Wskrzesiliśmy dawne misje emisariuszy. Warto mieć kogoś, kto w Waszym imieniu niesie na Ukrainę pomoc – na samiuteńki front

Wolontariusze z Kamieńca Podolskiego w Donbasie / autor: Fratria

Wszystko co w polskich duszach romantyczne, wszystko co najdrobniejszym maczkiem zapisała w nas kodem kulturowym historia, odezwało się znowu. Inwazja rosyjska na Ukrainę „rozgorączkowała umysły w innych dzielnicach Polski” (to akurat z opisu zrywu społecznego pod koniec 1830 roku). Najpierw miliony Polaków z siatkami zakupów wypełniającymi po brzegi bagażniki samochodów, poszły jako pomoc humanitarna dla obrońców. Wolontariuszy w Polsce objawiły się dziesiątki tysięcy – na dworcach, przy granicy, na stacjach kolejowych. Polskie mieszkania otworzyły się szeroko. Znowu – ile? Milion? Będzie to zresztą kiedyś trzeba policzyć, bo za 50 lat jakiś nowy Gross czy Grabowski obliczy, że Niemcy i Rosjanie ratowali, a Polacy szkodzili. Ale Polacy ruszyli również na wschód – zew duszy objawił się po prostu. Jak Ukraina szeroka na te swoje 1400 kilometrów spotykałem rodaków zawsze i wszędzie. Pod Makarowem z żywnością, pod Charkowem z lekarstwami, w Donbasie – z bronią w ręku albo sprzętem wojskowym półlegalnie zawożonym obrońcom Rzeczpospolitej.

Czy wiesz „jak drży ziemia”?

Właśnie – Rzeczpospolitej. Pomoc ta dalece przekracza rozumienie wsparcia jednego narodu dla drugiego. Poznałem oto tercet wolontariuszy, którzy zerwali się do pomocy z zaangażowaniem równym – jak Boga kocham – wszystkich historycznym świadectwom powstań i wojen. Ivanka, Paulina i Andrzej – jakby dopełniając specyficzności tej trójki – mieszkają w trzech różnych krajach, kolejno na Ukrainie, w Polsce i Szwajcarii. Poznali się na studiach medycznych, więc łączyły ich co najwyżej tematy o strukturze mięśni i chorobach kości, a jednak po 24 lutego stali się drużyną szalonych emisariuszy. Andrzej nie ma prawa umieć opisywać wojnę językiem reporterskim czy literackim – a jednak gdy opowiada o bombardowaniu jednego z miast, w którym siedział przez pewien czas i późniejszych trudnościach w relacjonowaniu tego znajomym, rzuca tak adekwatne, rzuca ściszonym głosem: „Czy można opowiedzieć, jak drży ziemia?”. Tak – Andrzej rozumie i czuje czym jest rosyjska inwazja. Czy to ta przenikliwość pchnęła go do tak intensywnej aktywności?

Bezcenne notatki

Ivanka ma dom na zachodniej Ukrainie – w Nowowołyńsku. Cała trójka zorganizowała tam małe zaplecze towarowo-logistyczne. Stamtąd również woziła zaopatrzenie bytowo-wojskowe jak śpiwory, mundury, buty, kamizelki kuloodporne dla lokalnych jednostek obrony terytorialnej i regularnych jednostek wojskowych stacjonujących w pobliżu. W większości pomoc ta jest pomocą celowaną, zamówioną i dokładnie taką, jaka jest potrzebna w danym momencie i w konkretnym miejscu. Był czas, gdy największego wsparcia wymagały niepełnosprawne dzieci, brakowało leków przeciwzapalnych i przeciwbólowych szczególnie dla dzieci, a materiały higieniczne takie jak podpaski, tampony czy pieluchomajtki były na wagę złota. Ale nie tylko na to wezwanie chwili odpowiedziała młoda kobieta. Pomagając uchodźcom z bombardowanych obszarów, przyjmując ich u siebie, opiekując się nimi w bezpieczniejszych miejscach zaczęła spisywać ich relacje. Każdy historyk i dziennikarz wie jak bezcenne stają się z każdym dniem jej notatki, tym bardziej że robiła to w czasie gdy z każdego kąta wołały do niej kolejne obowiązki. Po tym jednak można poznać emisariuszy Rzeczpospolitej – nigdy nie ma u nich „dość”, „koniec”, „poddaję się”. Tę energię znało poprzednie dwanaście pokoleń.

Zaczęło się niewinnie

Gdyby Pauliny nie było, należałoby ją wymyśleć. W tym tercecie jest bowiem i wsparcie z Zachodu, oczywiście nie tego mitycznego, nie od państw czy potężnych instytucji tylko od kobiety, która pracując w sporej szwajcarskiej firmie bombarduje swoich zagranicznych przyjaciół i współpracowników informacjami o najgorszym wymiarze tej wojny. Los chciał, że otarła się o Warszawę w czasie wojennych koszmarów na Ukrainie. Widząc uchodźców pojawiających się w gabinecie, postanowiła pomóc, wtedy jeszcze „odrobinkę”. Zebrała po znajomych i pacjentach dary dla Ukraińców i przywiozła je ze Szwajcarii swoim samochodem do ośrodka dla uchodźców w Polsce. Wracając, zabrała ze sobą do Szwajcarii rodzinę ukraińską. Gdy usłyszała ich opowieści jak nie mogli wydostać się z miasta Sumy, jak ukrywali się po piwnicach, a dzieci widziały na ulicy ciała swoich kolegów z klasy, postanowiła, że ta pomoc nie będzie jednorazowa i musi trafić dalej – nie tylko do Polski. Poznawałem takich ludzi dziesiątkami – zaczynają od odruchu serca, ale potem wali w nich, jak młotem, to gorące wezwanie, „trzeba dać świadectwo” i w tym Herbertowskim „oślepiającym teraz” dają słowo, że po prostu nie ulegną zmęczeniu.

Dziesiątki zaangażowanych Polaków spotkałem na wschodzie. Nie kalkulują. Za sto lat jakiś przemądrzały bubek będzie przed kamerą dowodził, że to było romantyczne i nieroztropne, bo przecież faktycznie pokonać 3 tysiące kilometrów (licząc w obie strony) z apteczkami czy konserwami mogłoby się wydawać nieopłacalne. Nieracjonalności jest tu więcej – w Charkowie widziałem mężczyznę, w ciekawym zresztą miejscu, może napiszemy o tym po wojnie, który odebrał telefon od małżonki i zapewniał ją, że jest we Lwowie, gdy zaś 300 metrów alej ulice przypominały Warszawę jesienią 1944 roku. O, tak, uważajcie, Drodzy Czytelnicy, gdy Wasi bliscy jadą „tylko do Lwowa” – niejednego potrzeba pomocy obrońcom zasysa daleko pod rosyjskie rakiety – cóż, jak trzeba, to trzeba i żaden „realista” tego nigdy nie zrozumie.

Akurat tej trójce pomagają jeszcze warszawski przedsiębiorca M. i współpracuje z nimi siostra Katarzyna (szefowa ośrodka dla dzieci i młodzieży), pomagają też setki internautów, zasilających ich budżet na sprzęt medyczny dla chłopaków w okopach. Jaki sprzęt? Trudno pojąć poziom ich profesjonalizmu – apteczki typu IFAK, plecaki w standardzie TCC i jeszcze parę rzeczy, których (ci co czytali coś o polskich wojnach zrozumieją) nie opiszemy na razie. Słowem: ta wojna naprawdę trwa nadal. Niech każdy pomaga jak umie, jak może, będziemy jeszcze o tym z dumą opowiadać dzieciom i wnukom.

Źródło: wpolityce.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com