Rosja przygotowuje się do przejęcia Białorusi w obliczu kryzysu migracyjnego – Belprauda
W zasadzie do końca kryzysu migracyjnego jest jeszcze daleko, ale można już wyciągnąć pewne tymczasowe wnioski, ponieważ są one dość oczywiste.
A najważniejsze w rozwijających się wydarzeniach jest to, że to Rosja, a nie Zachód, prowadzi wojnę informacyjną przeciwko Białorusi – pisze Belprauda
Jak zauważa źródło, prawdą jest, że zachodnie media, często nawet wyrywając z kontekstu działania Aleksandra Łukaszenki, coraz częściej mówią niemal otwarcie, że to, co się dzieje, jest operacją Kremla, nazywając to jednym z elementów „wielkiej mozaiki”, na którą składają się również niedobory gazu w Europie, koncentracja wojsk na granicy z Ukrainą i inne mniejsze wydarzenia, które łatwo łączą w jeden wielki obraz.
Jednocześnie rosyjskie media obwiniają za te wydarzenia tylko Łukaszenkę i jeszcze raz Łukaszenkę, demonizując go ostatecznie na arenie zagranicznej, a wraz z nim Białoruś jako „Somalię na granicach UE”; co więcej, często prześmiewczo nazywają Łukaszenkę „kartoflanym dyktatorem”.
Wydaje się, że cele takich działań leżą na powierzchni, uważa Belprauda, a mianowicie:
– Pierwszym z nich jest kremlowskie „usprawiedliwienie” obecnej sytuacji, kiedy to nawet Putin osobiście wyszedł na antenę mediów federalnych z oświadczeniem: „Rosja nie jest zaangażowana w kryzys migracyjny na granicy białorusko-polskiej”;
– Drugim, znacznie ważniejszym, jest zrobienie wszystkiego, co możliwe, aby pogorszyć i tak już nienajlepsze stosunki Mińska z Zachodem, aby spełnić odwieczne marzenie Moskwy o „zjednoczeniu” Białorusi z Rosją, a raczej o jej wchłonięciu i przekształceniu w „białoruski okręg federalny Federacji Rosyjskiej”.
Według białoruskiego zasobu, jest i będzie to robione nie tak otwarcie, jak na ukraińskim Krymie w 2014 roku, ale także „na muszce” przez rosyjską armię.
O tym, jak pisze Belprauda, już w Rosji mówiono, bo już zrobiono i nadal robi się wszystko, aby obniżyć poziom podmiotowości Łukaszenki z ostatecznością do poziomu „chłopca na posyłki” w formacie, gdy każe mu się przyznać, „czyj jest Krym” lub przyjechać tam – przyzna się i przyjedzie.
Podsumowując, kryzys migracyjny zmierza ku czemuś większemu niż początkowo sądzono, a konsekwencje dla Białorusi będą w związku z tym o wiele bardziej znaczące niż pogorszenie stosunków z Zachodem czy sytuacja epidemiologiczna; mówimy o utracie podmiotu, zarówno Łukaszenki, jak i całej Białorusi.
Według informacji białoruskiego zasobu, w Rosji nie tylko to rozumieją, ale nawet otwarcie o tym piszą, nie mówiąc nawet o tym, jak dojdzie do „zjednoczenia”, dla nich wszystko jest w zasadzie jasne, ale raczej starają się określić, kiedy dokładnie to nastąpi i gdzie dokładnie.
Jeśli chodzi o termin, mówi się o grudniu tego roku, a jeśli chodzi o miejsce, niektórzy mówią o Soczi, ale często wspomina się również o zaanektowanym Krymie, co jest całkiem możliwe, ponieważ jest to logiczne przedłużenie „sakralnego zgromadzenia ziem” – zauważa Belprauda.