Zagrożenie wpływem Rosji: Polska przygotowuje się do wyborów do Parlamentu Europejskiego

KENZO TRIBOUILLARD/AFP

W Unii Europejskiej rozpoczęły się wybory do Parlamentu Europejskiego. W tym tygodniu wyborcy w 27 krajach UE zagłosują w wyborach do Parlamentu Europejskiego, które mogą zmienić układ sił w europejskiej polityce.

W obliczu nadchodzących wyborów do Parlamentu Europejskiego Polska staje w obliczu poważnego zagrożenia ze strony Rosji, która nieustannie dąży do destabilizacji Unii Europejskiej i osłabienia europejskiej solidarności. Ingerencje Kremla w wybory europejskie, a także próby wpływania na polityków i media w celu promowania prorosyjskich narracji, stanowią realne zagrożenie dla demokratycznych procesów w Europie.

Rosja, posługując się dezinformacją i cyberatakami, stara się podważyć zaufanie obywateli do instytucji unijnych i wspierać skrajnie prawicowe, populistyczne ruchy, które dążą do osłabienia europejskiej integracji. Taka polityka Kremla ma na celu zniszczenie jedności Europy, co w konsekwencji ułatwiłoby Moskwie realizację własnych imperialistycznych ambicji.

W Polsce, gdzie pamięć o historycznych zagrożeniach ze strony Rosji jest wciąż żywa, świadomość zagrożenia płynącego z Kremla jest szczególnie wysoka. Przed wyborami do Parlamentu Europejskiego ważne jest, aby polscy wyborcy zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństw związanych z prorosyjskimi narracjami i fałszywymi obietnicami partii skrajnie prawicowych, które mogą działać na korzyść Moskwy.

Począwszy od 6 czerwca, prawie 373 miliony Europejczyków uprawnionych do głosowania uda się do urn, aby wybrać 720 członków Parlamentu Europejskiego. Jako pierwsi w czwartek zagłosują Holendrzy, w piątek – Irlandia i Malta, w sobotę – Łotwa i Słowacja. W wielu krajach UE głosowanie odbędzie się w niedzielę, 9 czerwca.

Na tydzień przed wyborami prawicowe, eurosceptyczne i populistyczne partie, według szacunków Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR), prowadziły w sondażach w dziewięciu krajach UE (w Austrii, Belgii, Czechach, Francji, Węgrzech, Włoszech, Holandii, Polsce i Słowacji) i były na drugim lub trzecim miejscu w kolejnych dziewięciu krajach (Bułgarii, Estonii, Finlandii, Niemczech, Łotwie, Portugalii, Rumunii, Hiszpanii i Szwecji).

Jeśli prognozy się sprawdzą, udział skrajnie prawicowych deputowanych w Parlamencie Europejskim może wzrosnąć do 25% (przewiduje się, że zdobędą 184 miejsca), podczas gdy partie lewicowo-centrowe, liberalne i zielone stracą mandaty.

W obecnym parlamencie dwie największe frakcje – centroprawicowa „Europejska Partia Ludowa” (EPP) i centrolewicowy „Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów” (S&D) – wraz z liberalnym blokiem Renew tworzą tzw. „superwielką koalicję”. Oczekuje się, że po wyborach koalicja ta straci znaczną liczbę miejsc, choć EPP wydaje się pozostać największą frakcją.

Interesujący trend zauważa Politico – skrajnie prawicowe partie zyskują na popularności również wśród młodych wyborców, zwłaszcza tych, którzy po raz pierwszy głosują. W Belgii, Francji, Portugalii, Niemczech i Finlandii partie antyimigranckie i antyestablishmentowe mają wśród młodych wyborców podobny, jeśli nie większy, odsetek zwolenników niż wśród starszych wyborców.

Głosowanie w Polsce odbywa się w ramach wyborów w całej Unii Europejskiej, kiedy to w dniach 6-9 czerwca 27 państw wybierze ponadnarodowy parlament. Polacy wybiorą 53 deputowanych do 705-miejscowego Parlamentu Europejskiego.

Te wybory są ważne dla Polski, ponieważ będą poważnym sprawdzianem dla koalicji rządzącej od końca 2023 roku, w skład której wchodzą „Koalicja Obywatelska” Donalda Tuska, „Trzecia Droga” – sojusz „Polski 2050” Szymona Hołowni i Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysława Kosiniaka-Kamysza oraz „Lewica”.

Zgodnie z sondażem agencji badawczej IBRIS, przeprowadzonym w dniach 23-24 maja na zlecenie gazety Rzeczpospolita, 32,1% wyborców deklaruje gotowość głosowania na „Koalicję Obywatelską” Donalda Tuska, a 30,3% – na „PiS”. „Trzecią Drogę” Szymona Hołowni wspiera 12,7%, „Lewicę” – 8,9%, a „Konfederację” – 7%.

Pod koniec kampanii wyborczej wychodzą na jaw nowe skandale związane z okresem rządów partii Jarosława Kaczyńskiego. Oliwy do ognia dolewają incydenty na granicy polsko-białoruskiej (np. niedawny atak na polskiego żołnierza) oraz groźby Putina i Łukaszenki.

Sytuację dodatkowo zaostrzyła niedawna ucieczka sędziego Tomasza Schmidta, który zrobił karierę za rządów „PiS” i najprawdopodobniej pracował dla rosyjskich i białoruskich służb specjalnych. Pojawiają się teraz również pośrednie dowody na to, że niektórzy politycy „PiS” byli infiltrowani i otoczeni ludźmi o prorosyjskich poglądach: ich dziwne zachowanie może świadczyć o możliwej współpracy z Moskwą.

Podczas kampanii wyborczej partia „PiS” była oskarżana o bycie „prorosyjską siłą”, ponieważ, krytykując UE, miała na celu wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej (Polexit), co jest na rękę Rosji. „PiS” to Rosja”: takie jest główne hasło wyborcze koalicji rządzącej. Z jednej strony jest to wynik analizy sytuacji międzynarodowej: zagrożenie ze strony Rosji jest realne. Z drugiej strony, jest to rezultat wniosków wyciągniętych z analizy nastrojów społecznych.

Analiza powiązań między Rosją a polskim światem politycznym i biznesowym jest po prostu konieczna. Podczas kampanii wyborczej raczej nie przyniesie ona żadnych rezultatów: jest to zbyt wyczerpująca praca dla odpowiednich służb, która, co więcej, nie znosi medialnego rozgłosu. Jednak w czasie kampanii przyczyni się to do mobilizacji bazowego elektoratu. Obóz „PiS” straszy Tuskiem, twierdząc, że jest „agentem” Niemiec i Rosji i chce pozbawić Polskę suwerenności. Obóz Tuska w odpowiedzi straszy partią „PiS”, twierdząc, że dąży ona do wyprowadzenia Polski z UE w imię interesów Rosji.

Wojna na Ukrainie, która trwa już trzeci rok, budzi obawy w krajach graniczących z Rosją – od Bałtyku po Mołdawię – że Moskwa spróbuje wykorzystać wrażliwość Europy. Władze Polski również twierdzą, że Rosja i Białoruś wykorzystują migrantów „jako broń” do destabilizacji sytuacji w kraju.

W ostatnich tygodniach liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy białorusko-polskiej ponownie zaczęła rosnąć. Według Tuska, większość migrantów pochodziła z Jemenu, Somalii, Afganistanu, Syrii i Iranu oraz miała rosyjskie wizy.

Plany wzmocnienia granicy za pomocą kilku poziomów zabezpieczeń stały się centralnym tematem kampanii wyborczej Tuska. Tzw. „Tarcza Wschodnia” o wartości 2,5 miliarda dolarów obejmie 700 kilometrów strefy przygranicznej, w tym granicę z rosyjskim eksklawem Kaliningradem. Według sondażu IBRiS przeprowadzonego dla gazety Rzeczpospolita, plan ten popiera około 78% Polaków.

Niektórzy politolodzy przypuszczają, że po tych wyborach sytuacja z poparciem dla Ukrainy może się zmienić, ponieważ partie prawicowe często mają bardziej „prorosyjskie poglądy”. Tymczasem inni analitycy przewidują odwrotnie. Ich zdaniem większość eurodeputowanych nowej kadencji najprawdopodobniej poprze kontynuację finansowej i wojskowej pomocy dla Ukrainy, ale biorąc pod uwagę nastroje w swoich krajach.

W Parlamencie Europejskim z pewnością pojawi się więcej eurodeputowanych przychylnie nastawionych do Rosji. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ większość skrajnie prawicowych partii tradycyjnie miała bliskie związki z Moskwą, choć po inwazji Putina na Ukrainę stało się to niewygodne do mówienia otwarcie.

Związki niektórych eurodeputowanych z Rosją stały się przedmiotem dochodzenia belgijskich władz. Moskwa, według belgijskiej prokuratury, mogła płacić niektórym europejskim deputowanym za „rozpowszechnianie rosyjskiej propagandy” na zarejestrowanej w Czechach stronie Voice of Europe („Głos Europy”). Czeskie organy ścigania mówią o setkach tysięcy euro zapłaconych przez Rosję. Belgia bada rzekome rosyjskie ingerencje w europejskie wybory, w zeszłym tygodniu odbyły się przeszukania w biurze jednego z pracowników Parlamentu Europejskiego w Strasburgu.

Według premiera Aleksandra De Croo, „osłabienie europejskiego wsparcia dla Ukrainy gra na rękę Rosji na polu bitwy” i to właśnie było ostatecznym celem ingerencji Moskwy w kampanię wyborczą.

Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy skrajna prawica będzie w stanie zjednoczyć się w duży blok. Niezależnie jednak od tego, jakie kształty polityczne przyjmą możliwe koalicje w następnym Parlamencie Europejskim, jedno jest pewne – ogromna część mieszkańców krajów europejskich jest niezadowolona z obecnego stanu rzeczy, a nastroje społeczne w Europie przesuwają się w prawo. Pytanie brzmi, czy to, co obecnie nazywa się skrajnie prawicowym populizmem, stanie się nowym politycznym głównym nurtem, czy też prawicowe partie pozostaną na marginesie europejskiej polityki.

Karyna Koshel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com