Walka z czasem. „Nie chodzi o to, żeby tylko obronić miasto”
Odrobiliśmy lekcję po 1997 roku. Myśmy naprawdę się dobrze do tej powodzi przygotowywali – mówił w niedzielę w „Faktach po Faktach” senator i były prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz. Zaznaczył jednocześnie, że „nie chodzi o to, żeby tylko obronić miasto”. – Są takie miejscowości, gdzie są stare wały poniemieckie, gdzie może dojść do przesiąków, może dojść do przerwania wałów – alarmował. W Lądku Zdroju na Dolnym Śląsku trwa sprzątanie po wielkiej wodzie. Skala zniszczeń jest ogromna. – To był obrazek armagedonu – mówił dziennikarz TVN24 Radomir Wit.
Nowa Sól (woj. lubuskie) przygotowuje się na wielką wodę. Fala kulminacyjna do miasta ma wejść tej nocy.
– Jesteśmy jednym z nielicznych miast w Polsce, chociażby takich jak Opole, które odrobiły lekcje po 1997 roku. Myśmy naprawdę się dobrze do tej powodzi przygotowywali – mówił w niedzielę w „Faktach po Faktach” Wadim Tyszkiewicz, senator niezrzeszony, w latach 2002–2019 prezydent Nowej Soli.
Jak przypomniał, blisko trzy dekady temu miała miejsce „powódź tysiąclecia”. – W tym roku będzie porównywalnie, (…) ale jest zdecydowanie spokojniej – ocenił. Zaznaczył jednocześnie, że „nie ma bezpiecznej wysokości murów”. – Stany wód mogą być przekroczone, więc my przygotowujemy się na każdą ewentualność – podkreślił.
– Wiedzieliśmy, że ta woda do nas idzie. My z wielką pokorą podchodzimy do tego, co się wydarzyło na południu. Tam samorządowcy, mieszkańcy tych miast i gmin, nie mieli tyle czasu, co my. My mieliśmy co najmniej te pięć, sześć dni, żeby się do tego przygotować. I tak się stało. Trzeba mieć naprawdę ogromną pokorę do natury i do zjawisk, których się nie da przewidzieć – mówił senator.
„Nie chodzi o to, żeby tylko obronić miasto”
Przypomniał, że od wielu lat przygotowywano zabezpieczenie miasta. – Mamy ścianę przeciwpowodziową, mamy grodzie przygotowane, mamy mur oporowy, który chroni miasto przed wlewaniem się wody do wewnątrz, mamy przepompownię ścieków na rzece Czarnej Strudze, która zabezpiecza przed cofką – wymieniał.
– Zrobiliśmy wszystko, co jest potrzebne. Jeszcze dodatkowo sypaliśmy worki, układaliśmy dodatkowe zabezpieczenia, przygotowywaliśmy się na jeszcze wyższą wodę. Bo jeżeli woda będzie na przykład o 10-20 centymetrów wyższa niż prognozowana, to też musieliśmy być do tego przygotowani. Wzmacnialiśmy słabe punkty według nas – relacjonował. Zaznaczył, że ściana przeciwpowodziowa w Nowej Soli została zbudowana w 2016 roku. – Od tego czasu troszkę minęło. Więc wytypowaliśmy wszystkie słabe punkty, wyznaczyliśmy też specjalne patrole, które 24 godziny na dobę patrolują miasto, patrolują wały przeciwpowodziowe – opisywał senator.
Podkreślił, że pomoc jest udzielana także okolicznym gminom. – Nie chodzi o to, żeby tylko obronić miasto, bo mam nadzieję, że miasto się obroni. Ale są takie miejscowości, gdzie są wały poniemieckie, stare, gdzie może dojść do przesiąków, może dojść do przerwania wałów – mówił. Dodał, że w ostatnim tygodniu więcej czasu spędził na wałach w okolicznych gminach niż w samej Nowej Soli.
– Nowa Sól jest naprawdę dobrze zabezpieczona. Ale zawsze jest to „ale”. Dlatego dzisiaj czuwamy i mam nadzieję, że się skończy dobrze – powiedział.
„To był obrazek armagedonu”
W Lądku Zdroju na Dolnym Śląsku trwa sprzątanie po wielkiej wodzie. Skala zniszczeń jest ogromna.
– Pamiętam cały czas bardzo dobrze te poniedziałkowe obrazki, kiedy przyjechaliśmy tutaj z mamą, tak naprawdę nie wiedząc, czego można tutaj oczekiwać. To był ten moment, kiedy nie było jeszcze łączności, kiedy nie było sygnału, telefonii komórkowej, w ogóle jakiejkolwiek łączności. Lądek de facto był odcięty od świata, więc nie było tej świadomości, co tutaj się wydarzyło i jak to wygląda – opowiadał związany z Lądkiem dziennikarz TVN24 Radomir Wit.
– Ten obrazek, który zobaczyłem w poniedziałek i który pewnie już zawsze będę pamiętał, to był obrazek armagedonu. Porozrywane mosty, wiadukty, zburzone mieszkania, kamienice, budynki w okolicach rzeki. Te pierwsze mobilizacje, ludzie sprzątający, próbujący uratować to, co się da, wynieść to, co się da – relacjonował.
Zaznaczył, że dzisiaj sytuacja w Lądku wygląda zupełnie inaczej. – To, w jaki sposób działają tutaj służby, wolontariusze, osoby, które przyjechały pomagać, w jaki sposób koordynowana jest pomoc. To są dwa zupełnie różne światy między tym, co było w poniedziałek, a tym, co zobaczyłem, gdy przyjechałem tu w sobotę – powiedział. Dodał, że „dla ludzi, którzy mieszkają w Lądku, to jest dopiero początek drogi”.
– Ja wrócę do Warszawy, nie mieszkam tutaj na co dzień, a ludzie, którzy potracili całe swoje życiowe majątki, zostają z tym wyzwaniem, z tą tragedią, z tym dramatem – mówił, apelując o wsparcie dla mieszkańców.