„Riwiera” Trumpa w Gazie? „Moja 16-letnia córka zaniemówiła ze strachu”

Gdy tylko ogłoszono zawieszenie broni, tysiące wyczerpanych wojną Palestyńczyków skierowało się w stronę swoich domów w miastach i wsiach, z których wcześniej zmuszeni byli uciekać przed bombami. Dla zdrowej osoby trasa z położonego blisko granicy z Egiptem Rafah do miasta Gaza to około siedmiu godzin marszu.

Tymczasem Donald Trump podczas wspólnej konferencji prasowej z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu ogłosił: „Nie sądzę, że ludzie powinni wracać do Gazy, Gaza była dla nich bardzo niefortunna”. Było to w trakcie drugiej od 7 października 2023 roku wizyty Netanjahu w Waszyngtonie, która odbyła się mimo tego, że Międzynarodowy Trybunał Karny wystosował przeciwko niemu nakaz aresztowania.

Ładne domy dla Palestyńczyków

– Najbardziej bolało mnie to, że kiedy Trump udawał, że jest przejęty zniszczeniami w Gazie, zastanawiając się, jak ludzie mogą żyć w takich warunkach, obok niego siedział Netanjahu, główny odpowiedzialny za tragedię Palestyńczyków – mówi Mahmoud (imię zmienione), 33-letni Palestyńczyk, który od 12 lat mieszka w Warszawie. Przyjechał do Polski na studia, a w Gazie zostali jego rodzice i trzech braci. – A kiedy usłyszałem, że Trump chce wybudować w Gazie kasyno… To już po prostu się zaśmiałem, bo co mi pozostaje? Strefa Gazy to niewielki obszar, ma ok. 40 km długości i 10 km szerokości. Wyobraź sobie miejsce, które świetnie znasz od dziecka, w którym się bawiłaś, grałaś w piłkę, masz tam przyjaciół i sąsiadów. A prezydent największego mocarstwa na świecie mówi o pozbyciu się ich i osiedleniu tam innych ludzi…

Zobacz wideo Donald Trump: USA przejmą kontrolę nad Strefą Gazy

– Mój brat ma 24 lata, dwa lata temu otrzymał dyplom inżyniera i znalazł pracę. Wkrótce jednak ją stracił przez to, co wydarzyło się 7 października i ludobójstwo, które wtedy się zaczęło – opowiada Palestyńczyk. – Oczywiście, że moi bracia nie chcą wyjeżdżać na stałe. Chcą pracować, zarabiać, podróżować, podobnie jak wiele innych osób w ich wieku, bez względu na pochodzenie. Nie chcą żyć w miejscu, gdzie nie ma pracy, brakuje nawet tak podstawowych rzeczy: wody, prądu. Moja rodzina mierzy się dziś z ogromnym dylematem. Mają w Gazie dom, do którego wrócili, kiedy tylko było to możliwe. Teraz go odbudowują po zniszczeniach. Wszystko wygląda tak, jakby na naszą posesję wjechał czołg. Bracia kilkukrotnie ledwo uniknęli śmierci. Z jednej strony chcą więc wyjechać, żeby ratować życie i mieć jakieś perspektywy. Ale po tym, co powiedział Trump, podobnie jak wielu innych Palestyńczyków, moja rodzina boi się, że jeśli opuści Gazę, to już nigdy nie będzie mogła wrócić, tak jak było w przypadku naszych dziadków [wysiedlonych z ziem podbitych przez Izrael w 1948 roku – przyp. DM]. Rozważają, czy nie lepiej jest zostać. Wtedy ich przekonuję, żeby wyjechali, a ja wrócę pilnować naszego domu. Mówię im, że już się namieszkałem w Europie.

„Masowe przymusowe wysiedlenia w Strefie Gazy uwypuklają pilną potrzebę przestrzegania przez Izrael prawa Palestyńczyków do powrotu” – stwierdziła Amnesty International 15 maja 2024, w dniu upamiętniającym Nakbę, czyli czystki etniczne towarzyszące utworzeniu państwa Izrael. „Obecne przymusowe wysiedlenia prawie dwóch milionów Palestyńczyków oraz masowe niszczenie mienia cywilnego i infrastruktury w okupowanej Strefie Gazy rzucają światło na przerażające osiągnięcia Izraela w zakresie wysiedlania Palestyńczyków i ciągłą odmowę poszanowania ich prawa do powrotu przez ostatnie 76 lat”.

Wielu komentatorów mówi więc, że jeśli większość Palestyńczyków miałaby opuścić Strefę Gazy, to powinni mieć możliwość powrotu na ziemie, z których zostali wysiedleni w 1948 roku. Zrealizowano by w ten sposób przysługujące każdemu uchodźcy prawo do powrotu. Na to jednak Izrael się nie zgadza.

Według planu Trumpa mieszkańcy Gazy mają zostać wysiedleni do sąsiednich krajów – Egiptu i Jordanii. Jednak liderzy państw arabskich natychmiast zgodnie oświadczyli, że się na to nie godzą. W piątek (21 lutego) zwołali w tej sprawie specjalne spotkanie w saudyjskim Rijadzie.

Zapytany przez dziennikarkę o to, gdzie Palestyńczycy mieliby zostać wysiedleni, jeśli nie do Jordanii i Egiptu, Trump odpowiedział: „Wiem, że Jordania i Egipt powiedziały, że się na to nie zgodzą. A ja mówię, że się zgodzą. Jeśli uda nam się zdobyć piękny teren do przesiedlenia ludności na stałe, do ładnych domów, mogą tam być szczęśliwi i nie zostaną zastrzeleni, zabici ani ugodzeni nożem na śmierć, tak jak dzieje się w Strefie Gazy”. Zapomniał tylko wspomnieć, kto właściwie strzela i bombarduje Palestyńczyków w Strefie Gazy i skąd pochodzi broń, którą są zabijani.

Kto utrudnia wyjazd z Gazy?

Kilka dni po spotkaniu Trumpa i Netanjahu ten pierwszy spotkał się również z monarchą Jordanii. – Jedną z rzeczy, które możemy zrobić natychmiast, to przyjęcie dwóch tysięcy palestyńskich dzieci cierpiących na raka czy w innego rodzaju złym stanie – oświadczył król Abdullah II. Dodał od razu, że wymaga to koordynacji z COGAT, izraelskim organem wojskowym odpowiedzialnym za umożliwienie dostępu do pomocy humanitarnej w Strefie Gazy. Podkreślił też, że odbudowa Strefy Gazy i rozwiązanie kryzysu humanitarnego są ważniejsze niż relokacja.

Król stara się w ten sposób zachować twarz w niezwykle niekomfortowej dla niego sytuacji. Z jednej strony coś Trumpowi daje, z drugiej rzeczywiście może te dzieci i ich opiekunów uratować poprzez szansę wyjazdu i leczenia. Nie bez przyczyny wspomniał też o COGAT – to właśnie ta instytucja blokuje wydawanie zgody na wyjazd nie tylko pacjentów potrzebujących leczenia, lecz także wszystkich mieszkańców Gazy, oraz wjazd pomocy humanitarnej do Gazy. Ale skoro Trump poparł ten pomysł, to Izrael powinien teraz umożliwić wyjazd tych dzieci. Widać tu jak w soczewce absurd sytuacji Palestyńczyków z Gazy: z jednej strony Izrael chce się ich pozbyć, a z drugiej utrudnia im wyjazd.

Osama przyjechał do Polski w 1991 roku na stypendium. W Polsce studiował inżynierię procesową i ochronę środowiska, uzyskał tytuł doktora oraz polskie obywatelstwo, a po latach wrócił do Gazy. Już 7 października 2023, gdy tylko zaczęła się wojna, postanowił ratować rodzinę i wyjechać. Obywatelowi, który znajduje się w miejscu, gdzie toczy się wojna, przysługuje pomoc polskiej ambasady. Polska ma obowiązek zapewnić mu opiekę i pomoc w ewakuacji. Jednak COGAT miesiącami opóźniał wydanie zgody na wyjazd polskich obywateli. Rodzinie Osamy udało się opuścić Gazę dopiero w styczniu 2024 roku.

– Pierwszego dnia zbombardowali naszą dzielnicę. Kiedy usłyszałem ataki, zabraliśmy tylko kluczyki, telefony komórkowe, dokumenty i razem z żoną oraz dziećmi wsiedliśmy do samochodu. Skierowaliśmy się na południe, w stronę graniczącego z Egiptem przejścia Rafah, gdzie zatrzymaliśmy się u rodziny żony. Byliśmy w jednym mieszkaniu w jakieś 40 osób. Trzeciego dnia wojny dostałem zgodę od Egiptu na ewakuację. Ale kiedy czekaliśmy na przejściu granicznym, aż nas przepuszczą, izraelski samolot zrzucił bombę tuż obok nas. Musieliśmy wrócić do miasta, żeby ratować życie. Moja 16-letnia córka zaniemówiła ze strachu. Tej samej nocy bomba spadła na dom sąsiada. To było straszne. Moje dzieci do dziś odczuwają skutki tego, przez co przeszły przez te cztery miesiące wojny.

Skontaktowałem się z polskim konsulatem w Tel Awiwie i prosiłem o ewakuację. Polska grupa miała wyjechać 11 listopada, a dzień wcześniej pan konsul poinformował mnie, że tylko moje dzieci mogą opuścić Gazę. Tłumaczył, że Izrael nie wyraża zgody na wyjazd dla mnie i żony. To był absurd. Jak to nie mogę wjechać do Izraela? Byłem tam ledwie tydzień przed wojną. Miałem firmę w Gazie, dlatego przysługiwała mi specjalna przepustka biznesowa. Jeździłem do Ramallah, do Jerozolimy, czasem nawet do Tel Awiwu albo Jordanii. Nigdy nie miałem problemu z dostaniem przepustki. A teraz nie pozwalają mi wyjechać nawet nie do Izraela, ale do Egiptu? Pisałem listy i wnioski, zwróciłem się też do ambasady w Egipcie. Dziekan Politechniki Łódzkiej wystosował dla mnie list poparcia. I kiedy strona egipska się o to postarała, to wtedy nagle Izrael wyraził zgodę. Nie wiem, z czego to wynikało. Czy konsul w Tel Awiwie za mało się starał? Może za głośno mówiłem w mediach, że źle się czujemy i boimy się o życie?

Amdżad i jego rodzina musieli czekać dłużej, do wiosny ubiegłego roku. On także jest obywatelem Polski. Pochodzi z Chan Junis, drugiego pod względem wielkości miasta w Strefie Gazy.

– 14 października, w pierwszym tygodniu wojny, zostaliśmy zbombardowani we własnym domu. Cudem udało nam się uratować. Od tej pory mieszkaliśmy w namiotach aż do marca. Niestety tylko żona i dzieci znalazły się na liście osób uprawnionych do ewakuacji. Mieliśmy wielki dylemat. Żona nigdy nie była za granicą, Egipt to dla niej zupełnie obce miejsce. W końcu ona i dzieci wyjechały w marcu, a ja dołączyłem do nich w kwietniu, spędziliśmy miesiąc w Kairze, starając się o wizę dla żony.

Polsko-Palestyńska Inicjatywa na rzecz Sprawiedliwości Kaktus asystowała obydwu rodzinom w staraniach o wyjazd ze Strefy Gazy, a następnie w ułożeniu sobie na nowo życia w Polsce.

O rodzinie Amdżada w ogóle zapomniano. Dopiero na skutek naszych nacisków MSZ zaczęło się starać o zgodę na ewakuację żony i malutkich dzieci Amdżada, które były już w lutym 2024 w stanie ostrego niedożywienia, po pięciu miesiącach ciągłego chorowania – mówi Ala Qandil z Inicjatywy Kaktus.

Ceną może być brak możliwości powrotu

Jak napisali autorzy listu otwartego 99 pracowników i pracowniczek medycznych z października ubiegłego roku skierowanego do Białego Domu, „z nielicznymi wyjątkami wszyscy mieszkańcy Gazy są chorzy, ranni lub jedno i drugie. Dotyczy to każdego lokalnego pracownika humanitarnego, każdego międzynarodowego wolontariusza i prawdopodobnie każdego izraelskiego zakładnika, każdego mężczyzny, kobiety i dziecka. Pracując w Gazie, byliśmy świadkami powszechnego niedożywienia, zarówno u naszych pacjentów, jak i palestyńskich kolegów z branży medycznej”.

Według różnych szacunków w Strefie Gazy jest ok. 12-15 tys. pacjentów pilnie potrzebujących leczenia, które nie jest tam dostępne. Te osoby są na liście uprawnionych do ewakuacji prowadzonej przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), a mimo to do tej pory nie mogły wyjechać, bo od maja 2024 Izrael na to nie pozwala. Z drugiej strony Izrael chce tych wszystkich ludzi wysiedlić i ogłosił wspólnie z prezydentem USA plan czystki etnicznej. Nie jest jednak tak, że teraz izraelskie władze będą ułatwiały Palestyńczykom wyjazd.

– Izrael cały czas realizuje strategię polegającą na stworzeniu w Gazie warunków obliczonych na fizyczne i psychiczne wyniszczenie jej mieszkańców. Jednocześnie blokuje drogę ucieczki, co jest kwintesencją ludobójczej logiki. Dlatego myślę, że wiele osób – szczególnie tych, które mają mniejsze szanse na przeżycie czy fizyczne przetrwanie w oblężonej, zrównanej z ziemią, pozbawionej dostępu do opieki medycznej, schronienia, wody i żywności Gazie – zdecyduje się na wyjazd, nawet jeśli nie będzie miało gwarancji możliwości powrotu. Choć nie mam wątpliwości, że zdecydowana większość chciałaby wyjechać na chwilę, a potem móc wrócić. I to jest absolutnie zrozumiałe, należy tym osobom zapewnić możliwość wyjazdu. Nie możemy skazywać ludzi na powolne umieranie w Strefie Gazy albo oceniać ich decyzji o wyjeździe, nawet gdy Trump grozi czystką etniczną, szczególnie gdy my żyjemy w komfortowych warunkach. Ludzie przede wszystkim nigdy nie powinni być stawiani przed takim okrutnym, nieludzkim wyborem – dodaje Qandil.

Matka Mahmouda również jest na liście WHO, choruje na osteoporozę. Mimo to jak dotąd nie mogła wyjechać. Dziś chłopak ma nadzieję, że jeśli nie choroba, to wyjazd umożliwi jej jego obywatelstwo – wkrótce powinien otrzymać decyzję w tej sprawie od Andrzeja Dudy.

– Moja matka już wystarczająco się nacierpiała – mówi młody mężczyzna. – Od kiedy uciekli z domu przed izraelskimi bombami, moja rodzina zmuszona była żyć w namiocie, w którym nie można było nawet się wyprostować. To nie są warunki do życia dla 60-letnich ludzi, nawet w pełni zdrowych. Ojciec zapłacił za takie „luksusy” jakieś 800 [prawie 900 złotych].

Antysemici i nienawidzący samych siebie Żydzi

Pomysł Trumpa i Netanjahu natychmiast spotkał się z reakcją organizacji broniących praw człowieka, zarówno lokalnych, jak i tych światowych, np. Amnesty International. Sprzeciwiają się mu także niektórzy Żydzi, wśród nich są aktywiści, artyści, rabini. Jednak nagłówek tekstu opublikowanego 6 lutego w „Jerusalem Post”, jednej z najstarszych gazet w Izraelu, głosi: „Antysemici potępiają plan relokacji Trumpa, odmawiając zaakceptowania państwa Izrael”.

Autorką felietonu jest Anat Vidor, szefowa Międzynarodowej Syjonistycznej Organizacji Kobiet (Women’s International Zionist Organization, WIZO). W swoim felietonie Vidot przypisuje antysemityzm osobom, które sprzeciwiają się propozycji Trumpa, choć zdaniem ekspertów międzynarodowego prawa humanitarnego, takich jak Francesca Albanese, Specjalna Sprawozdawczyni ONZ ds. Okupowanych Terytoriów Palestyny, jego realizacja stanowiłaby de facto zbrodnię wojenną – czystki etniczne. W dodatku nie pierwszej dla mieszkańców Gazy.

Szefowa syjonistycznej organizacji szczególnie dużo uwagi poświęca José Manuelowi Albaresowi, hiszpańskiemu ministrowi spraw zagranicznych. Jej zdaniem „pod rządami Albaresa Hiszpania stała się światowym liderem w nienawiści do Izraela, dołączając do pozwu przeciwko Izraelowi w Hadze [ma na myśli sprawę wszczętą przez Republikę Południowej Afryki w grudniu 2023 r. przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości, w której RPA oskarża Izrael o dokonywanie ludobójstwa w Strefie Gazy – przyp. aut.], pospiesznie nakładając embargo na broń dla Izraela, a także sankcje na Izraelczyków”. Co więcej, ponieważ pochodzi on z „kraju, który kiedyś wydalił setki tysięcy obywateli tylko dlatego, że byli Żydami”, najwyraźniej nie ma prawa krytykować żydowskiego państwa.

Vidor twierdzi ponadto, że Trump „obnażył podwójne standardy [osób, które sprzeciwiają się wysiedleniu Palestyńczyków – przyp. aut.], zgodnie z którymi arbitralne uwięzienie dwóch milionów niewinnych ludzi jest bardziej moralne niż przyjęcie ich w zorganizowanych państwach ich braci w regionie”. Nie dodaje jednak, że to Izrael uwięził mieszkańców Gazy przez nałożenie na nią blokady w 2007 roku. Jak możemy się dowiedzieć ujawnionych w ramach WikiLeaks dokumentów, jej celem było ograniczenie dostępu do pomocy humanitarnej i zaopatrzenia sklepów. Izraelczycy chcieli w ten sposób dowieść nieudolność rządów Hamasu. Jak pisze Ahmed Tannira, badacz i były pracownik międzynarodowych agencji pomocowych na okupowanych terytoriach palestyńskich, bezpośrednim skutkiem blokady było zamknięcie 90 proc. funkcjonujących w Gazie fabryk, wzrost poziomu bezrobocia do 65 proc. i dramatyczny wzrostu ubóstwa, szacowanego na 80 proc. ludności.

Humanitarny pomysł Trumpa?

Jednocześnie Izraelka przedstawia propozycję Trumpa jako rozwiązanie humanitarne, porównywane do przyjmowania uchodźców z Syrii, Erytrei i Ukrainy. Nazywa ją „kompleksowym i jednoznacznym rozwiązaniem problemu Gazy”, która jej zdaniem ma na celu „wyjście z izraelsko-gazańskiego kręgu rozlewu krwi poprzez otwarcie granic Gazy dla emigracji”. Nie wspomina, że istnieje jeden rząd, który mógłby zakończyć obecny rozlew krwi i otworzyć granice Gazy, a jest nim jej własny.

Z jej felietonu nie wynika jednoznacznie, że według Trumpa USA mają „przejąć” Gazę, a nie ewakuować jej mieszkańców ze względów humanitarnych. W końcu uchodźcy z Ukrainy czy Syrii mają prawo po zakończeniu walk wrócić do swoich ojczyzn, a Palestyńczycy z Gazy, z których większość to uchodźcy wysiedleni z terenów dzisiejszego Izraela lub ich potomkowie od dziesięcioleci, nie mogą nawet postawić stopy na ziemi przodków. Mają więc podstawy do obaw, że tak samo byłoby i tym razem. Nie jest też wcale tak, że osoby, które sprzeciwiają się czystkom etnicznym, są przeciwne ewakuacji Palestyńczyków z bombardowanej przez Izrael Strefy Gazy. Przykładowo, dzięki wsparciu Inicjatywy KAKTUS, udało się ewakuować kilka polsko-palestyńskich rodzin. Działaczki z Inicjatywy apelują o umożliwienie kolejnych tymczasowych ewakuacji, zwłaszcza osób szczególnie wrażliwych – starszych i chronicznie chorych. Jeśli nastąpi koniec rozejmu, a działania zbrojne zostaną wznowione, ich życie jest najbardziej zagrożone.

Kto może być oprawcą, a kto zawsze jest ofiarą?

Po lekturze tego felietonu można odnieść wrażenie, że Żydzi mogą być tylko ofiarami, a nigdy oprawcami. Jest to niezwykle niebezpieczny punkt widzenia, który wzmacnia bezkarność i odrzuca z góry jakąkolwiek krytykę Izraela, w tym tą wyrażaną przez organa zajmujące się ściganiem zbrodni, takie jak Międzynarodowy Trybunał Karny.

Co prawda Vidor przedstawia Palestyńczyków ze Strefy Gazy jako ofiary – tyle że ofiary osób, które sprzeciwiają się ich przymusowemu wysiedleniu („Gazańczycy muszą pozostać, w jego [hiszpańskiego ministra spraw zagranicznych – przyp. aut.] opinii, żywi lub martwi”). Trudno jednak powiedzieć, w jaki sposób mogliby zostać zabici, jeśli nie przez Izraelczyków (skoro embargo na broń nałożone na Izrael felietonistka przedstawia jako antysemityzm, a nie próbę przeciwdziałania zbrodniom wojennym).

Tymczasem nagłówek w „Washington Post” brzmi: „Co sprawia, że Gaza 'nie nadaje się do zamieszkania’? Niewybuchy i więcej”. Również nie wspomina o tym, że niewybuchy nie pojawiły się tam w efekcie jakiejś niesprecyzowanej siły wyższej. Ta sama gazeta nie ma tego jednak podobnego problemu z potępieniem Rosji za zbrodnie w Ukrainie. Nie obawia się przy tym oskarżeń o „antyrosyjskość.”

Zdaniem Ali Qandil z Inicjatywy KAKTUS zgoda na wysiedlenie Palestyńczyków stanowi nie tylko zbrodnię wobec Palestyńczyków, lecz także budowanie przyzwolenia na jawne łamanie prawa międzynarodowego, co Trump planuje również względem Ukrainy.

– Należy dodać, że erozja systemu prawnomiędzynarodowego zaczęła się dużo wcześniej, gdy świat przystał na blokadę nałożoną na Gazę w 2007 roku. Po 7 października, kiedy nie tylko milcząco akceptował kolejne izraelskie zbrodnie, lecz także szukał dla nich usprawiedliwienia, ten problem się pogłębił. Nie mam wątpliwości, że cenę za to zapłacimy wszyscy – mówi Qandil.

Posłuszny uczeń i szef gangu

Rania, Palestynka ze Strefy Gazy, która mieszka w Wiedniu, zwróciła uwagę na mowę ciała króla Abdullaha w trakcie spotkania z Trumpem. – Wydawał się taki mały, skulony… Siedząc obok Trumpa, sprawiał wrażenie posłusznego ucznia w rozmowie z nauczycielem. Potem widziałam nagranie, na którym zwracał się do swoich ministrów i tam wyglądał zupełnie inaczej – mówi.

– Po 25 latach nie mam zamiaru zmieniać swojego stanowiska! Już 25 lat temu mówiłem 'nie’ wysiedleniom, 'nie’ alternatywnej ojczyźnie dla Palestyńczyków. Niestety mamy w kraju ludzi, którzy przyjmują rozkazy z zagranicy, czy to nie wstyd? – oświadczył jordański monarcha.

– Zachowywał się wtedy jak władca. Szkoda, że nie odważył się powiedzieć tego samego Trumpowi. Z kolei Trump wypowiadał się z taką pewnością, że to on podejmuje decyzje o losie Palestyńczyków. I to mnie cholernie przestraszyło. Trump zachowuje się, jakby był jakimś szefem gangu – dodaje Mahmoud.

gazeta.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 3
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com