Kto po Ukrainie będzie następną ofiarą Rosji? Czy Putin rzeczywiście realizuje „plan Sołżenicyna”?

Władimir Putin / autor: PAP/EPA/MIKHAIL KLIMENTYEV / KREMLIN POOL / SPUTNIK

Z kilku krajów docierają głosy, kto będzie następną ofiarą Putina, jeśli uda mu się pokonać Ukrainę. O tym, że to właśnie oni staną się obiektem kolejnej agresji Rosji, jest przekonanych wielu Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Mołdawian czy Gruzinów. Część ekspertów wskazuje jednak, że najprędzej na celowniku Moskwy może pojawić się Kazachstan.

„Plan Sołżenicyna”

Kazachstan spełnia warunki, o których mówił Władimir Putin, podnosząc kilkakrotnie problem „niesprawiedliwych granic” wewnątrz Związku Sowieckiego. Jego zdaniem rzeczywistym twórcą dzisiejszej Ukrainy był Lenin, ponieważ „podarował” Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Sowieckiej ziemie, które nigdy nie powinny do niej należeć. Te same uwagi Putina odnoszą się także do współczesnego Kazachstanu.

Prezydent Rosji próbuje urzeczywistnić obecnie ideę, którą wysunął w 1990 roku w swoim słynnym eseju „Jak odbudować Rosję” Aleksander Sołżenicyn. Noblista pisał tekst w czasie, gdy Związek Sowiecki chylił się ku upadkowi. Postulował, by rozwiązać ZSRS i dać niepodległość narodom bałtyckim, zakaukaskim i środkowoazjatyckim, w których tendencje odśrodkowe są zbyt duże, by utrzymać spoistość imperium. Zarazem uważał, iż należy stworzyć „Związek Rosyjski”, obejmujący ziemie wschodnich Słowian: Rosję, Ukrainę, Białoruś i… północny Kazachstan (jeśli zaś Ukraińcy, Białorusini i Kazachowie nie zechcą wejść do wspólnego państwa z Rosją, to należy im odebrać część terenów zamieszkanych przez ludność rosyjskojęzyczną).

Sam Putin wielokrotnie powtarzał słowa o Kazachstanie jako kraju „pierwotnie rosyjskim”, którego terytoria zostały (podobnie jak w przypadku Ukrainy) oderwane od Rosji w duchu socjalistycznego braterstwa. Skoro dziś to braterstwo nie obowiązuje, to – zdaniem Kremla – podarowane tereny powinny wrócić do „macierzy”. Dotyczyć to ma zwłaszcza północnego Kazachstanu z takimi miastami, jak Pietropawłowsk, Pawłodar, Aktiubińsk, Kustanaj, Semipałatyńsk, Uralsk, a nawet Karaganda czy stolica kraju Nur-Sułtan (noszący od 1960 roku pięć nazw oprócz dzisiejszej: Akmolińsk, Celinograd, Akmoła i Astana).

Rosyjskie groźby

W związku z tym następną ofiarą Putina może stać się właśnie Kazachstan. Taką tezę już od 2015 roku stawia wielu politologów, m.in. Piotr Jelcow z USA, Wiaczesław Morozow z Estonii czy Achas Tażukow z Kazachstanu. Ten ostatni w analizie opublikowanej ostatnio w Eurasia Review cytuje tekst, który ukazał się niedawno na rosyjskim portalu pravda.ru. Znalazło się w nim wyraźne ostrzeżenie, iż Putin „wyznaczył dokładne granice lojalności wszystkim reżimom w przestrzeni postsowieckiej – władze nie mogą być kierowane z zewnątrz i uciskać Rosjan od wewnątrz.”

Dalej portal pravda.ru grozi:

Rosja pokazuje dziś, jak będzie działać, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Ten okres, który był związany z jej osłabieniem, zakończył się. Kazachstan powinien zrozumieć, że igranie z nacjonalizmem doprowadzi do tego, do czego doszła dziś Ukraina.

Grunt jest już przygotowywany. W przypadku Ukrainy kremlowska propaganda od 2014 roku powtarzała nieustannie, że władzę w Kijowie przejęli neonaziści, którzy prześladują mniejszość rosyjskojęzyczną. Podobna kampania medialna przeciw Kazachstanowi zaczęła się w grudniu 2020 roku. Na celowniku znalazł się zwłaszcza tamtejszy minister edukacji i kultury Aschat Aimagambetow, autor projektu zmiany alfabetu z cyrylicy na łaciński, okrzyknięty wręcz naśladowcą nazistów.

Kazachski niepokój

To wszystko sprawia, że kazachskie władze dystansują się wobec moskiewskiej polityki na Ukrainie. Co prawda w styczniu prezydent Kasym-Żomart Tokajew uzyskał wojskowe wsparcie Rosji podczas krwawych zamieszek w kraju, jednak nie zamierza rewanżować się Putinowi zaangażowaniem militarnym swojej armii nad Dnieprem. Nie dość, że odmówił udziału w wojnie na Ukrainie i nie uznał niepodległości samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej, to jeszcze był jedynym przywódcą w Azji Środkowej, który po rosyjskiej inwazji zadzwonił osobiście do Wołodymyra Zełenskiego i rozmawiał z nim telefonicznie. Jakby tego było mało, za demonstrowanie putinowskiej półswastyki „Z” grozi w Kazachstanie kara grzywny, zaś władze w Ałmaty zezwoliły na organizację antyrosyjskich manifestacji antywojennych.

Oficjalnie Kazachowie pokazują, że Rosja jest ich głównym strategicznym partnerem, ale po cichu sympatyzują z Ukrainą. Wiedzą bowiem, że mogą być następni w kolejce.

Grzegorz Górny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com