Legia straciła gola i zmarnowała karnego. A potem ruszyła w wielki pościg

screen TV

Kibice Legii mogli spoglądać ze zmartwieniem na początek domowego starcia ich drużyny z Motorem Lublin. Goście objęli prowadzenie już w 9. minucie, a potem obili słupek bramki Kacpra Tobiasza, ale w niedzielne popołudnie rozdawali przy ulicy Łazienkowskiej zbyt dużo prezentów. Legioniści wykonywali dwa rzuty karne – wykorzystali tylko jeden, ale i tak bardzo pewnie zdołali zainkasować trzy punkty, dzięki którym przerwę na kadrę spędzą na pozycji wicelidera.

Po czwartkowym awansie do fazy ligowej Ligi Konferencji Legię Warszawa czekał powrót do ekstraklasowej rzeczywistości i domowe starcie z Motorem Lublin. – Towarzyszy mi duma, bo zdaję sobie sprawę, że beze mnie Motor nie byłby tu, gdzie jest. Wiem, jak dużo włożyłem w klub z Lublina – nie tylko sportowo, ale też organizacyjnie, by wyglądało to tak, jak wyglądało – mówił Goncalo Feio na konferencji prasowej przed tym meczem. 34-latek pracował w Motorze przez ostatnie trzy lata do marca bieżącego roku, walnie przyczyniając się do awansu do Ekstraklasy. Obecnie drużynę beniaminka prowadzi jego były asystent Mateusz Stolarski. 

W kadrze meczowej Legii na to spotkanie zabrakło Blaza Kramera. Goncalo Feio w wywiadzie przedmeczowym potwierdził, że Słoweniec jest blisko transferu do zespołu grającego w Lidze Mistrzów. Media spekulują, że chodzi o Slovan Bratysława. Kramer był najskuteczniejszym graczem Legii na początku sezonu. W 11 meczach strzelił pięć goli. Zanotował także cztery asysty.

Szybki gol gości. Szok w Warszawie

W ostatnich tygodniach pojawiło się wiele zastrzeżeń do drużyny Feio o brak polotu i siermiężną grę. Tego dnia mierzyli się z kolei z Motorem, który jako beniaminek prezentuje się przyzwoicie. W pięciu meczach (jeden zaległy) stracili raptem trzy gole, zanotowali tylko jedną porażkę. Na Łazienkowskiej lublinianie nie zamierzali jednak ograniczyć się do defensywy. Już w pierwszych minutach udowodnili, że przyjechali do Warszawy wygrać i za swoją postawę zostali nagrodzeni w 9. minucie. Z rzutu rożnego dośrodkował Bartosz Wolski, a Sebastian Rudol popisał się strzałem głową, który po słupku wpadł do bramki Kacpra Tobiasza.

To było bardzo interesujące widowisko, a prowadzenie gości szybko mogło zamienić się w remis. Legioniści mieli do tego doskonałą okazję, albowiem Damian Kos podyktował rzut karny po faulu Pawła Stolarskiego na Luquinhasie. Fatalne uderzenie Tomasa Pekharta z jedenastu metrów pewnie zatrzymał jednak Ivan Brkić.

Gospodarze dopiero w drugim kwadransie realnie zaczęli mieć kontrolę nad posiadaniem piłki i przenieśli grę na połowę rywala. To jednak nie przynosiło żadnych efektów w postaci sytuacji podbramkowych. Niewiele brakło, aby sytuacja stała się jeszcze gorsza, albowiem po jednym z kolejnych rzutów rożnych goście trafili w słupek.

Motor rozdawał prezenty

Z pomocą Legionistom przyszli jednak rywale… Najpierw fatalny błąd popełnił bohater sprzed kilkunastu minut – Ivan Brkić – który przepuścił pod brzuchem prosty strzał Bartosza Kapustki. Remisowy rezultat nie utrzymał się zbyt długo, albowiem drugi rzut karny gospodarzom sprezentował Paweł Stolarski. Tym razem popisał się bezsensownym zagraniem ręką. Sędzia Damian Kos po obejrzeniu sytuacji na monitorze VAR podyktował jedenastkę, którą wykorzystał Paweł Wszołek. W ten sposób Legia objęła prowadzenie, choć nie musiała zrobić wiele, aby tak się stało. Ten stan utrzymał się do przerwy.

Druga połowa rozpoczęła się od wejścia na plac gry Sergiego Sampera – to debiut byłego zawodnika FC Barcelony w Ekstraklasie. To jednak nie uchroniło gości od złego wejścia po zmianie stron. Już w 48. minucie Legia szybko rozegrała piłkę środkiem, a wyprowadzony na pozycję strzelecką został Alfarela. Francuz przełożył jeszcze bramkarza i podwyższył prowadzenie. Przytomną asystę przy tym golu zaliczył stoper Jan Ziółkowski.

Ta bramka mocno zabiła widowisko. Motor się rozsypał. Nie potrafił już tak skutecznie realizować zadań taktycznych. W zasadzie nie przedzierał się pod bramkę Kacpra Tobiasza. Natomiast Legia mądrze kontrolowała grę. W 69. minucie udało jej się dobić rywala. Bartosz Kapustka miał zbyt dużo miejsca przed polem karnym. Korzystał z tego, oddając mocny strzał lewą nogą. Tym razem Ivan Brkić był bezradny, a środkowy pomocnik Legii zdobył drugą bramkę w tym meczu, a czwartą w tym sezonie Ekstraklasy.

Zanosiło się na to, że ostatnie minuty będą spokojne, ale w doliczonym czasie gry padły gole z obu stron. Najpierw kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się Mbaye Ndiaye. To trafienie z całą pewnością będzie mogło być ozdobą spotkania, ale chwilę później wynik na 5:2 dla Legii ustalił Jean-Pierre Nsame, który trafił do pustej bramki po podaniu Morishity.

Trzy punkty dla podopiecznych Goncalo Feio spowodowały, że przerwę na kadrę spędzą na pozycji wicelidera – dwa punkty za Lechem Poznań. Za dwa tygodnie do Warszawy przyjedzie Raków Częstochowa.

Źródło: sport.pl
 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com