zaczynają chorować. Zwłaszcza te mniej odporne. „Zawdzięczamy” to 10 milionom niezaszczepionych Polaków.

Nie wykorzystaliśmy potencjału szczepień?

Oczywiście, że nie. Gdybyśmy wykorzystali, to osoby zaszczepione by nie chorowały.

Co Państwo, jako Rada Medyczna, rekomendują rządowi?

Przede wszystkim obowiązkowe szczepienie w szkołach i handlu. Tu jest ogromny potencjał do zakażeń. Rekomendujemy także wprowadzenie ograniczeń w regionach, gdzie liczba zachorowań przekracza poziom 25 osób na 100 000 mieszkańców. Wszystkie te rekomendacje przedstawiliśmy panu premierowi i ministrowi zdrowia na piśmie.

Obostrzenia tylko dla niezaszczepionych?

Nie powinniśmy karać lockdownem odpowiedzialnych Polaków, którzy się zaszczepili. Lockdown zatem nie powinien obejmować wszystkich, tylko tych, którzy postanowili covid przechorować. Bo zachoruje absolutnie każdy niezaszczepiony. Mówiąc wprost: zachoruje 10 mln osób. I będziemy się z tym mierzyć co najmniej kolejne 1,5 roku.

Eksperci – zarówno lekarze, jak i analitycy polityki – twierdzą, że wprowadzanie obostrzeń może być źle odebrane przez obywateli niezaszczepionych, spośród których duża część to wyborcy PiS. Dlatego rząd się na to nie decyduje. To trafna obserwacja?

Powiem tak: zarówno premier, jak i minister Niedzielski rozumieją argumenty Rady Medycznej. Zawsze to powtarzają. Ale do tego dochodzi „nadbudowa” polityczna. I finalna decyzja zawsze jest wypadkową argumentów politycznych. Rada Medyczna jest ciałem doradczym, nie decyzyjnym. Decyzje zapadają więc poza Radą.

Niektórzy członkowie Rady Medycznej powtarzają, że rząd lekarzy słyszy, ale nie słucha. Że Rada swoje, a rząd swoje. To prawda?

Rząd w pewnym stopniu słucha argumentów Rady. Ale – niestety – gdy trzeba podjąć zdecydowane, czasem radykalne, ale konieczne kroki, w rządzie rodzą się obawy.

Może pani profesor zdradzić, jakie to obawy?

Że radykalne kroki wywołają bunt społeczny. Że będzie efekt „odbicia” i będzie jeszcze gorzej.

Przekonują Państwo podczas posiedzeń Rady, że to błędne myślenie?

Nie jestem politykiem, jestem lekarzem. Nie chcę zatem oceniać, czy rząd interpretuje to dobrze, czy nie. My wiemy, z punktu widzenia lekarskiego, co jest dobre, a co nie, co powinno się wprowadzić, a co nie. Finalne decyzje nie należą jednak do nas.

O tych decyzjach rządu dowiadują się Państwo z mediów i z konferencji prasowych czy przedstawiciele rządu informują was wcześniej?

Różnie to wygląda. Tu nie ma reguły.

Wiceminister Waldemar Kraska w programie „Newsroom” Wirtualnej Polski przyznał, że rząd jest bliski podjęcia decyzji ws. wprowadzenia żółtych i czerwonych stref, że być może w okolicach tego weekendu zostaną takie decyzje ogłoszone. Jako Rada Medyczna Państwo coś na ten temat wiedzą?

Nie. Posiedzenia Rady Medycznej są często zwoływane dwie godziny przed, w ostatniej chwili.

Jeden z członków Rady, znany lekarz, powiedział mi, że nierzadko o posiedzeniu dowiadują się Państwo między posiłkami, w niedzielę…

To prawda. Na tę chwilę nic nie wiem o zwołaniu kolejnego posiedzenia Rady Medycznej.

Proszę powiedzieć szczerze: nie czują się Państwo zniechęceni?

W Radzie Medycznej działamy społecznie. Nie oczekujemy żadnego wynagrodzenia. A i tak wylewa się na nas hejt za ratowanie ludziom życia. To się w głowie nie mieści. Wykonujemy swoje obowiązki bardzo rzetelnie, bardzo ciężko pracujemy od początku pandemii, a i tak się w nas uderza.

Zapytam wprost: funkcjonowanie Rady Medycznej ma sens, skoro nie ma ona większego wpływu na decyzje rządu?

Powiem tak: bardzo nie chciałabym dojść do takiego wniosku.

Mam wrażenie, że w mediach praca Rady Medycznej sprowadzana jest wyłącznie do kwestii obostrzeń i rekomendacji z tym związanych. A przecież to nie jest prawda.

Oczywiście, że nie. Zajmujemy się organizacją opieki medycznej w czasach covidu. Tu nasza rola jest bardzo duża. Dzielimy się naszymi doświadczeniami, bo wiemy, co dzieje się na samym dole. Widzimy to przecież na własne oczy. I udało nam się wyegzekwować pewną konstrukcję opieki medycznej w pandemii. Pod tym względem zrobiliśmy bardzo wiele – w obszarze leków, szczepień. Muszę przyznać, że bardzo pomagał nam w tym pan premier, który przyjmował nasze argumenty.

Rada Medyczna będzie działać dalej?

Mimo wszystko uważam, że jesteśmy w stanie razem jeszcze bardzo wiele zrobić.

W jakiej sytuacji dziś jesteśmy?

Bardzo trudnej. A niestety widzimy dziś bardziej próby gaszenia pożaru. Skutki będą bolesne. Czas na radykalne decyzje był tydzień-dwa temu. Zwłaszcza, że przecież wiadomo było, że mała liczba zaszczepionych Polaków przełoży się na dużą liczbę zakażeń. Myśmy to wszyscy wiedzieli, a mimo to nie zdecydowano się na działania prewencyjne. Lekarze krzyczeli: dlaczego nie egzekwuje się przynajmniej tego, co już jest w prawie? Z drakońską konsekwencją? Nie ma odpowiedzi. No i są momenty, kiedy ja wchodzę do sklepu i zastanawiam się: czy mnie coś ominęło? Bo nikt nie ma maski. Tak, jakby pandemia się skończyła.

Mamy długi weekend, za chwilę kolejny długi weekend, Święta Bożego Narodzenia za pasem. Zenit czwartej fali przed nami?

Zdecydowanie tak. Myślę, że ta fala uderzy w nas bardzo mocno w połowie listopada lub na przełomie listopada i grudnia. Czekają nas bardzo ciężkie dwa miesiące. A jestem przekonana, że nie jest to fala ostatnia.

Wiosną będzie to samo?

Na pewno będziemy się musieli mierzyć z covidem również wiosną. Powtarzam: 10 milionów przechoruje covid. I co najmniej 1,5 roku zajmie nam zmaganie się z pandemią. Niezaszczepieni ciężko za to zapłacą. Zapłacą ich rodziny. Zapłacą babcie, dziadkowie…

Niektórzy lekarze zwracają uwagę, że jeśli sięgniemy pułapu 30 tys. zakażeń jednego dnia, to system ochrony zdrowia sobie z tym nie poradzi.

Uważam, że wydolność systemu jest do 10 tys. hospitalizowanych osób chorujących na covid. Wszystko, co będzie powyżej, będzie wymagało reaktywowania szpitali tymczasowych i ogromnych ograniczeń w niecovidowej opiece medycznej. Może skończyć się dramatem.

Źródło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com