Polak zginął, pomagając Ukrainie. Przyjaciele wspominają wolontariusza Marka „Misia”

arch./niezalezna.pl

Marek „Miś” Mastalerz był polskim wolontariuszem, niosącym pomoc Ukraińcom w obliczu wojny. Został ranny w Ukrainie w wyniku rosyjskiego ostrzału i zmarł, mimo szeroko zakrojonej akcji ratunkowej. Spoczął na cmentarzu w Poznaniu. – Marek był oddany sprawie pomocy Ukrainie. Po zakończeniu tej, jak się okazało, ostatniej dla niego misji, chciał wrócić do spraw w swojej głównej pracy w Poznaniu, a potem znowu wyjechać na miesiąc do Donbasu. Udzielać pomocy humanitarnej i w razie potrzeby ewakuować ludzi – wspominają zmarłego w rozmowie z portalem Niezalezna.pl koledzy Marka.

Korespondent Niezalezna.pl rozmawiał z kolegami Marka Mastalerza pracującymi w ramach z polskiej inicjatywy pomocowej „Nehemiasz” oraz ukraińskimi sanitariuszami, którzy próbowali ratować życie polskiego wolontariusza po ostrzale artyleryjskim.

WERSJA UKRAIŃSKA / Українська версія

– Marek był bardzo życzliwym człowiekiem. I mocno wierzył, że powinniśmy pomagać Wam, Ukraińcom, obronić się przed Rosjanami i zwrócić Wasze ziemie. Kiedy po raz pierwszy odwiedził Ukrainę, zobaczył zniszczenia dokonane przez Rosję, a wraz z nią determinację Ukraińców do walki o ojczyznę. Marek uznał wówczas, że też chce pomóc

– wspominają polscy przyjaciele zmarłego, którzy pragnęli zachować anonimowość.

Marek wyjechał na swoją ostatnią misję z Warszawy do Ukrainy 14 marca br. Już wieczorem następnego dnia on i jego kolega Oleh z „Inicjatywy Nehemiasz” byli w pobliżu ukraińskiego miasta Dniepr, które znajduje się prawie 200 km od linii frontu. W Dnieprze wolontariusze trochę odpoczęli i zaplanowali trasę na następny dzień.

– Myśleli, że mogą dostarczyć pomoc humanitarną jeszcze w dwa miejsca „bliżej linii zero” (czyli w stronę linii frontu). Rano udali się do wsi Szewczenko (60 km na zachód od Bachmuta, gdzie obecnie trwają zaciekłe walki) i dalej w stronę linii frontu

– opowiadają koledzy Marka.

Po rozładunku w drugiej lokalizacji, w miejscowości Kostiantynówka, czyli 33 km na południe od Kramatorska i 27 km na zachód od Bachmutu, zamierzali wyruszyć pustym busem w drogę powrotną.

– Jednak na chwilę przed startem, będąc już w busie, usłyszeli cztery eksplozje. Mieli na sobie kamizelki kuloodporne i hełmy. Ale samochód nie był opancerzony, więc zgodnie z zasadami bezpieczeństwa opuścili bus i pobiegli w stronę budynków, po czym położyli się na małe betonowe schody na zewnątrz jednego z nich

– opowiadają koledzy wolontariusza.

Kierownik ratowników medycznych, szef Centrum Szkoleniowego Dyrekcji Głównej Policji Krajowej w obwodzie donieckim, kapitan policji Ołeksandr Sawenko, mówi, że załogi przybyły na miejsce zdarzenia dosłownie w ciągu kilku minut. I od razu zaczęły udzielać pierwszej, doraźnej pomocy Markowi.

– Przecież Kostiantynówka to moje rodzinne miasto, Rosjanie celowali w okolice głównego rynku. Marek właśnie tam był. Kiedy przybyliśmy na miejsce, zobaczyliśmy uszkodzony mercedes sprinter i mężczyznę leżącego na ziemi z kilkoma ranami, w tym jedną w nodze. Zaczęliśmy mu pomagać. Był świadomy. Było jasne, że próbował sam zatamować krwawienie, założyć opaskę uciskową. Jednak utrata krwi była zbyt duża, więc musieliśmy założyć kolejną opaskę uciskową, po czym ewakuowaliśmy Marka do najbliższego szpitala. Po drodze rozmawiał z nim mój kolega, który jechał z Markiem w samochodzie. Ranny myślał, że mój sanitariusz jest Polakiem, bo on miał przy sobie biało-czerwoną flagę, którą mu wręczyli polscy wolontariusze

– opowiada ratownik Ołeksandr.

Po udzieleniu niezbędnej pomocy w lokalnym szpitalu w Kostiantynówce polski wolontariusz został przewieziony do regionalnej kliniki w Dnieprze. W niej mają ogromne (szczególnie poczynają od 2014 r.) doświadczenie w ratowaniu najcięższych ran bojowych. W Dnieprze stan Marka się ustabilizował i lekarze zadecydowali o wysłaniu mężczyzny do Kijowa na dalsze leczenie. Niestety, Polak zmarł w stołecznym szpitalu 27 marca br. w wyniku powikłań po ciężkich obrażeniach.

– Marek był oddany sprawie pomocy Ukrainie. Po zakończeniu tej, jak się okazało, ostatniej dla niego, misji chciał wrócić do spraw w swojej głównej pracy w Poznaniu, a potem znowu wyjechać na miesiąc do Donbasu. Udzielać pomocy humanitarnej i w razie potrzeby ewakuować ludzi

– mówią koledzy Marka. I dodają, że nadal będą pomagać Ukraińcom. Tak jak chciał ich kolega i przyjaciel.

Marek Mastalerz spoczął na cmentarzu Sołackim w Poznaniu 21 kwietnia br.

Rozmawiał – Wołodymyr Buha

Tłumaczyła – Olga Alehno

Źródło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com