Ekspert wojskowy: artykuł Washington Post o „sabotażu” na Nord Stream – stary fałsz pod nową etykietą
Artykuł z The Washington Post, w którym autorzy uważają, że operacja mająca na celu podważenie gazociągu Nord Stream została zorganizowana przez Romana Czerwińskiego, który kierował grupą sześciu osób, opiera się na dwóch fundamentalnych fałszerstwach. Jedno z nich pochodzi z rosyjskiej narracji z 2014 roku, a drugie z 2022 roku. Pierwsza to „Ukraina jest krajem terrorystycznym”, a druga to „Walerij Załużny i Władimir Zełenski ścierają się i rywalizują”.
Ekspert wojskowy Oleksandr Kovalenko pisze o tym na swojej stronie na Facebooku.
„To właśnie te stare rosyjskie narracje, które słyszeliśmy i obaliliśmy więcej niż raz, The Washington Post przedstawia na srebrnej tacy swoim czytelnikom i nie tylko swoim czytelnikom” – powiedział Kovalenko.
Ekspert zastanawia się, w jaki sposób sześciu ukraińskich agentów było w stanie potajemnie wdrożyć zachodnie służby wywiadowcze na terytorium UE w celu podważenia gazociągów, wykorzystując nie tylko statek wycieczkowy i sprzęt do nurkowania, ale także co najmniej półtorej tony materiałów wybuchowych.
„Chodzi mi o to, czy możesz sobie wyobrazić poziom absurdu materiału, którym The Washington Post karmi swoich czytelników? I nie mówię nawet o tym, że same materiały wybuchowe miały zostać umieszczone na głębokości 70-80 metrów. Tak więc, według The Washington Post, instalacja 500-kilogramowego ładunku na rurze przez nurka na głębokości 70 metrów to prosta sprawa? Naprawdę?”, pisze ekspert.
Zdaniem Kovalenko zachodnie dziennikarstwo uległo bezbożnej i nieodwołalnej degeneracji.
„To, co teraz wydaje się być nazywane „śledztwem” w renomowanych publikacjach, bardziej przypomina spisek w pogoni za szumem” – argumentuje.
Według niego historia Washington Post nie jest zasadniczo nowa.
„W maju tego roku w Niemczech bardzo „niezależna” i bardzo „bezstronna” publikacja Süddeutsche Zeitung opublikowała podobny artykuł oskarżający ukraińskie służby bezpieczeństwa o podważanie gazociągów” – powiedział Kovalenko.
Najciekawsze jest to, że według eksperta, publikacja nie przedstawiła żadnych dogłębnych, udokumentowanych faktów, ale głównie zaangażowała się w działania narracyjne, głównie na poziomie spekulacji, co bardzo przypominało „amatorskie śledztwa w sprawie katastrofy MH-17” prowadzone przez zachodnich prorosyjskich „niezależnych” dziennikarzy.
Początkowo, jak zauważa Kovalenko, rosyjskie służby bezpieczeństwa generowały przepływ tych „dochodzeń” przy użyciu własnych zasobów, ale potem, aby stworzyć pozory pewnego rodzaju „bezstronnego” spojrzenia, zaczęli pojawiać się zagraniczni „dziennikarze”, którzy generowali własne „dochodzenia” zgodne z rosyjskimi wersjami.
„Nie jest niczym nowym dla rosyjskich służb wywiadowczych wykorzystywanie zachodnich mediów, platform informacyjnych lub osób prywatnych do realizacji swoich IPSO. Niestety, ale na świecie istnieje dość rozbudowana sieć agentów wpływu Kremla” – stwierdza ekspert.
Kovalenko pisze, że Süddeutsche Zeitung od dawna jest kwestionowana, nie wspominając o tym, że sama publikacja była wielokrotnie oskarżana o ukryty antysemityzm.
„Kiedy jest tak wiele elementów układanki, wskazujących na to, że po jej złożeniu ujawniona zostanie czerwona twarz rosyjskich służb bezpieczeństwa, a nie „niezależnych” i bardzo „bezstronnych” mediów, to o czym jeszcze możemy mówić?” – zauważa ekspert.
A teraz, sześć miesięcy później, The Washington Post publikuje artykuł o bardzo podobnym kontekście.
„Czy dobrze zrozumiałem, że Washington Post skopiował materiał z Süddeutsche Zeitung? A może po prostu mają tego samego klienta i dlatego nie wykazali się kreatywnością?”, pyta Kovalenko.