Świątek i Hurkacz wicemistrzami świata. Ale polski tenis na pewno nie. Te porównania bolą

https://twitter.com/TennisTV/archiwum prywatne

Iga Świątek i Hubert Hurkacz są wielcy – to bezdyskusyjne! Jak i to, że ci dwoje są „united”. Natomiast drugie miejsce Polski w United Cup, a więc nieoficjalnych mistrzostwach świata, nie znaczy jeszcze, że polski tenis jest top. Pod tym względem wciąż nie mamy startu i do Niemców, którzy minimalnie pokonali nas w finale w Sydney, i do wielu innych nacji.

Na początek Iga Świątek wygrała z Angelique Kerber 6:3, 6:0. Była numer jeden światowego rankingu próbowała postawić się aktualnej numer jeden, ale Andżelice (Kerber ma też polskie obywatelstwo, mówi po polsku i nie ma nic przeciwko spolszczaniu swojego imienia) argumentów wystarczyło tylko na chwilę.

Świątek w Perth i Sydney, w drodze do wygrania przez Polskę United Cup, rozegrała pięć świetnych meczów.

  • 6:2, 6:2 z Brazylijką Haddad Maią
  • 6:2, 6:1 z Hiszpanką Sorribes Tormo
  • 6:3, 6:2 z Chinką Zheng
  • 4:6, 6:1, 6:1 z Francuzką Garcią
  • 6:3, 6:0 z Kerber

Ta seria pokazuje, że Iga na 2024 rok przeniosła superformę z końcówki roku 2023, gdy wygrała turniej w Pekinie i WTA Finals w Cancun, dzięki czemu błyskawicznie (po zaledwie ośmiu tygodniach) odzyskała panowanie w światowym rankingu, które utraciła po US Open.

Świątek ma dziś serię już 16 wygranych meczów, ma tytuł MVP United Cup (wyróżnienie otrzymała na otarcie łez po finale) i bardzo pozytywnie nastawiona zacznie lada chwila Australian Open.

Pewnie w trochę gorszym nastroju na pierwszy wielkoszlemowy turniej roku pojedzie Hubert Hurkacz. On w finale z Niemcami rozegrał thriller z Alexandrem Zverevem. Przy stanie 7:6, 6:6 miał dwie piłki meczowe, ale tego tie-breaka przegrał, bo siódmy gracz światowego rankingu ATP z całych sił starał się utrzymać swoją kadrę w walce o tytuł. Niestety, nasz światowy numer dziewięć przegrał też decydującą partię 4:6 i cały mecz 7:6, 6:7, 4:6 ze Zverevem, przez co w finale Polska – Niemcy zrobiło się 1:1 i o wszystkim decydował mikst.

W nim Świątek i Hurkacz grali ze Zverevem i Laurą Siegemund (to mistrzyni US Open w mikście i w deblu) i co to był za mecz! Duet „HubIga” wystąpił w United Cup 2024 po raz trzeci i niewiele brakowało, a wygrałby wszystko. Zwycięstwa nad Brazylijczykami i Hiszpanami były pewne, a to drugie nawet wyjątkowe, bo wyniku 6:0, 6:0 w tenisowym mikście świat nie widział od 17 lat! (tak ze Świątek i Hurkaczem przegrali wcale nieźli rywale – Sorribes Tormo i Davidovich Fokina). Ale oczywiście najcenniejsza byłaby wygrana nad Niemcami. Mecz o tytuł rozstrzygnął się dopiero w super tie-breaku. Pierwszego seta wygrali Niemcy 6:4, drugiego Polacy 7:5, a w decydującej rozgrywce było 4-10 dla rywali.

Po meczu Iga płakała, bo dostała „tylko” nagrodę dla MVP całych rozgrywek, natomiast główne trofeum odebrali Niemcy. Trzeba uczciwie przyznać, że i w tym meczu Zverev był lepszy od Hurkacza. Zresztą, sam Hubert powiedział tuż po finale, podczas ceremonii tak: „Gratuluję Idze zdobycia trofeum MVP, ona zdecydowanie na to zasługuje. Jest numerem jeden na świecie i pokazała to tutaj. Mam mnóstwo radości z oglądania jej gry, a w mikście ona mnie niosła”.

Drugie miejsce Polski to i tak wynik ponad stan. I to bardzo

Na koniec United Cup świętują więc Niemcy, a nie my, ale dla nas drugie miejsce to też sukces. I jednocześnie wynik ponad stan.

W United Cup wzięło udział 18 najlepszych reprezentacji świata. Grały w nim gwiazdy, na czele z Novakiem Djokoviciem i naszą Igą. Świątek i Hurkacz osiągnęli coś razem, zebrali też doświadczenia przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu, gdzie będą chcieli zdobyć medal. Ale też w trakcie United Cup zobaczyliśmy, jak bardzo polski tenis ciągnie ta dwójka. Oczywiście na słowa uznania, a nie tylko na pamiątkowe medale, zasługują też Jan Zieliński oraz Katarzyna Piter i Katarzyna Kawa, którzy dawali Idze i Hubertowi złapać oddech, grając w rozstrzygniętych już przez Świątek i Hurkacza starciach z Chinami w ćwierćfinale i z Francuzami w półfinale. Duety Zieliński/Piter oraz Zieliński/Kawa wygrały swoje mecze. A i Daniel Michalski, który jako jedyny w naszej ekipie w United Cup nie wystąpił, z pewnością miał swój wkład w to zwycięstwo – choćby trenując z tymi, którzy grali.

W każdym razie uczciwie oceniając, musimy zdać sobie sprawę z tego, że między naszymi liderami a resztą jest spora różnica. I że o wygranie United Cup Polsce byłoby zdecydowanie trudniej, gdyby organizatorzy nie zmienili zasad. Rok temu rozgrywano po dwa single damskie i męskie, a nie po jednym, jak teraz. Wtedy lepiej było widać siłę szerokiej drużyny, teraz lepiej widać które kraje mają najmocniejsze pary.

Drugie miejsce Polski w United Cup 2024 jest więc sukcesem podobnym bardziej do zwycięstwa Agnieszki Radwańskiej i Jerzego Janowicza w Pucharze Hopmana w 2015 roku niż do jakiegoś osiągnięcia drużynowego. Tamte rozgrywki nazywano nieoficjalnymi mistrzostwami świata par mieszanych, a dziś United Cup wygląda niemal dokładnie jak wyglądał Hopman Cup.

Niemcy mają korty w każdej wsi

Jeśli coś naprawdę pokazuje, które tenisowe nacje są najmocniejsze, to tym czymś są raczej rankingi ATP i WTA, a nie wyniki United Cup.

W męskim rankingu Niemcy mają sześciu zawodników w pierwszej setce, a my mamy tylko Hurkacza. Wśród pań w top 100 są trzy Polki (poza Igą Świątek to Magda Linette i Magdalena Fręch) i trzy Niemki. Widać różnicę?

Jeśli ktoś podniesie argument, że Niemcy mają ponad 80 milionów obywateli, a Polacy niecałe 40 milionów, to porównajmy się z Czechami, których jest tylko 10 milionów. Oni w top 100 rankingu WTA mają aż dziewięć zawodniczek, a do tego dwóch graczy w top 100 zestawienia ATP. A zatem biją nas na głowę.

O różnicach między naszym tenisem, a tenisem w krajach, które od lat w ten sport inwestują, krótko, ale dosadnie powiedział na początku transmisji z finału United Cup Dawid Olejniczak. Komentator Polsatu Sport wspomniał, że Niemcy mają korty w każdej wsi, że od dawna są potęgą, że mieli takie ikony tenisa jak Steffi Graf czy Boris Becker.

Olejniczak to nasz były reprezentant. W 2008 roku był pierwszym Polakiem od czasów Wojciecha Fibaka, który zagrał w Wimbledonie. On doskonale pamięta te – wcale nie tak dawne – czasy, gdy na swojego tenisistę w najbardziej prestiżowym turnieju świata Polska czekała aż 22 lata. Gdy wielkim wydarzeniem było przebicie się przez kwalifikacje.

Czesi mówią: „Nie dogonicie nas”. I wiedzą, co mówią

Dziś żyjemy już w innej tenisowej rzeczywistości, lepszej. Ale jednak musimy patrzeć szerzej niż tylko na obrazek wąskiej kadry, która właśnie świetnie spisała się w Australii.

Tak naprawdę my tenisowo jesteśmy jedną z najuboższych nacji ze wszystkich, które miały swoje reprezentacje w tym United Cup. Wśród 18 drużyn byli przecież Amerykanie i Australijczycy, byli Hiszpanie i Francuzi, których pokonaliśmy, a którzy mają świetnie zorganizowane szkolenie, byli Czesi, do których nasze porównywanie się szczególnie boli, a to dlatego, że mały kraj po prostu nas zawstydza. Pod każdym względem.

Spójrzmy na listę czeskich legend i zwycięzców turniejów wielkoszlemowych. W początkach kariery Czechosłowację reprezentowała Martina Navratilova, ale nawet jeśli jej sukcesy przypisywane są tylko amerykańskiemu tenisowi, to na liście triumfatorów wielkoszlemowych Czesi i tak mają: Hannę Mandlikovą, Janę Novotną, Petrę Kvitovą, Barborę Krejcikovą, Marketę Vondrousovą, Jana Kodesa, Ivana Lendla i Petra Kordę. My mamy tylko Igę Świątek.

Czesi mistrzów mają od wielu lat, bo od dziesięcioleci tenis jest u nich jednym z najważniejszych sportów. Kilka miesięcy temu prezes Polskiego Związku Tenisowego Dariusz Łukaszewski opowiadał w Onecie jak wiceprezes czeskiego związku, Martin Hynek, twierdzi, że polski tenis czeskiego nie dogoni. „Nie dogonicie, bo nie macie tradycji tenisa. U nas na każdej wsi jest kort. Od 60 lat, a nie od teraz. A w mieście przynajmniej dwukortowa hala, od lat 50., a nie od teraz. Jeśli ludzie z czeskiego tenisa idą do urzędu lub prywatnej firmy, to są zdecydowanie bardziej wiarygodni niż wy. Do tego w każdej rodzinie ktoś na pewno miał do czynienia z tenisem!” – takie słowa swojego czeskiego kolegi przytaczał prezes PZT. I dodawał: „Niestety się z tym zgadzam. – Pracuj na następne pokolenia – zakończył Czech”.

Z tym nie da się nie zgodzić. A tak naprawdę trzeba jeszcze dodać zastrzeżenie, że wbrew słowom Łukaszewskiego, u nas nadal nie ma kortu na każdej wsi i hali w każdym mieście. Prawda jest taka, że do tych standardów nadal dużo nam brakuje. Jak dużo? Spójrzmy w raport, jaki European Tennis opracował za rok 2022 (za rok 2023 raportu jeszcze nie ma).

W dokumencie czytamy, że:

  • Czechy mają 426 100 ludzi grający w tenisa, z czego aż 66 862 osoby są zrzeszone w klubach. Tych klubów jest tam 1 254, a w kraju naliczono 11 652 korty, w tym 2 705 całorocznych, halowych
  • Natomiast w Polsce w tenisa gra 350 tysięcy ludzi, w klubach jest 12 600 zawodników, a klubów mamy 910. Pograć można u nas na 7 500 kortach, z czego w hali mamy 2 100 kortów

Jak widać, różnice są ogromne. Zwłaszcza gdy w pamięci mamy, że Czechy są krajem cztery razy mniejszym od Polski i mają prawie cztery razy mniej mieszkańców!

Odnieśmy polskie dane jeszcze do danych z Niemiec, a zobaczymy, ile nam – nieoficjalnym wicemistrzom świata – brakuje do prawdziwej potęgi. Otóż Niemcy mają aż 1 382 824 zawodników grających w tenisa w klubach! To najwięcej w Europie. A w tenisa w kraju grywa tam aż 3,5 miliona ludzi. Klubów Niemcy mają 8 794, a kortów 45 857, z czego 5 424 w hali. Tak, w Niemczech żyje o wiele więcej ludzi, ale już powierzchniowo są nasze kraje są podobnie duże (357 tys. km kwadratowych powierzchni tam, a u nas 322 tysiące).

„Musimy działać z rozmachem, jeśli chcemy gonić świat. Innej drogi nie ma”

Jak polski tenis próbuje zasypywać opisane różnice? Od półtora roku mamy profesjonalną ligę wzorowaną na czeskich rozgrywkach. Od mniej więcej takiego samego czasu duże możliwości szkoleniowe oferuje akademia w podwarszawskich Kozerkach, gdzie PZT wreszcie może szkolić młodzież w warunkach podobnych do tych, jakie Czesi mają w swoich licznych centrach rozlokowanych w całym kraju (w samej Pradze mają dwa, a znane i cenione od lat jest to z Prościejowa).

Może z czasem zdolne polskie dzieciaki nie będą już musiały jeździć do Czech tak jak to robiła Iga Świątek, chcąc porywalizować na odpowiednim poziomie. Piotr Sierzputowski, który prowadził Igę przez ponad pięć lat, i wiele razy jeździł z nią do Czech, po pierwszym wygranym przez Świątek turnieju wielkoszlemowym (Roland Garros 2020) mówił na Sport.pl o konieczności nie tylko inwestycji w infrastrukturę, ale też w zmianę polskiego myślenia o tenisa.

– Nam brakuje tenisowego wychowania. My w ogóle w każdym sporcie mamy taką mentalność, żeby się nie sprawdzać. A Czesi z rana mają trening, a po południu grają sparing. I dużo szybciej jadą w świat, żeby rywalizować z najlepszymi, z nimi się sprawdzać i się od nich uczyć. Jak takie młode zawodniczki wracają z zagranicznych turniejów i grają z innymi czeskimi dziewczynami, to i ich poziom się podnosi, wszystko się nakręca. U nas za dużo gramy we własnym gronie, nie jeździmy się sprawdzać. Czesi to bardzo mały kraj, naprawdę bez tenisowego supsersystemu – bo to jest bardzo prosty, nieskomplikowany system finansowania i zaangażowania zawodników – a mają ten sport na światowym poziomie. Kortów mają więcej od nas, u nas są braki, ale też nie przesadzajmy, nie szukajmy na siłę przeszkód. Nie tłumaczmy się tak, że u nas przez problemy z kortami nic się nie da zrobić – apelował trener.

Jeśli coś ma zmieniać polskie myślenie o tenisie, to z pewnością takie sukcesy, jakich regularnie dostarczają Świątek i Hurkacz. Ten superduet bez wątpienia inspiruje mnóstwo dzieci i kluczowe jest, żeby PZT potrafił wyjśc do dzieci z ofertą. Związek chwali się, że w programie „Tenis 10” tego sportu uczą się dzieci w ponad 400 klubach na terenie całego kraju, ale szkoda, że brakuje działań z większym rozmachem.

Kilka lat temu na Stadionie Narodowym w Warszawie potrafiono organizować Narodowy Dzień Tenisa, w ramach którego dzieciaki mogły nie tylko pograć na 50 kortach ustawionych w wyjątkowej otoczce, ale też spotkać swoich idoli. Niestety, po pandemii koronawirusa do tego nie wrócono i dziś zamiast wielkiego święta i wielkiej promocji tenisa jego „narodowy dzień” obchodzony jest tylko lokalnie w kilkunastu miastach, w klubach tenisowych.

Półtora roku temu Jarosław Lewandowski, czyli szef największego w Polsce tenisowego ośrodka (wspomnianej już wcześniej akademii w Kozerkach) mówił na Sport.pl tak: „Musimy działać z rozmachem, jeśli chcemy gonić świat. A innej drogi nie ma. Porównajmy się z Czechami. W tym o wiele mniejszym kraju na jednego mieszkańca przypada cztery razy więcej kortów niż w Polsce” (jak widzimy z raportu Tennis Europe, jest jeszcze gorzej). „A niedawno sprawdziłem, że w przeliczeniu na liczbę mieszkańców u nas tenis trenuje aż o 40 razy mniej dzieciaków w wieku 10-12 lat, czyli w kluczowej grupie wiekowej. Kluczowej, bo to baza dla pozyskiwania wyczynowych zawodników – dodawał.

Podsumowując: polski tenis ma sukcesy dzięki wybitnym jednostkom. Takim, które na szczyt doszły dzięki wysiłkom swoich rodzin a nie dzięki systemowi. Ale dłużej po prostu nie wolno naszemu tenisowi liczyć na to, że zawsze znajdą się jakieś jednostki i że dzięki nim jakoś to będzie.

Źródło: sport.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com