To zwycięstwo Igi Świątek smakuje szczególnie. W końcu musiała się z tym uporać
Po obejrzeniu takiego meczu człowiek opada z sił tak bardzo, jakby sam w nim grał. No dobrze, bez żartów – my, zwykli śmiertelnicy, nawet nie mamy pojęcia, co trzeba wytrzymać, kiedy się gra taki finał, jaki Iga Świątek właśnie wygrała w Dausze. Półtorej godziny trwał tylko pierwszy set, Iga wracała w nim ze stanu 1:4, przy serwisie i prowadzeniu rywalki. I to jakiej rywalki! Jelena Rybakina rok temu wygrała ze Świątek ich wszystkie trzy mecze. A teraz nie dała rady naszej mistrzyni. Iga wygrała 7:6, 6:2. I my dobrze wiemy, dlaczego!
Doha 2022, Doha 2023, Doha 2024! Jest hat-trick, jest kolejny wielki triumf. Iga Świątek właśnie wygrała swój 18. tytuł WTA w karierze (w 22. finale). Za chwilę będzie miała więcej trofeów najwyższej rangi niż ma lat – w maju skończy 23.
Na twardych, wolnych kortach w stolicy Kataru Świątek czuje się znakomicie. Dwa lata temu złotego sokoła zdobyła na początek najlepszej tenisowej serii XXI wieku – była to seria 37 wygranych meczów i aż sześciu turniejów. Rok temu statuetkę drapieżnika odebrała po rozbiciu wszystkich rywalek: w tamtym turnieju przegrała tylko pięć gemów. A teraz w najtrudniejszych okolicznościach pokazała, jakim jest drapieżnikiem.
Świątek zrewanżowała się za 0:3 z ubiegłego roku
Dwa lata starsza Jelena Rybakina w ubiegłym sezonie była od Igi trzy razy lepsza w ich bezpośrednich starciach. Czwarta runda Australian Open – 4:6, 4:6, półfinał Indian Wells – 2:6, 2:6, ćwierćfinał w Rzymie 6:2, 6:7, 2:2 i krecz Igi, kontuzja. W całym 2023 roku Iga przegrała tylko 11 meczów przy aż 68 wygranych. Ale akurat wszystkie mecze z Rybakiną musiała zapamiętać jako momenty wyjątkowo trudne, rozczarowujące, bolesne.
Mistrzyni Wimbledonu 2022 i finalistka Australian Open 2023 jest bardzo wysoka (184 cm wzrostu przy 176 cm Igi), co świetnie wykorzystuje, serwując. Poza potężnym podaniem ma też wielką moc uderzeń – zarówno forhend, jak i bekhend gra bardzo płasko, nie daje rywalkom czasu na reakcję. Dla wrażliwszych kibiców Świątek Rybakina to wręcz koszmar, to tenisistka, której najchętniej nie oglądaliby w starciach z Igą. Ale twardsi kibice na mecz Świątek – Rybakina w finale turnieju w Dausze zacierali ręce. I słusznie!
– Myślę, że ten mecz wszyscy będziemy pamiętali przez cały sezon – mówił w rozmowie ze Sport.pl Maciej Synówka. Były trener m.in. Belindy Bencić i Barbory Krejcikovej przewidywał, że dostaniemy emocje doprowadzające delikatniejszych widzów do stanów przedzawałowych. Ale przecież właśnie o to chodzi w wielkim sporcie, żeby się sprawdzać. Iga dostała ogromne wyzwanie i mu podołała.
Jeden set z Rybakiną był jak trzy zwykłe sety Igi
Jak trudno było? Tak, że dopiero po 54 minutach meczu liderka rankingu WTA wyszła na prowadzenie. Wtedy spektakularne odrabianie strat przez Świątek ze stanu 1:4 i 15:30 przy serwisie Rybakiny dało w końcu Polce wynik 5:4 w gemach. Ale rywalka nie pękła, ten set musiał potrwać jeszcze aż 36 minut, zanim Iga go wygrała.
Jeszcze było 5:6 i serwowała Rybakina. Ale Iga błyskawicznie ją odłamała, doprowadzając do tie-breaka. Jeszcze były zmarnowane przez Igę dwa setbole z rzędu, przez co sama musiała bronić piłki setowej. Ale w końcu wykorzystała czwartą okazję i wygrywając tę dogrywkę jak z thrillera 10-8, zeszła do szatni prowadząc w setach 1:0.
W tym jednym, aż 90-minutowym, secie Świątek wygrała 54 punkty i Rybakina też wygrała 54 punkty. Pomyślmy, jak 108 punktów rozegranych w jednym secie ma się do 32 punktów, jakie Iga rozegrała w swoim poprzednim secie w Dausze? Otóż nijak. Owszem, ćwierćfinał z Wiktorią Azarenką też przyniósł pewne emocje, ale w nim po wygraniu pierwszego seta 6:4, w drugim Iga już rozbiła byłą numer jeden 6:0, w punktach 24:8.
Teraz po 90 minutach superseta dostaliśmy jeszcze 50 minut drugiej partii. W niej Świątek była już wyraźnie lepsza. Rozluźniła się, coraz częściej chodziła do siatki, a gdy próbowała tego Rybakina, to pięknie ją mijała. No i trafiała. W pierwszym secie przy 14 kończących uderzeniach miała aż 28 niewymuszonych błędów. Ale Rybakina też była na minus 14, jej bilans to było 11:25. One musiały się mylić, gdy grały wymiany z tak szalonymi prędkościami. Ale Świątek w końcu musiała pokazać Rybakinie, że to ona jest lepsza, że to ona zwykle dłużej wytrzymuje takie szaleństwa. I że następnie przejmuje kontrolę.
Australian Open? Było, minęło! Iga wróciła i jest „Jazda!”
Ci, którzy meczu nie obejrzeli, spojrzą na wynik i stwierdzą, że pewnie wygrała ta, która miała wygrać. Bo Świątek była faworytką bukmacherów (kursy 1,5 do 3) i sztucznej inteligencji (dawała Idze 66 proc. szans na zwycięstwo), mimo że dla Rybakiny był to już trzeci finał w 2024 roku, mimo że ona zdążyła zdobyć już dwa tytuły i wygrać 15 z 17 meczów.
Ale Świątek to Supermenka. Ona ma pierwszy tytuł w tym roku, ma teraz 11 wygranych meczów i tylko jeden przegrany w nowym sezonie. Wielka szkoda, że akurat na wielkoszlemowym Australian Open Iga nie była najlepiej dysponowana. Tam niespodziewanie przegrała w trzeciej rundzie w trzech setach z nastolatką z Czech, Lindą Noskovą. Ale było, minęło!
Doceniajmy to, w jakim stylu Świątek wróciła. Trzy tygodnie przerwy i jest trzeci z rzędu triumf w tysięczniku w Dausze. I jest powiększenie przewagi w rankingu WTA nad drugą w nim, a nieobecną w Katarze, Aryną Sabalenką. I jest wreszcie zwycięstwo nad Rybakiną – drugie w karierze, ale pierwsze w tym czasie, gdy obie są na topie, bo poprzednie Iga odniosła w 2021 roku, gdy jeszcze ani ona, ani Jelena nie były aż tak dobre jak teraz.
Opanowanie, nieustępliwość, mental – oto supermoce Supermanki Igi
Powiedzmy to sobie jeszcze raz, wyraźnie: do momentu, w którym Rybakina prowadziła 4:1 i serwowała, wyglądało na to, że ona odbiera Idze jej moce tak jak kryptonit odbierał je komiksowemu Supermanowi. Wydawało się, że Rybakina znów pokona Świątek.
Ale tak się wydawało nam, widzom denerwującym się przed ekranami. Natomiast Iga pokazała spokój, opanowanie, niespotykaną nieustępliwość i ogromną moc mentalną. To są supermoce.
Kiedyś na meczu Igi w Ostrawie był Batman i miał napisane na transparencie, żeby zadzwoniła, jeśli będzie potrzebowała pomocy. Nie musi dzwonić, sama sobie radzi. A nasze porównania do Supermana powinny przypaść jej do gustu, bo jak kiedyś wyjaśniła, odpowiadając na pytania kibiców, to jego, a nie Batmana wybrałaby ze wszystkich superbohaterów.
„Maciek, mój fizjoterapeuta, często zakłada koszulki albo skarpetki z Supermanem, więc właściwie cały czas jest obecny w naszym teamie” – mówiła wtedy Iga. Supermanka Iga!
Źródło: sport.pl