Przemysław Żurawski vel Grajewski: Iluzja pokoju z niepobitą Moskwą

Tomasz Hamrat - Gazeta Polska

Administracja demokratyczna w USA (bez których zgody nie będzie rozszerzenia NATO) i rząd Niemiec (których wsparcie jest niezbędne dla rozszerzenia UE) życzyły sobie zmiany władzy w Polsce i dawały temu wyraz w kontaktach z Ukrainą. Od wiosny 2023 r. stosunki polsko-ukraińskie na szczeblu międzyrządowym pogarszają się nieustannie – pisze Przemysław Żurawski vel Grajewski w „Gazecie Polskiej Codziennie”.

Miała miejsce taka oto seria incydentów dyplomatycznych: przesadna reakcja ambasadora Wasyla Zwarycza na niezręczność wypowiedzi rzecznika MSZ, notabene suflowaną Łukaszowi Jasinie usilnie przez dziennikarkę Onetu, deklaracja Antona Drobowycza, szefa ukraińskiego IPN, o braku zgody na ekshumacje ofiar rzezi na Wołyniu, wezwanie ambasadora Bartosza Cichockiego (jedynego, który został w bombardowanym Kijowie) do MSZ Ukrainy, by zaprotestować przeciw wypowiedzi ministra Marcina Przydacza o tym, że Ukraina powinna doceniać pomoc ze strony Polski, i wreszcie spór o zboże, który władze ukraińskie kłamliwie przedstawiają swemu społeczeństwu, twierdząc, jakoby Polska blokowała tranzyt ukraińskiej żywności w świat, co nigdy nie miało miejsca, gdyż Warszawa sprzeciwiała się jedynie nielegalnemu jej przenikaniu na rynek polski, a tranzyt w całym tym okresie istniał i nawet rósł. 

Obecnie Komisja Europejska, umywając ręce od problemu napływu ukraińskiej żywności na jednolity rynek UE, tworzy paliwo do przeniesienia sporu polsko-ukraińskiego z poziomu międzyrządowego na poziom społeczny i osłabia prawdopodobieństwo odruchu solidarności Polaków z narodem ukraińskim, gdyby ten stanął w obliczu presji Zachodu na zawarcie „kompromisu” z Rosją. Zełenski z premierem Denysem Szmyhalem nadal atakują słownie Polskę. Ten ostatni, mówiąc, że „w Unii Europejskiej, zwłaszcza w Polsce, istnieje poparcie dla radykalnych, prorosyjskich sił politycznych”, przyznał nawet naszemu krajowi rolę głównego ośrodka prorosyjskich sympatii w Europie.

Zapewnimy Ukrainie bezpieczeństwo?

12 stycznia 2024 r. Wielka Brytania i Ukraina zawarły umowę o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa, obejmującą brytyjskie wsparcie w broni i materiale wojennym dla Ukrainy. Umowa ta błędnie została przedstawiona przez prezydenta Zełenskiego jako brytyjskie gwarancje bezpieczeństwa dla Kijowa, gdyż nie zawiera aż tak dalece idącego zobowiązania. 8 lutego prezydent Zełenski zdymisjonował dotychczasowego wodza naczelnego Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Wałerija Załużnego, będącego symbolem skutecznego zatrzymania Moskali w roku 2022 i odbicia znacznej części zajętych przez nich ziem ukraińskich. Po tym nastąpiła seria porozumień dwustronnych o współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa podpisanych przez Ukrainę kolejno 16 lutego z Francją i osobno z Niemcami, 23 lutego z Danią, a 24 lutego z Włochami i osobno z Kanadą. Pod tak rozbudowanym parasolem ochronnym Ukraina powinna poczuć się bezpieczniejsza i pod groźbą nadwerężania tych umów zgodzić się na zachodnie plany zamrożenia wojny na bazie „kompromisu” z Rosją. Realia są jednak takie, że obiecana pomoc ze strony UE, mająca objąć m.in. dostawy około miliona sztuk amunicji artyleryjskiej, sięgnęła ok. 1/3 obiecanej wielkości. 

26 lutego na spotkaniu 20 przywódców państw europejskich prezydent Francji Emmanuel Macron (rok temu wytrwale wydzwaniający do Putina, by namówić go na kompromis) podniósł kwestie ewentualności wysłania wojsk NATO na Ukrainę. Jednocześnie informację tę upublicznił skrajnie prorosyjski – co warto zauważyć – premier Słowacji Robert Fico. Balon próbny, którym była wypowiedź Macrona, dał łatwy do przewidzenia, a zatem zapewne zamierzony rezultat – zademonstrował brak zgody w łonie NATO na udzielenie bezpośredniej zbrojnej pomocy Ukrainie. To dobry punkt startu dla ogłoszenia, że „wobec braku możliwości podjęcia akcji wojskowej trzeba poszukać rozwiązania dyplomatycznego”.

Kto zostanie kim w NATO i w UE

Na sekretarza generalnego NATO forsowana jest kandydatura premiera Niderlandów Marka Ruttego, znanego z promowania Nord Streamu 2, a marginalizowana kandydatura premier Estonii Kai Kallas, jednoznacznie wzywającej do stawiania twardego oporu Rosji. 16 lutego upubliczniono wiadomość o jednoczesnym zaproszeniu prezydenta RP Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska do Białego Domu na 12 marca. Równolegle Departament USA najpierw 3 lutego odwołał wizytę Radosława Sikorskiego (tego od przestrzegania przed „robieniem łaski” Amerykanom i od podziękowań pod ich adresem za zniszczenie fragmentu Nord Streamu 2), a potem nagle zmienił zdanie i zorganizował jego spotkanie z sekretarzem stanu Antonym Blinkenem 26 lutego. Sam Sikorski miał zaś ostre starcie z ambasadorem Rosji w ONZ. W tych dniach zgłosił też propozycję powołania urzędu komisarza UE ds. obrony. 

Biden potrzebuje sukcesu przedwyborczego, a pokój na Ukrainie byłby jego wielkim osiągnięciem. Niemcy z Francją nie mogą się doczekać powrotu do normalnych relacji z Rosją. Polska jest spacyfikowana politycznie, a Bałtowie za mali, by skutecznie protestować. Poparcie dla Ruttego na szefa NATO lub dla ministra obrony RFN Borisa Piostoriusa, którego forsuje kanclerz Scholz, świadczy o przyjmowaniu linii polityki niemieckiej. Rutte poprze pokój, czego w wypadku Kallas nie należałoby oczekiwać. Sikorski z kolei dla kariery zrobi wszystko, mając zaś sławę czołowego oponenta Rosji, świeżo podbudowaną wspomnianym połajaniem rosyjskiego ambasadora w nic nieznaczącej debacie w ONZ, będzie ustępstwem starego Zachodu na rzecz zaniepokojonej sytuacją wschodniej flanki UE/NATO, której interesów będzie on właśnie, czyli Sikorski, pilnował. 

Pamiętamy wszak, jak Tusk robił za polityka antyrosyjskiego, równoważonego w strukturach UE przez prorosyjską Mogherini? Na dodatek kodziarze wpadną w zachwyt, „jak to silna jest pozycja Polski w UE, skoro komisarzem ds. obrony zostanie Polak. Pytanie o to, po co Biden zaprosił prezydenta Dudę i premiera Tuska razem – wszak trudno założyć, że Amerykanie są nieświadomi skali wewnątrzpolskich podziałów – nie może być objaśnione względami rocznicowymi czy też szczegółami pomocy dla Ukrainy. Szczegóły należą do rządu, nie do prezydenta. Chodzić może zatem o przedstawienie obu gościom nowej wykładni amerykańskiej linii polityki wobec wojny na Ukrainie i postawienie prezydenta RP w sytuacji skoordynowanej presji ze strony Tuska i Bidena, by poparł szykowaną linię „kompromisu” z Rosją i dołączył się do nacisków na Ukrainę, by go przyjęła.

Ku następnej wojnie

Powyższe tezy uwiarygodnia fakt powołania międzynarodowego zespołu 16 ekspertów, poproszonych o przygotowanie projektu rozejmu rosyjsko-ukraińskiego. Będzie się to nazywało „koreizacją konfliktu” – zamrożeniem na linii frontu (niczym w Korei w 1953 r.), tyle że bez masowej obecności wojsk USA na linii rozejmowej. Tak skonstruowany „pokój” będzie zaledwie pauzą strategiczną, pozwalającą Rosji na odtworzenie zapasów materiałów wojennych, przeszkolenie nowych rekrutów, rozbicie spójności Zachodu i podniecenie podziałów na samej Ukrainie, gdzie niewątpliwie spowoduje jej pęknięcie na niezłomnych i realistów. Będziemy to wszystko żyrować jako Polska, a kto wie, czy nie będziemy w oczach Ukraińców głównym posłańcem stanowiska Zachodu i jego aktywnym promotorem. Sikorski świetnie się wszak nadaje, by powiedzieć Ukraińcom w imieniu Polski lub UE: „Podpiszcie kompromis z Rosją albo jutro wszyscy będziecie martwi”. Fatalnie to wygląda. Skończymy w jednym dole polsko-ukraińskim z moskiewską kulą w potylicy.

Źródło: Gazeta Polska Codziennie

1 thought on “Przemysław Żurawski vel Grajewski: Iluzja pokoju z niepobitą Moskwą

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com