Dziennikarka z Chersonia przeszła przez rosyjskie tortury

www.facebook.com/MinistryofDefence.UA

– Strasznie, gdy w punkcie kontrolnym zatrzymują cię rosyjscy wojskowi, a ty chowasz telefon z nagraniami, starasz się nie pokazać nawet swoim spojrzeniem, że ich nienawidzisz. Strasznie jest spotykać znajomych, którzy zdradzili. Strasznie zdawać sobie sprawę, że zabierają Tobie Twój dom. Strasznie, że nie masz żadnych praw w rękach katów i Twoje życie jest pod lupą okupantów – opowiada portalowi Niezalezna.pl ukraińska dziennikarka Anżela Słobodian z Chersonia, która przeszła rosyjską niewolę i tortury w czasie okupacji miasta przez Rosję.

Anżelo, gdzie i w jakich okolicznościach dowiedziała się Pani o zakrojonej na szeroką skalę inwazji Rosji na Ukrainę?

Około godziny piątej rano 24 lutego zadzwonił znajomy z Czonharu [wieś przy autostradzie o znaczeniu międzynarodowym, prowadzącej do Autonomicznej Republiki Krymu] i poinformował, że ze strony Krymu, przez granicę administracyjną, przedarły się konwoje pojazdów wroga. Następnie zaczęły napływać doniesienia z północnych granic Ukrainy o rozpoczęciu działań wojennych oraz napadzie wojsk rosyjskich. Tak zrozumieliśmy, że zaczęła się wojna.

25 lutego przy wjeździe do Chersonia [miasto na południu Ukrainy, położone nad Dnieprem] od strony Mostu Antonowskiego [most na Dnieprze, łączący prawobrzeżny i lewobrzeżny obwód chersoński] zobaczyłam konwój rosyjskich pojazdów. Wjazd do Antoniwki [przedmieście Chersonia] był zablokowany, nie udało się nam dojechać karetką do rannego. I już 1 marca Chersoń znalazł się całkowicie pod kontrolą rosyjskich najeźdźców.

Cały świat widział niezłomność mieszkańców Chersonia, którzy odważnie stawiali opór agresorowi. A jaki nastrój panował w samym mieście?

Początkowo mieszkańcy Chersoniu byli w szoku, a potem zaczęli chodzić na manifestacje sprzeciwu. Jednak po użyciu surowych środków przeciwko protestującym i ostrzałach ludności cywilnej przez okupantów publiczne pokojowe zgromadzenia stały się niemożliwe.

Wówczas sprzeciw mieszkańców Chersoniu stał się niejawny. On wyrażał się na różne sposoby: od cichego braku akceptacji i blokowania zamierzeń „raszystów” [pejoratywne określenie Rosjan] dotyczących wprowadzenia w życie ich porządków, po aktywne działania podziemia.

Większość ludzi była nastawiona proukraińsko i czekała na wyzwolenie Chersoniu od okupantów i kolaborantów. Próby pozyskania przychylności mieszkańców ze strony ustanowionych przez okupantów władz okazały się daremne. Pomimo dużej liczby zdrajców, którzy współpracowali z wrogiem, większość mieszkańców miasta nie akceptowała „oswoboditeli” [ros. „wyzwolicieli”]. Dlatego raszystom w Chersoniu nigdy nie udało się zbudować skutecznych struktur swojej władzy. I tak trwało to cały czas aż do 11 listopada 2022 r., aż do wyzwolenia Chersonia.

Czy miała Pani możliwość pracować jako dziennikarz w okupowanym Chersoniu?

Znalazłam taką możliwość dla siebie, pracowałam dosyć aktywnie. Codziennie zbierałam informacje z pierwszych źródeł, kręciłam wideo, robiłam transmisje na żywo dla ukraińskich programów informacyjnych „Jedyny Nowyny” [ukr. «Єдині новини»] oraz FREEDOM, z siedzibą w Polsce. Wszystko to należało robić w tajemnicy, ściśle przestrzegając zasad konspiracji. Pracowałam i mieszkałam nie w swoim mieszkaniu, nie tam gdzie byłam zameldowana. W przeciwnym razie jakiekolwiek „spalenie się” byłoby jeszcze bardziej niebezpieczne. Chociaż bezpośrednich pogróżek aż do momentu mojego aresztowania 5 lipca 2022 r. nie otrzymywałam.

Czy strasznie było zostać tam, w rodzimym, ale okupowanym mieście?

Tak, było bardzo strasznie przebywać stale w otoczeniu uzbrojonych „raszystów”. Strasznie przemieszczać się ulicami pomiędzy zgrajami istot, które straciły ludzkie oblicza, transportem, który miał oznakę „Z”. Strasznie zasypiać przy dźwiękach serii strzałów z karabinów maszynowych i wybuchów spowodowanych wystrzałami z granatników na sąsiednich ulicach. Strasznie tracić łączność z bliskimi, kiedy okupanci zniszczyli mobilną ukraińską sieć.

Strasznie, gdy w punkcie kontrolnym zatrzymują cię rosyjscy wojskowi, a ty chowasz telefon z nagraniami, starasz się nie pokazać nawet swoim spojrzeniem, że ich nienawidzisz. Strasznie jest spotykać znajomych, którzy zdradzili. Strasznie zdawać sobie sprawę, że zabierają Tobie Twój dom. Strasznie, że nie masz żadnych praw w rękach katów i Twoje życie jest pod lupą okupantów. Życie pod okupacją to wyczerpujące poczucie ciągłego niepokoju.

W jakich okolicznościach trafiła Pani do niewoli i w jakich warunkach Panią przetrzymywano?

Przyszli po mnie 5 lipca. Przygotowywałam się do transmisji na żywo. Z okna zobaczyłam kilka samochodów i uzbrojonych mężczyzn w kominiarkach. Jeden z nich zaczął wspinać się przez płot na nasze podwórko. Weszli, od razu zabrali telefony i zaczęli sprawdzać sprzęt. Zapytali, czy mam pozwolenie administracji wojskowej obwodu chersońskiego [władza okupantów] na działalność dziennikarską. Powiedziałam: tak, mam akredytację we wszystkich ukraińskich środkach masowego przekazu.

Powiedzieli mi, że powinnam współpracować z nową władzą i że „tu już jest Rosja”. Po długim przesłuchaniu wsadzono mnie do samochodu i zabrano do aresztu.

Spędziłam trzydzieści jeden dni w celi dla kobiet nr 6, razem z czterema innymi więźniarkami. Nie zaproponowali prawnika, nie chcieli zadzwonić do mojego syna. Zamiast tego podczas przesłuchań powiedziano mi, że jestem zatrzymana za szpiegostwo i nie wolno mi rozmawiać na temat mojego pobytu.

W celi panowały okropne warunki sanitarne, stado karaluchów skakało na nas z sufitu. Przez cały pobyt byłyśmy karmione raz dziennie. Dawano nam makaron zlepiony w kulkę. W celi nie było wentylacji. Kilka razy robiło mi się niedobrze. Dziewczyny, które były ze mną w celi, poprosiły o pomoc lekarską, ale lekarz nie został wezwany.

Torturowano nas codziennie. Najczęściej – prądem elektrycznym. Inna forma tortur była taka: człowieka na przesłuchanie sadzano w czapce [którą naciągano tak, by zakrywała oczy], a z tyłu symulowano rozstrzeliwanie. Kiedyś w ten sposób zabito człowieka, a potem w pobliżu naszej celi owinięto jego ciało folią i wywieziono w nieznane miejsce.

Jak długo była Pani w niewoli i jak udało się z niej wydostać?

Po trzydziestu pierwszym dniu zostałam zwolniona, z zakazem opuszczania Chersonia i zakazem angażowania się w działalność dziennikarską. Grozili też, że będą mnie śledzić. Było więc jasne, że pobyt w Chersoniu po zwolnieniu z niewoli był dla mnie niezwykle niebezpieczny i musiałam opuścić rodzinne miasto.

Czy przez cały czas pobytu Pani w niewoli rodzina wiedziała, gdzie Pani jest i co z Panią się stało?

Nie miałam kontaktu z synami, w niewoli nie wolno mi było do nich dzwonić. Dlatego przez cały ten czas nie wiedzieli, gdzie jestem.

Moi synowie są już dorośli. Najstarszy syn, Stanisław, przed regularną inwazją mieszkał i pracował za granicą. A mniejszy, Danyjil, jest studentem Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki, uczy się na operatora filmowego. W pierwszych dniach wojny on i jego koledzy zostali ewakuowani do Lwowa. Jest tam wolontariuszem i nakręcił film dokumentalny „Drugi front” o działaniach wolontariuszy. Oczywiście, że martwili się o mnie, nie wiedząc, co się ze mną stało.

Po tym doświadczeniu kontynuowała Pani działalność dziennikarską, tworząc film „Nawała” [ukr. „Навала”]. O czym i o kim on jest?

Dokument „Nawała” jest pierwszym z planowanej trylogii o wojnie i okupacji. To opowieść o tych, którzy zajrzeli tam, gdzie kończy się ludzkie traktowanie i opowiedzieli o zbrodniach przeciwko ludzkości. Mi udało się prześledzić życie bohaterów filmu od początku wojny do chwili obecnej. W filmie wykorzystano nagrania wideo, w większości autorskie, zaczynając od 24 lutego 2022 roku. Reżyser filmu Serhij Masłobojszczykow pomógł mi naświetlić temat oraz donieść pomysł do widzów.

Jak wygląda Pani życie teraz i o czym Pani marzy?

Nadal zajmuję się tym, co najbardziej lubię. Ciągle się uczę, dążę do czegoś nowego. Postawiłam pierwsze kroki w kinie dokumentalnym. Rozwijam się zawodowo w dziennikarstwie, pracuję jako redaktor naczelny kanału telewizyjnego „VITA”. Mieszkam pomiędzy Winnicą, Kijowem i Chersoniem. Staram się przyjeżdżać do mojego rodzinnego miasta przynajmniej raz w miesiącu. Czekam na wyzwolenie lewobrzeżnego obwodu chersońskiego, powrót naszych żołnierzy do domu, uwolnienie wszystkich więźniów z rosyjskich katowni.

Marzę o zwycięstwie, pokoju, życiu w wolnej i zamożnej Ukrainie! I o ukaraniu wszystkich zaangażowanych w agresywną wojnę. Otwarcie biura terenowego Międzynarodowego Trybunału Karnego było dla mnie bardzo budujące. Ze swojej strony robię wszystko, co w mojej mocy, aby poinformować społeczeństwo o zbrodniach rosyjskiej agresji militarnej.

Zbrodnie przeciwko ludności i ludzkości muszą być sądzone przed sądami, a winni muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności.

Wołodymyr Buha – ukraiński dziennikarz, autor tekstów piosenek, były wieloletni korespondent Działu Świat „Gazety Polskiej Codziennie”.
Tłumaczyła – Olga Alehno

Źródło: niezalezna.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com