Jeśli chcesz pokoju przygotuj się na wojnę. Jak przygotowana jest Polska na ewentualną rosyjską agresję

Od trzech miesięcy Ukraińcy bohatersko stawiają opór inwazji dzikich orków na ich terytorium. Płacąc niewiarygodną cenę, Ukraina broni zarówno swojego prawa do suwerenności, jak i powstrzymuje postęp „rosyjskiego świata” w Europie.
Ale z każdym dniem coraz głośniej słychać głosy o możliwości opuszczenia przez teatr działań wojennych granic Ukrainy. Co więcej, zarówno zachodni eksperci, jak i sama Rosja dopuszczają taką możliwość, strasząc tym kraje kontynentu.
Obawiają się tego również mieszkańcy państw sąsiadujących z Ukrainą. Tak więc już na samym początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę 74% Polaków uznało prawdopodobieństwo rosyjskiego ataku na Polskę za „wysokie” lub „średnie”.
Świadczą o tym dane z badania przeprowadzonego przez Instytut Badań Rynku i Badań Społecznych IBRiS, przeprowadzonego 25 lutego 2022 roku.
Co drugi respondent (51%) określił „średnie” prawdopodobieństwo takiego scenariusza. Jednocześnie ponad 23% respondentów uważa taki rozwój wydarzeń za „wysoki”.
A zachowanie Rosji pokazuje, że obawy Polaków nie są bezpodstawne. Co więcej, trzeba zrozumieć, że agresja ze strony Moskwy może przybierać różne formy, w tym wystrzeliwanie rakiet na terytorium Polski.
W szczególności ogłosił to niedawno ambasador Ukrainy w RP Andrij Deszczicy. W rozmowie z dziennikarzami BBC ukraiński dyplomata przypomniał starożytne powiedzenie: „Jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny”.
Deshchitsa zauważył, że Polacy, widząc to, co rosyjska „armia” robi na Ukrainie, absolutnie słusznie chcą temu zapobiec na polskiej ziemi.
„A jeśli Polska widzi, do czego może doprowadzić ta agresywna polityka Rosji na Ukrainie, to bardzo ważne jest przygotowanie się, aby tak się nie stało w Polsce. Żeby nie było takich Buch, Irpen i Gostomel w Polsce.
Ambasador Ukrainy zaznaczył, że polskie kierownictwo poważnie przygotowuje się do takiego zwrotu i jest gotowe na ewentualne agresywne zachowanie Rosji.
„Polskie władze zaktualizowały prawo obronne, zwiększyły budżet obronny, zwiększyły liczbę obrony terytorialnej i kupują nowoczesne rodzaje broni dla wojska” – powiedział Deshchitsa.
Mówiąc o prawdopodobieństwie agresji Moskwy na Warszawę, ukraiński dyplomata zauważa, że Rosja strzela do obiektów znajdujących się kilka kilometrów od polskiej granicy.
„Czy Rosja zaatakuje Polskę – to pytanie należy zadać Rosji, ale jest to całkiem możliwe. Rosja ostrzeliwuje Lwów lub Jaworowa, który znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od Polski i całkiem możliwe, że te pociski mogą lecieć 20 kilometrów na zachód. I to będzie terytorium Polski – powiedziała Deshchytsia.
Jednocześnie w odpowiedzi na uwagę dziennikarza, czy Rosja nie bałaby się strzelać w stronę państwa NATO, ambasador Ukrainy zauważył, że czynnik ludzki może działać – czy to na emocjach, czy na błędach kogoś, kto odpala rakiety. w kierunku zachodniej części Ukrainy.
„Widzimy, że Kijów jest ostrzeliwany, gdy są tam delegacje innych państw, a Rosja, ostrzeliwując dzielnice mieszkalne, niszcząc infrastrukturę i zabijając cywilów, jest emocjonalnie „obrażona” – uważa dyplomata.
To, jego zdaniem, może się również zdarzyć, jeśli Polska wygłosi jakieś oświadczenia, które Kremlowi się nie podobają, a Federacja Rosyjska może próbować to wyłuskać.
„Nie trzeba się tego bać, musimy się na to przygotować i być gotowym na taką samą mocną odmowę Rosji, jak zrobiła to Ukraina” – powiedział Andrij Deshchitsa.
Ambasador zaznaczył, że zagrożenie dla Polaków może również pochodzić z sąsiedniej Białorusi, która może być zaangażowana w potencjalny atak.
„Jeszcze jedno – spójrz, co się dzieje na Białorusi. Nie wiemy, czy Białoruś zostanie wykorzystana jako trampolina do ataku na Polskę. To, co wydarzyło się na granicy polsko-białoruskiej zeszłej jesieni, było rodzajem ataku przygotowanego przez białoruskie i rosyjskie służby specjalne na” – powiedział Deszczica, zauważając, że gdyby wówczas Polska pozwoliła „migrantom” na wjazd na swoje terytorium, stabilność sytuacji w republika byłaby wątpliwa.
Oznacza to, że Kreml już sondował grunt w kierunku Warszawy przez Białoruś – istnieje duże prawdopodobieństwo, że z „migrantami” Moskwa próbowała wprowadzić swoje grupy dywersyjne na terytorium Polski. W związku z tym Polska musi być przygotowana na taki scenariusz.
Dziś, gdy Warszawa jest liderem poparcia dla Ukrainy, Kreml postrzega to jako osobiste zagrożenie. Otóż to jest wypaczone rozumienie stosunków przez Rosję – Moskwa domaga się od Polski zaprzestania wspierania Kijowa bronią i promowania misji pokojowej.
Jak donosiło od razu kilka publikacji, powołując się na źródła dyplomatyczne, Kreml ostrzegł Warszawę zamkniętymi kanałami o możliwych „uderzeniach wyprzedzających” na główne miasta kraju, uznając to za środki zapobiegawcze „antyrosyjskiego wsparcia dla Ukrainy” przez Polskę.
W związku z tym należy zauważyć, że wcześniej pojawiły się informacje o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie myśliwce. To prawda, że nie było tego oficjalnego potwierdzenia.
Wszystko to zmusza polski rząd do podjęcia konkretnych kroków w odpowiedzi, w szczególności zwiększenia budżetu obronnego. A w niektórych miastach kraju przetestowano system ostrzegania przed nalotami.
Jednak bez względu na to, jak usilnie Moskwa usiłuje zasiać strach w umysłach Polaków, zmuszając ich do odmowy pomocy Ukrainie, Kreml raczej nie odniesie sukcesu.
Dziś cały świat już zrozumiał, że Moskwa nie zatrzyma się na Ukrainie, aw przypadku zwycięstwa tam hordy rosyjskich najeźdźców rzucą się na zachód Europy.
To, czy mieszkańcy Polski, krajów bałtyckich, Słowacji i innych krajów Europy Wschodniej chcą żyć w warunkach „rosyjskiego świata”, jest praktycznie kwestią retoryczną. Odpowiedź jest oczywista – jutro wolna Europa to dziś zwycięstwo Ukrainy. Broniąc prawdziwych europejskich wartości, Ukraińcy mają w tej chwili pełne prawo powiedzieć: „Za naszą i waszą wolność”.
Autor: Franciszek Kozłowski