Wołodymyr Zełenski. „Nie ma dziś w Europie lepszego przywódcy niż prezydent Ukrainy”

Fot. AP

– Widzimy, jak polityka Putina zmieniła człowieka urodzonego w sowieckim mieście, człowieka z sowieckim obciążeniem i mówiącego po rosyjsku w ukraińskiego patriotę, który mówi już płynnie po ukraińsku. Ta przemiana trafi do podręczników historii – podkreśla Jan Piekło, były ambasador RP w Ukrainie, o prezydencie Ukrainy Wołodymyrze Zełenskim.

Jacek Gądek: – Wołodymyr Zełenski. Prawdziwy sługa narodu?

Jan Piekło: – Patrząc dziś na zachowanie Zełenskiego, można powiedzieć, że przywódcy Zachodu powinni brać z niego przykład. Jest sługą narodu, prezydentem państwa, zachowuje godność i mimo ofert ewakuacji stanowczo mówi „nie”. Mówi: moje miejsce jest w Ukrainie, w stolicy.

Jest człowiekiem, który dojrzał. Był komikiem, a osiągnął najcięższą polityczną wagę. Jest liderem, przywódcą Ukraińców w najcięższym dla tego narodu czasie. Jest godny najwyższego szacunku. Nie ma dziś w Europie lepszego przywódcy niż on.

W polityce jednak nie miał żadnego doświadczenia, o znajomości wojska nie wspominając?

Jest profesjonalnym aktorem i te swoje zdolności – dla najwyższych celów – oczywiście wykorzystuje. Najważniejsze, że potrafił zjednoczyć Ukraińców. Podejrzewam, że gdyby nie postawa Zełenskiego, to sytuacja Ukrainy byłaby znacznie gorsza niż jest teraz. Gdyby wyjechał z Ukrainy i gdyby nie zagrzewał do walki, to nie byłoby takiej woli oporu i stawiania czoła rosyjskiej inwazji.

Zełenski mówi, że sam jest celem nr 1 do wyeliminowania dla Rosjan. Sądzi pan, że tak jest?

W bardzo dobrze poinformowanych mediach amerykańskich i angielskich, które mają przecieki ze służb, podawano, że władze Rosji stworzyły listę Ukraińców do wyeliminowania – możliwe, że po prostu chcą ich zamordować, w tym także prezydenta Zełenskiego. Jest na tej liście całe kierownictwo państwa ukraińskiego. Myślę, że Rosja jest w stanie zastosować praktyki, które były już przecież przez nich w przeszłości stosowane.

Rosjanie mieli kiedyś listę katyńską – listę Polaków do zabicia. A po 1945 r. była także rosyjska lista ludzi do schwytania – ludzi z polskiego podziemia niepodległościowego, którym potem zgotowano sfingowane procesy, a część rozstrzeliwano.

Skąd Zełenski się wziął?

Z Krzywego Rogu. To może brzmieć zabawnie, ale Zełenski wychowywał się w tym mocno sowiecko-rosyjskim mieście i odebrał tam sowiecko-rosyjską edukację. Mówi po rosyjsku. Ale niedawno przeszedł niesamowitą przemianę.

A jaki był przed nią?

Pamiętam jak w 2019 r. pierwszy raz się z nim zetknąłem – podczas spotkania ambasadorów państw Unii Europejskiej, gdy byłem ambasadorem RP w Kijowie. Gościem był Wołodymyr Zełenski, który cały czas mówił po rosyjsku, co dla większości ambasadorów nie miało żadnego znaczenia, bo większość nie znała ani ukraińskiego, ani rosyjskiego. Ale niektórzy dostrzegli to, że przyszły prezydent Ukrainy nie mówi do nich po ukraińsku. A po angielsku wypowiedział kilka zdawkowych zdań. Z kolei po rosyjsku mówił i to z wyjątkowo ciężkim rosyjskim akcentem. Nie zrobił dobrego wrażenia. Trudno go było sobie wyobrazić w polityce i jako przywódcę takiego formatu, jakiego go teraz obserwujemy.

Zwłaszcza że był satyrykiem.

Ta jego przemiana jest w dużym stopniu zasługą Putina. Widzimy, jak polityka Putina zmieniła człowieka urodzonego w sowieckim mieście, człowieka z sowieckim obciążeniem i mówiącego po rosyjsku w ukraińskiego patriotę, który mówi już płynnie po ukraińsku. Ta przemiana trafi do podręczników historii.

Przed prezydenturą Zełenski był znany z telewizji. Rozpoznawalność zdobył z powodu swojego kabaretowego teamu „95-j kwartał”, a zwłaszcza z satyrycznego serialu „Sługa narodu” (Sługa Narodu to też nazwa jego partii). Serial ten mówił o przygodach biednego nauczyciela z jakiejś wsi, który w wyniku zbiegów okoliczności staje się prezydentem Ukrainy i usiłuje sobie radzić z kolejnymi problemami. Serialowy sługa narodu ma być w końcu tym dobrym prezydentem, który uzdrowi skorumpowany i oligarchiczny kraj.

Sądzi pan, że przed tym serialem Zełenski miał jakieś aspiracje polityczne?

Nie sposób odpowiedzieć, ale to brzmi jak przedziwny żart historii. Nie tylko dlatego, że był satyrykiem, ale także dlatego, że jego działalność filmową współfinansował Ihor Kołomojski, biznesmen, który dziś jest na liście osób objętych sankcjami USA.

Zełenski wygrał w 2019 r. wybory przygniatającą liczbą głosów i to z urzędującym prezydentem. Z czego to wynikało?

Był rozpoznawalną twarzą, wypromowaną w telewizyjnym serialu. Był też bardzo sprawny retorycznie. Jego narracja budowała popularność szczególnie wśród młodych ludzi. Ukraińcy byli zmęczeni i uważali, że potrzebny jest zupełnie nowy człowiek, który pozwoli rozwiązać problemy państwa. Wygrał wybory pod hasłami, że on to państwo naprawi.

Zełenski pisze dziś o Polsce jako o jednym z największych przyjaciół Ukrainy, podobnie też mówi o prezydencie Andrzeju Dudzie. Ale wcześniej nie było takich związków?

Taka przyjaźń narodziła się teraz. Zełenski, wyrosły w kulturze sowiecko-rosyjskiej, nie miał obciążeń w postaci zaszłości polsko-ukraińskich dotyczących UPA i rzezi wołyńskiej. Nie miał też związków z Polską. Ale gdy Rosja zaatakowała Ukrainę i zagraża bezpośrednio także bezpieczeństwu Polski, to ta dzisiejsza przyjaźń wynika też ze wspólnoty interesów. Polskie władze zaczęły dla Ukraińców robić coś bardzo konkretnego, bo dostarczać broń i amunicję, więc Zełenski to docenia.

Rosyjska propaganda kłamie o nim, że jest faszystą. Ale jak on, skoro ma żydowskie korzenie, mógłby być faszystą?

Dla samego Zełęnskiego, wychowanego w sowiecko-rosyjskiej kulturze, jego żydowskie pochodzenie nie miało znaczenia. Ale teraz, gdy jest nazywany faszystą, to zaczyna doceniać swoje korzenie podobnie jak i to, że należy do wspólnoty narodu ukraińskiego.

A nie jako polityk krajowy, ale dyplomata się sprawdził? W ostatnich miesiącach rozmawiał już wiele razy ze wszystkimi najważniejszymi przywódcami na świecie.

Początki miał trudne. Ma jednak aktorski talent, który pozwala mu dobrze się odnaleźć i zwyczajnie nie być speszonym. Niektóre jego wypowiedzi bywają sprzeczne i nie mówi on językiem dyplomatycznym, ale to akurat jest teraz wartość dodana. Język dyplomacji stał się bowiem narzędziem służącym do tego, by dużo mówić, ale niewiele powiedzieć. A Zełęnski mówi coś, co znaczenie już ma.

W Monachium mówił niedawno, że dziękuje Niemcom za hełmy, ale nie będzie się za to kłaniał. Amerykanom na ofertę ewakuacji odparł, że nie chce podwózki, ale broni.

Widać, że umie być nie tylko politykiem, ale przede wszystkim mężem stanu.

Źródło: https://wiadomosci.gazeta.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com