Najpierw Gruzja, potem Ukraina… Wojna z 2008 r. stała się dla Rosji zachętą do kolejnych agresji

Jonathan Alpeyrie, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons

Wojna z Gruzją w 2008 r. była pierwszą interwencją Rosji poza swoimi granicami, początkiem serii działań, które dziś wszyscy znamy – aneksji Krymu i wojny w Donbasie w 2014 r., a następnie pełnoskalowej agresji na Ukrainę – mówi Wojciech Górecki z Ośrodka Studiów Wschodnich. Jak dodaje, rządy i eksperci w Europie Wschodniej po wybuchu szerokiej wojny na Ukrainie niejednokrotnie wskazywali, że brak zdecydowanej reakcji na wojnę z Gruzją i zawarty wówczas „zgniły kompromis” stały się dla Rosji zachętą do kolejnych agresji.

Wojna z Gruzją

– Wojna z Gruzją w sierpniu 2008 r. była pierwszą od upadku ZSRR interwencją zbrojną Rosji poza jej granicami, w obronie, jak uzasadniano, „rosyjskich interesów”

– mówi Wojciech Górecki, który w Ośrodku Studiów Wschodnich odpowiada m.in. za region Kaukazu Południowego.

„W 2014 r. Rosja przeprowadziła aneksję Krymu i rozpoczęła wojnę w Donbasie, a osiem lat później dokonała pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Z perspektywy historycznej widzimy, że sierpień 2008 r. to był początek całego szeregu wydarzeń, które nas doprowadziły do pełnoskalowej wojny na Ukrainie

– dodaje Górecki.

Rządy i eksperci w Europie Wschodniej po wybuchu szerokiej wojny na Ukrainie niejednokrotnie wskazywali, że brak zdecydowanej reakcji na wojnę z Gruzją i zawarty wówczas „zgniły kompromis” stały się dla Rosji zachętą do kolejnych agresji.

Zachęta do agresji

W najważniejszych gabinetach państw zachodnich do 24 lutego 2022 r. (a w niektórych także i później) żywa była wiara, że z Rosją można szukać porozumienia przez negocjacje, „wyjaśnianie rozbieżności” i próby zaspokojenia kolejnych roszczeń. Przed inwazją na Ukrainę Moskwa zażądała „gwarancji” – nie tylko nierozszerzania NATO na Wschód, ale także wycofania infrastruktury Sojuszu do granic sprzed 1997 r.

– W tym kontekście wszyscy przypominają wystąpienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Alei Rustawelego w Tbilisi i rzeczywiście ono było profetyczne. Bo on zapowiedział to, co się później wydarzyło

– mówi Wojciech Górecki.

„Świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!” – mówił wówczas polski prezydent profesor Lech Kaczyński, który wraz z prezydentami Estonii, Litwy, Łotwy i Ukrainy 12 sierpnia 2008 r. udał się do Tbilisi, by okazać Gruzji solidarność i wsparcie w poszukiwaniu uregulowania.

Tego samego dnia Francja, pełniąca prezydencję w UE, doprowadziła do podpisania porozumienia, nazywanego od nazwisk sygnatariuszy – prezydentów Rosji i Francji – porozumieniem Miedwiediew-Sarkozy. Według relacji ówczesnego prezydenta Gruzji Sarkozy naciskał na przyjęcie rosyjskich warunków, bo „ani on, ani George Bush nie wyślą żołnierzy”.

„Z dzisiejszej perspektywy wniosek jest taki, że nie można iść na kompromisy w sprawach dotyczących twardego bezpieczeństwa”

– ocenia Górecki. Dodaje, że w niedawnej publikacji BBC na temat działań rosyjskiej dyplomacji w przededniu wojny na Ukrainie, zawarto relacje, świadczące, „że Amerykanie byli gotowi na bardzo daleko idące ustępstwa, by uniknąć eskalacji”. „Nie powinno być miejsca na takie działania, bo to właśnie one wcześniej czy później skutkują eskalacją” – ocenia Górecki.

Decyzja o przyjęciu do NATO

Do wojny rosyjsko-gruzińskiej doszło po szczycie NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008, gdzie zapewniono, że Gruzja i Ukraina zostaną przyjęte do NATO, ale bez konkretów co do terminów i bez mapy drogowej.

„Druga sprawa to uznanie przez większość kolektywnego Zachodu niepodległości Kosowa, czemu sprzeciwiała się Rosja” – mówi Górecki.

„Gruzja strzeliła jako pierwsza, ale stało się to po szeregu rosyjskich prowokacji z terytorium Osetii Południowej. Później we wspomnieniach Micheil Saakaszwili pisał, że gdyby Gruzja nie zrobiła tego, co zrobiła, to Rosja i tak by zaatakowała. Oczywiście tego nie sprawdzi nikt”

– mówi Górecki.

Analityk OSW pracował jako ekspert w międzynarodowej misji śledczej ds. przyczyn konfliktu, kierowanej przez szwajcarską dyplomatkę Heidi Tagliavini (Independent International Fact-Finding Mission on the Conflict in Georgia,IIFFMCG).

„W raporcie stwierdzono, że rzeczywiście za wybuch wojny odpowiadają obie strony. Trzeba jednak dopowiedzieć, że działania gruzińskie poprzedziły liczne prowokacje rosyjskie i Gruzja zachowała się tak, jak oczekiwała Rosja. W raporcie stwierdzono ponadto, że za eskalację poprzedzającą wojnę w dużo większym stopniu odpowiadała Rosja niż Gruzja

– mówi Górecki.

Pięć dni wojny

Chodziło m.in. o rozdawanie rosyjskich paszportów Abchazom i Osetyjczykom z Południa, o kwestię wprowadzania rosyjskich wojsk, zwłaszcza do Abchazji.

„Kolejna sprawa to to, że Rosja odpowiedziała w sposób nieproporcjonalny. Gruzja zaatakowała cele w Osetii Południowej i gdyby Rosja odpowiedziała w Osetii, to jeszcze by się to pewnie jakoś mieściło w pojęciu usprawiedliwionej odpowiedzi, natomiast Rosja nie tylko zajęła Osetię, ale też wkroczyła do Abchazji, jak również do tzw. Gruzji właściwej. I z niektórych miejsc wycofała się dopiero ponad dwa lata później”

– przypomina Górecki.

Wojna zakończyła się po pięciu dniach, ale na warunkach niekorzystnych dla Tbilisi, m.in. porozumienia wynegocjowanego przy wsparciu Sarkozy’ego mówiło o tym, że status separatystycznych regionów zostanie uregulowany później.

„Nieprawidłowe jest stwierdzenie, że Gruzja straciła kontrolę nad Abchazją i Osetią Południową po wojnie 2008 r., bo od początku lat 90. na większości tych terytoriów istniały dwa separatystyczne regiony, wspierane przez Rosję. Jednak do 2008 r. trwały próby uregulowania pokojowego pod nadzorem organizacji międzynarodowych – ONZ w Abchazji i OBWE w Osetii Południowej. Rosja, podobnie jak cała wspólnota międzynarodowa, uznawała wówczas te terytoria za część Gruzji

– zaznacza Górecki.

Jak dodaje, jeszcze na długo przed wojną sierpniową i wojną na Ukrainie Rosja stosowała na terytoriach separatystycznych „elementy działań hybrydowych, podobne do tych, które potem praktykowała w Donbasie”.

26 sierpnia 2008 r. Rosja uznała niepodległość Abchazji i Osetii Południowej w granicach byłych jednostek administracyjnych w ramach ZSRR, czyli z terytoriami, które jeszcze przed sierpniem 2008 r. kontrolowało Tbilisi.

15 lat po wojnie, która, jak mówi, była „ogromną traumą dla Gruzinów”, Tbilisi jest oskarżane o prowadzenie polityki prorosyjskiej.

– Trzeba to podzielić na sferę deklaracji i rzeczywistych działań. W sferze deklaracji nic się nie zmieniło – Tbilisi domaga się przywrócenia integralności terytorialnej, deklaruje dążenie do członkostwa w UE, a kwestie Abchazji i Osetii Południowej stanowią „czerwoną linię”. W sferze działań można jednak już mówić o prorosyjskim zwrocie. To m.in. nieprzyłączenie się do sankcji, przez co rosną obroty i powiązania handlowe z Rosją. W maju br. wznowiono połączenia lotnicze z Rosją, co dla wielu stało się symbolem tego prororosyjskiego zwrotu

– mówi Górecki.

Rosyjski szef MSZ Siergiej Ławrow i jego wierna rzeczniczka Marija Zacharowa już nieraz chwalili Tbilisi za „rozsądek”, oskarżając Zachód o próbę „wciągnięcia Gruzji do wojny”.

Jak dodaje Górecki, można dywagować o roli Saakaszwilego, obecnie przebywającego w więzieniu (za „nadużycia władzy”) wroga numer jeden partii rządzącej Gruzińskie Marzenie i jej szarej eminencji, oskarżanego o niejasne powiązania z Rosją biznesmena Bidziny Iwaniszwilego.

– Są głosy, że rząd działa według zasady „przyjaciel mojego wroga jest moim wrogiem” i dlatego nie deklaruje większej gotowości do wsparcia Ukrainy. Z drugiej strony trzeba też rozumieć kontekst „geograficzny”. Gruzja to maleńki kraj, graniczący z Rosją, której się bardzo boi. W przypadku napaści nie ma szans, by bronić się tak jak Ukraina

– podsumowuje Górecki.

Źródło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com