Savitę zabił zakaz aborcji. Jej śmierć była w Irlandii początkiem końca drakońskiego prawa

William Murphy from Dublin, Ireland, CC BY-SA 2.0 , via Wikimedia Commons

W Irlandii hasło „nigdy więcej” rozbrzmiało w 2012 roku, po śmierci Savity Halappanavar, która zmarła po tym, jak odmówiono jej terminacji ciąży po częściowym poronieniu. Mimo pogarszającego się stanu kobiety, z działaniem zwlekano ze względu na drakońskie prawo, zgodnie z którym aborcja mogła być karana nawet dożywociem.

Przyczyną śmierci Savity Halappanavar, 31-letniej dentystyki, był wstrząs septyczny, zakażenie bakterią E.coli i poronienie w 17. tygodniu ciąży. Kilka miesięcy później sąd stwierdził, że doszło do błędu lekarskiego – zespół nie rozpoznał powagi sytuacji i rosnącego ryzyka dla życia kobiety. Położnicy pozostali bierni i spóźnili się z agresywnym leczeniem. Profesor Sabaratnam Arulkumaran, który prowadził dochodzenie ws. śmierci kobiety, ocenił, że lekarze mieli również związane ręce przez restrykcyjne prawo aborcyjne. Zgodnie z nim ciąży nie można było przerwać, gdy wyczuwalne było bicie serca płodu. 

21 października 2012 roku Savita Halappanavar, będąc w 17. tygodniu ciąży, trafiła do szpitala z bólem pleców, który utrzymywał się od kilkunastu godzin. Lekarze zaproponowali fizjoterapię i kobieta opuściła oddział. Wróciła po kilku godzinach. W bólu i emocjach informowała, że coś zaczęło wypadać z jej dróg rodnych. Położna i lekarze ocenili, że Savita jest w trakcie poronienia. Stwierdzono, że nie ma szans na założenie szwu okrężnego szyjki macicy i utraty ciąży nie da się powstrzymać. 

Badanie wykazało jednak bicie serca płodu, postanowiono więc czekać na rozwój wypadków. 

30 minut po północy 22 października Savita zaczęła wymiotować i doszło do pęknięcia błon płodowych (odejścia wód). Rano kobieta krwawiła, ale ból był mniej intensywny. Lekarze zaczęli myśleć o ryzyku infekcji i sepsy, poinformowali o tym pacjentkę i jej męża. Jednocześnie wciąż sprawdzano, czy wyczuwalne jest bicie serca płodu. Kobiecie podano pierwszy z antybiotyków, erytromycynę, w ciągu kolejnych dni dostała jeszcze kilkanaście innych. 

Teoretyczna możliwość wystąpienia infekcji to za mało

23 października pacjentka z mężem pytali o możliwość podania leku wywołującego poronienie, które i tak – zdaniem lekarzy – było nieuniknione. Jeden z położników poinformował małżeństwo Halappanavarów o brzmieniu irlandzkiego prawa aborcyjnego. 

Konsultant położniczy powiedział, że „zgodnie z irlandzkim prawem, jeśli nie ma zagrożenia życia matki, mamy związane ręce, dopóki bije serce płodu”. Poinformował, że jeśli ryzyko się zwiększy, terminacja będzie możliwa, ale ocena musi bazować na faktycznym ryzyku, a nie teoretycznym ryzyku wystąpienia infekcji, bo „nie możemy przewidzieć, u kogo dojdzie do infekcji”

– czytamy w raporcie prof. Arulkumarana, przygotowanym po śmierci Savity. 

Więcej na temat konsekwencji zakazu aborcji przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

24 października nad ranem kobieta zaczęła wymiotować, czuła się słaba i obolała. Po 7:00 Savita miała gorączkę, kołatanie serca i dreszcze. Zaczęto podawać tlen. Lekarze wiedzieli już, że wystąpiło zapalenie błon płodowych i rozważali terminację ciąży, ale wciąż uzależniano to od tego, czy bicie serca płodu będzie wyczuwalne.

Położnicy stwierdzili jednak, że nie doszło do wstrząsu septycznego i zdecydowano się czekać aż antybiotyk zacznie działać. Po 13:00 stwierdzono pogarszanie się stanu – niedociśnienie, duszności i bóle mięśni. Położnicy naradzali się – dwoje miało stwierdzić, że u pacjentki doszło już do sepsy i podejmą się terminacji ciąży, nawet jeśli bicie serca płodu wciąż będzie wyczuwalne. Według funkcjonującego wtedy prawa nawet w przypadku zagrożenia życia konieczne były opinie dwojga lekarzy.

Poronienie nastąpiło samoistnie, dalej było tylko gorzej 

Zespół lekarski ostatecznie zaplanował podanie mizoprostolu, którego używa się, by wywołać poród, ale o 15:15 rozpoczął się sam. O 15:00 bicie serca płodu nie było już wyczuwalne. Wiadomo też było, że u kobiety wystąpiła sepsa. Podczas przenoszenia na oddział wysokiego ryzyka Savita była jeszcze przytomna i reagująca.

Tej nocy doszło jednak do znacznego pogorszenia, Savicie podano tlen i środki obkurczające naczynia krwionośne, osłabł jej metabolizm. O 3:00 nad ranem 25 października przeniesiono ją na oddział intensywnej terapii, gdzie niedługo później została zaintubowana i podłączona do respiratora. 

Stan Savity wciąż, mimo dalszej terapii, pogarszał się i był opisywany jako krytyczny. 29 października o 00:45 doszło do zatrzymania krążenia. Resuscytację kontynuowano do 1:09, kiedy stwierdzono zgon. 

Aborcja zakazana, bo Irlandia to katolicki kraj 

Sąd, który zajmował się sprawą śmierci Savity Halappanavar ocenił, że doszło do błędu lekarskiego – zespół położniczy był bierny, między 21 a 24 października czekano na rozwój wypadków. Jak tłumaczyli lekarze, wynikało to tego, jak interpretowali prawo aborcyjne. Strach był zrozumiały – przeprowadzenie aborcji było zagrożone karą więzienia, nawet dożywotniego. 

W trakcie procesu jedna z położnych, która powiedziała małżeństwu, że Irlandia jest katolickim krajem, tłumaczyła, że chciała jedynie wytłumaczyć, dlaczego prawo nie pozwala na terminację ciąży. 

Gdy sprawę śmierci 31-latki nagłośniono, w kraju organizowano czuwania i protesty. Na transparentach pojawiały się hasła, które dziś widzimy w Polsce: „nigdy więcej”, „ani jednej więcej”, „jej serce też biło”. 

Zdjęcia z demonstracji w Irlandii i w Polsce zobaczysz po kliknięciu Otwórz galerię pod zdjęciem głównym.

Początkowo władze państwowe niechętnie komentowały sprawę, politycy twierdzili, że opinia publiczna nie zna jeszcze wszystkich faktów i nie należy ferować wyroków. Ale na fali protestów powstała Abortion Rights Campain, która później zawiązała koalicję z innymi organizacjami pro-choice, a presja na polityków rosła. 

Pierwsze zmiany w prawie, choć niewielkie i mętne, wprowadzono już w 2013 roku, kiedy przegłosowano ustawę sankcjonującą wyrok Sądu Najwyższego z 1992 roku. Zgodnie z nią aborcja była dozwolona w trzech przypadkach zagrożenia życia – gdy istnieje „realne i znaczne” ryzyko śmierci, gdy istnieje „bezpośrednie ryzyko” śmierci oraz, gdy istnieje „realne i znaczne” ryzyko śmierci w wyniku samobójstwa. Jednocześnie zmieniono najwyższą karę grożącą za aborcję z dożywocia na 14 lat więzienia. 

Referendum ustanowiło ósmą poprawkę, referendum ją obaliło

Nastroje społeczne wciąż się zmieniały i w kampanii wyborczej w 2016 roku część partii zadeklarowała naprawienie decyzji z 1983 roku, kiedy to w wyniku referendum wprowadzono ósmą poprawkę do konstytucji, niemal całkowicie zakazującą aborcji. Poprawka prawo do życia płodu zrównała z prawem do życia ciężarnej.

Można powiedzieć, że w 1983 roku kobiety należały do niższej kasty irlandzkiego społeczeństwa. Miały pozostać w domu i wychowywać dzieci, miały być posłuszne nauczaniu katolickich hierarchów i aparatowi państwa, który tworzył rusztowanie dla tego porządku

– mówiła w rozmowie z weekend.gazeta.pl Orla O’Connor, dyrektorka National Women’s Council, współtwórczyni kampanii na rzecz zniesienia zakazu aborcji. 

W końcu w 2018 roku taoiseach, odpowiednik premiera, Leo Varadkar zapowiedział przeprowadzenie referendum ws. uchylenia poprawki i zadeklarował, że sam zaangażuje się w kampanię na rzecz głosu na tak. 

Przed referendum Irlandczycy zjeżdżali się do kraju z całego świata w ramach akcji Home to Vote [ang. do domu na głosowanie], prowadzono też zbiórki na bilety lotnicze dla osób, które nie mogły sobie na nie pozwolić. Do oddania głosu na tak namawiała też rodzina Savity. Jej mąż, Praveen Halappanavar mówił otwarcie – Savitę zabiła ósma poprawka. Za uchyleniem poprawki zagłosowało 66,4 proc. uczestników. 

– Nigdy więcej lekarzy mówiących swoim pacjentom, że nic nie można dla nich zrobić w ich własnym kraju, nigdy więcej samotnych podróży przez Morze Irlandzkie, nigdy więcej piętna, gdy zostanie uchylona zasłona tajemnicy – mówił Varadkar tuż po podaniu oficjalnych wyników referendum. 

Nowe, przygotowane i zatwierdzone przez parlament prawo zakłada dostępność aborcji na żądanie do 12. tygodnia ciąży, a później w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia kobiety oraz letalnych wad płodu. Przepisy weszły w życie 1 stycznia 2019 roku, sześć lat i dwa miesiące po śmierci Savity. 

Wstrząs septyczny zabił też Izabelę

21 września 2021 do Szpitala Powiatowego w Pszczynie zgłosiła się będąca w 22. tygodniu ciąży 30-letnia Izabela, której odeszły płyny owodniowe. Lekarze potwierdzili bezwodzie i zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu. Przyjęli jednak postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co tłumaczyli obowiązującym prawem aborcyjnym. „W toku hospitalizacji płód obumarł. Po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także pacjentka” – podała radczyni prawna Jolanta Budzowska, pełnomocniczka rodziny kobiety. Jak potwierdzają wstępne wyniki sekcji zwłok, z dużym prawdopodobieństwem przyczyną śmierci pacjentki był wstrząs septyczny.

„Konsekwencje wyroku TK z 22.10.2020 r., sygn. K 1/20 w praktyce” – oceniła pełnomocniczka.

Wiktoria Beczek

Źródło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com