Świadectwa lekarzy z Azowstalu, którzy wrócili z rosyjskiej niewoli

Spotykając ich w życiu codziennym, trudno byłoby poznać, że właśnie ci dwaj mężczyźni uratowali setki ukraińskich żołnierzy w niezwykle trudnych, wręcz nieludzkich warunkach. Mowa o wojskowych medykach – Jewhenie Herasymence i Ołeksandrze Demczence. Obaj towarzyszyli ukraińskim żołnierzom, broniącym zakładów metalurgicznych Azowstal w Mariupolu, a następnie wraz z obrońcami tego zniszczonego przez Rosjan miasta na wschodzie Ukrainy, przeszli przez osławiony rosyjski obóz filtracyjny w Ołeniwce.

Korespondentowi Niezalezna.pl udało się uzyskać ekskluzywne komentarze od lekarzy bohaterów dokładnie miesiąc po ich wypuszczeniu z niewoli.

Jewhen Gerasymenko, pułkownik służby medycznej, zasłużony lekarz Ukrainy, mający za sobą doświadczenie pięciu wojen (zaczynając od wojny ZSRS w Afganistanie w latach 1979-1989), nie zawahał się polecieć jako ochotnik do Azowstalu, gdzie wykonał blisko 300 operacji chirurgicznych w bunkrze „Żeleziaka”.

31 marca 2022 r. Gerasymenko, jako kierownik grupy wsparcia chirurgicznego, w skład której weszli także – chirurg, dwóch anestezjologów, neurochirurg i pielęgniarka, został przerzucony helikopterem do składu węgla zakładów metalurgicznych Azowstal w Mariupolu na wschodzie Ukrainy. Następnie, w całkowitej ciemności, już drogą morską, na skuterze załadowanym amunicją, medycy wojskowi przybyli do zakładów. W tym czasie rozpoczął się rosyjski atak lotniczy na teren Azowstalu, więc na transport do bunkra „Żeleziaka”, gdzie znajdował się szpital, medycy musieli czekać około dwóch lub trzech godzin.

– Pracowaliśmy w ekstremalnie trudnych warunkach, jak w czasach „przedlisterowskich”, że tak powiem [od imienia Josepha Listera, brytyjskiego chirurga, inicjatora antyseptyki – przyp.red.]. W ogóle nie było takiego pojęcia jak aseptyka [szereg postępowań mających na celu zachowanie jałowości przedmiotów lub obszaru – przyp.red.]. Oświetlenie realizowano za pomocą generatora, który nawet bez dużego przeciążenia, wyłączał się. Czasami operowano, świecąc sobie „czołówką”

– mówi mężczyzna. W bunkrze, gdzie było ponad trzystu rannych i nie było wentylacji, unosił się niesamowity smród gnijących ran. Leki przywieziono ze sobą z arsenału Szpitala Wojskowego nr 555 w ograniczonych ilościach.

Jednocześnie był absolutny brak tak bardzo potrzebnych preparatów krwi i substytutów krwi, a ilość roztworów i środków do znieczulenia była ograniczona. Anestezjolodzy realizowali wsparcie podczas operacji na granicy swoich możliwości.

– Były też duże problemy z wodą i jedzeniem. Po raz pierwszy usłyszałem, że oprócz wody pitnej i technicznej jest też woda przemysłowa. Jedliśmy raz dziennie w małych ilościach: czasami mieliśmy połowę plastykowego kubeczka, o pojemności 200 ml, owsianki na cały dzień pomimo faktu, że ranni potrzebowali odpowiedniego odżywiania się, tak samo jak cały personel medyczny, który pracował nieprzerwanie. Lekarze stracili po 20-30 kg wagi. Pracowali zaś, ratując innych i próbując przeżyć – pod ciągłym, całodobowym ostrzałem ze wszystkich rodzajów broni z lądu, morza i powietrza. Szczególnie odczuwalne były zmasowane ataki z powietrza, które przeprowadzano w nocy. Kiedy ciężkie pociski wybuchały niedaleko bunkra, on jeszcze przez jakiś czas się trząsł

– wspomina Jewhen tamte dni w bunkrze.

A potem wyjście z Azowstalu na rozkaz Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych Ukrainy, prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i kilkumiesięczny pobyt w osławionym obozie filtracyjnym „Ołeniwka”, który Rosjanie założyli na tymczasowo okupowanych terenach obwodu donieckiego, w samozwańczej Donieckiej Republice Ludowej.

– Tam pełniłem obowiązki starszego lekarza baraku, odpowiedzialnego za nadzór nad całym obozem. Byłem odpowiedzialny za przyjmowanie pacjentów i ich leczenie (w ostatnich dniach było wielu pacjentów z ostrymi infekcjami dróg oddechowych, w wyniku których sam zachorowałem na Covid, który diagnozowano w obozowym szpitalu), bandażowałem rannych, wykonywałem prace sanitarno-wychowawcze, podejmowałem działania sanitarno-higieniczne i przeciwepidemiczne w barakach znajdujących się w obozie, zapewniałem wszelkiego rodzaju moralne i psychologiczne wsparcie dla osób, które tego potrzebowały. Pomagałem w praniu ubrań swoim pobratymcom z amputowanymi kończynami, we wspólnym jedzeniu i wszystkim innym. Mając możliwość poruszania się po terenie obozu, „przemycałem” ciepłe rzeczy do baraków naszych więźniów, puste 5-litrowe baniaki na wodę, które później służyły do kąpieli, oraz papierosy

– opowiada Jewhen.

20 września medyk dowiedział się, że przygotowywany jest kolejny ważny etap wymiany więźniów. Jak relacjonuje, mężczyzna był zdziwiony kiedy zobaczył na liście swoje nazwisko.

– Pierwszym uczuciem był wewnętrzny niepokój. Nie chciałem się gdzieś przeprowadzać, tu zostawali moi koledzy, przyjaciele, pobratymcy. Ja już, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, jakoś przyzwyczaiłem się do tutejszych warunków, zwłaszcza że nastawiłem się na dość długi pobyt w Ołeniwce – mówi pułkownik służby medycznej.

Kapitan służby medycznej Ołeksandr Demczenko, który zgłosił się na ochotnika, by polecieć do już oblężonego Mariupola, również przeszedł zarówno blokadę miasta, jak i niewolę. W Azowstalu medyk wykonywał operacje do ostatniego dnia, ratując ukraińskich obrońców.

– Ołeniwka to obóz, który był zakonserwowany i, jak rozumiem, nikogo tam nie przetrzymywano od dawna. Więc może pan sobie wyobrazić, w jakim stanie tam wszystko się znajdowało. Warunki przetrzymywania i w ogóle klimat, jaki stwarza się dla jeńców – wszystko, żeby jak najbardziej stłumić i maksymalnie zdemoralizować. Ciągła presja psychologiczna. Woda w beczkach z rzeki, a jeżeli w niektórych miejscach jest dostęp do wody bieżącej, to jest ona bardzo wątpliwej jakości. Jedzenie bez cukru i soli, jakaś kasza nie wiadomo z czego, na obiad jakaś polewka, ale to trudno nazwać jakąś zupą. Co jest na stanie, z tego gotują. W tej samej wodzie! Chleb zwykle niedopieczony. Na zjedzenie posiłku daje się określony czas. W następstwie stałe rozstrojenie przewodu śluzówkowo-jelitowego, biegunka

– opisuje warunki przetrzymywania w rosyjskiej niewoli Ołeksandr. Mężczyzna mówi, że jemu osobiście przeżyć pomagały wiara, modlitwa oraz ogromne wsparcie wszystkich, dla kogo jego życie miało wartość.

– Stan jeńców wojennych jest różny, ze względu na to, że każdy organizm jest indywidualny, wszyscy w różnym wieku, w różnym stanie zdrowia, z różnymi patologiami czy urazami. Dlatego reakcje każdego na okoliczności były różne. Wszyscy starali się jednak zachować ogólnego ducha walki

– mówi lekarz.

Mężczyzna przyznaje, że zarówno w Azowstalu, gdzie pod ciągłym ostrzałem ratował rannych, jak i w niewoli, najtrudniej było przezwyciężyć samego siebie.

– Ale poradziłem sobie z tym. Bowiem stałem się szczery ze sobą. Zdałem sobie sprawę, jak piękne jest życie, ale jest też tak ulotne! Czym jest poświęcenie dla dobra naszych pobratymców. Staliśmy tam do końca. Nasza armia walczyła bohatersko do ostatniego tchu. Na sali operacyjnej lekarze walczyli ze śmiercią, pracowaliśmy do całkowitego wycieńczenia, ratując każdego. Teraz, analizując siebie i swoją kondycję w Azowstalu, rozumiem, na ile silny oraz stały poziom stresu przeżywał mój organizm. Jak on przystosował się do przetrwania

– przyznaje kapitan Demczenko.

– Pamiętam moje wyjście z Azowstalu. Padało, było chłodno, szedłem i cieszyłem się, że żyję, że miałem okazję zobaczyć niebo, odetchnąć świeżym powietrzem, zobaczyć zieloną trawkę. Bo przez prawie dwa miesiące nie wychodziłem z bunkra. Przecież nie wiedziałem, co stanie się ze mną dalej. Sam sobie powiedziałem, że trzeba iść dalej, że dam radę, że siły wyższe mnie nie opuszczą

– dzieli się swoim gorzkim doświadczeniem medyk wojskowy.

W niewoli on spędził nieskończenie długie 127 dni. I to zostanie w jego pamięci na całe życie.

Niezalezna.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com