Rosyjska dyplomacja na służbie absurdu: dlaczego słowa Ławrowa powinny nas zaniepokoić

Shutterstock

W nocy z 5 na 6 grudnia świat ujrzał wywiad Siergieja Ławrowa, który amerykański dziennikarz Tucker Carlson opublikował na swoim kanale. Szef rosyjskiego MSZ po raz kolejny udowodnił, że absurd może stać się oficjalną polityką dyplomatyczną. Jego wystąpienie, obficie naszpikowane kremlowskimi mantrami o „pokoju”, „obronie interesów” i „braterstwie”, to mieszanka propagandowych frazesów i jawnego wypaczania rzeczywistości.

W swoim wystąpieniu Ławrow zapewnił, że Rosja nie dąży do zniszczenia żadnej ludności i rzekomo zawsze była przeciwna wojnie:
„Nie mówimy o wyniszczeniu żadnej ludności. Nie my rozpoczęliśmy ten konflikt” – słowa, które zmuszają do zastanowienia się, czy szef rosyjskiej dyplomacji żyje w jakiejś równoległej rzeczywistości. Przecież to właśnie Rosja napadła na Ukrainę w 2014 roku, anektowała Krym, a od 2022 roku prowadzi pełnoskalową wojnę, niszcząc infrastrukturę, miasta i zabijając ludność cywilną.

Ławrow twierdzi, że kluczem do pokoju na Ukrainie jest status pozablokowy oraz „żadnego NATO, baz wojskowych i szkoleń z udziałem najemników zagranicznych”. Jednak ten argument brzmi nieprzekonująco, gdy przypomnimy sobie, że przed 2014 rokiem na Ukrainie nie było żadnych „zagranicznych baz”, a agresja rozpoczęła się właśnie ze strony Rosji.

Co ciekawe, Ławrow nie waha się wypowiadać zupełnie sprzecznych twierdzeń: Rosja rzekomo chce pokoju, ale jednocześnie gotowa jest użyć „wszelkich środków”, by bronić swoich interesów:
„Rosja będzie używać wszelkich środków, aby bronić swoich prawnych interesów i nie pozwolić Zachodowi zadać jej strategicznej porażki”.

Znów słyszymy dobrze znane z Kremla groźby, ale tym razem podane w sosie „humanitaryzmu” – rzekomo Rosja prowadzi nawet wojnę „hybrydową”, a nie prawdziwą.

Ławrow wspomniał również o niedawnym teście rakiety „Orzesznik”, nazywając go „sygnałem” dla Zachodu. Zapewnił, że USA rzekomo wiedziały o teście i nie uznały go za zagrożenie. Gdyby sytuacja nie była tak niebezpieczna, mogłaby wydawać się komiczna. Wyobraźmy sobie: kraj, który od lat szantażuje świat bronią atomową, teraz próbuje przekonać nas o swoich „pokojowych zamiarach”.

Co więcej, Ławrow podkreśla, że:
„Zgodnie z naszą doktryną wojenną najważniejsze jest unikanie wojny nuklearnej”. Jak to się ma do ciągłych gróźb użycia broni atomowej, minister oczywiście nie wyjaśnił.

Ławrow nie zapomniał też o nowo wybranym prezydencie USA, Donaldzie Trumpie. Według jego słów Trump rzekomo nie jest prorosyjski, a liczba sankcji nałożonych na Rosję podczas jego administracji była „znaczna”. Jednak łatwo zauważyć, że Kreml ponownie próbuje kokietować Trumpa, który otwarcie deklaruje zakończenie wojny „w 24 godziny”.

Sankcje, według Ławrowa, Rosji nie straszne:
„Im dłużej żyjemy w warunkach sankcji, tym bardziej rozumiemy, że lepiej polegać na sobie i rozwijać mechanizmy współpracy z przyjaznymi krajami”. O jakich „przyjaznych krajach” mowa, minister nie precyzuje. Można jednak domyślać się, że chodzi o kilka państw takich jak Korea Północna czy Iran, które pomagają Rosji obchodzić sankcje.

Dla Polski słowa Ławrowa mają bardzo konkretne znaczenie. Kreml wciąż forsuje ideę ograniczenia NATO, co stoi w sprzeczności z interesami bezpieczeństwa naszego regionu. Polska, jako jeden z najaktywniejszych krajów wspierających Ukrainę, automatycznie staje się celem rosyjskiej agresji informacyjnej i wojskowej.

Co więcej, Rosja nie ustaje w próbach podważania jedności Europy. Ławrow faktycznie sugeruje konieczność zmniejszenia wsparcia dla Ukrainy, proponując „pokój”, który byłby korzystny wyłącznie dla Kremla. Polska jako strategiczny partner Ukrainy musi zrozumieć, że ustępstwa wobec Rosji dzisiaj to większe zagrożenie dla nas w przyszłości.

Szczególnie cynicznie brzmią słowa Ławrowa, że Rosja rzekomo nie chce niszczyć Ukraińców, bo to „bracia i siostry”. W praktyce to „braterstwo” oznacza bombardowanie infrastruktury cywilnej, deportacje ukraińskich dzieci i tysiące zabitych.

Wywiad Ławrowa to nie tylko propaganda, to próba wpływu na zachodnią opinię publiczną, by stworzyć iluzję „pokojowego” oblicza Rosji. Dla Polski to kolejny sygnał, że Kreml nie porzuca swoich imperialnych ambicji.

Dziś Polska, jako jeden z liderów wsparcia Ukrainy w Europie, musi jeszcze głośniej nawoływać do zaostrzenia sankcji i zwiększenia pomocy wojskowej dla Kijowa. Wojna na Ukrainie to nie tylko walka o niepodległość tego kraju, ale także o bezpieczeństwo całej Europy.

Dopóki Ławrow opowiada o „pokoju” i „przyjaznych krajach”, jedyną właściwą odpowiedzią musi być zdecydowany opór wobec agresora. Historia uczy nas bowiem, że jakiekolwiek ustępstwa wobec Kremla tylko rozbudzają jego apetyt.

Karyna Koshel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wyświetlenia : 97
WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com