Niepoważne” i „naciągane”. Ekspert o bombowym znalezisku na granicy

Fot. SG

Potencjalny improwizowany ładunek wybuchowy miał zostać zauważony w niedzielę, za zasiekami ustawionymi przez wojsko na granicy z Białorusią. Straż Graniczna opublikowała w sieci wpis opatrzony trzema zdjęciami. Padło stwierdzenie, że to prowokacja służb białoruskich.

Wpis na Twitterze wywołał szereg komentarzy, w większości wyśmiewających Straż Graniczną, ponieważ na jednym ze zdjęć wyraźnie widać starą golarkę. – Golarka jak najbardziej może zostać użyta do ukrycia niebezpiecznego improwizowanego urządzenia wybuchowego. Był nawet kiedyś taki przypadek w Polsce, że ładunek ukryto w golarce do swetrów. Wszystko może być zagrożeniem – zastrzega jednak Goleniowski, który dzisiaj jest właścicielem firmy EOD Tech organizującej specjalistyczne kursy, między innymi z zakresu zwalczania przestępstw z użyciem materiałów i urządzeń wybuchowych, dla służb ochrony porządku publicznego.

Do nawet atrapy trzeba podejść poważnie

Specjalista zaznacza, że biorąc pod uwagę miejsce i wygląd przedmiotów uznanych przez SG za atrapę bomby, jest jak najbardziej możliwe, iż po prostu coś wypadło lub zostało porzucone przez migranta przekraczającego płot na granicy. – Jednak skoro już wzbudziły niepokój i zostały uznane za potencjalnie niebezpieczne, to należało się nimi zająć w odpowiedni sposób. Nie widzę tego na tych zdjęciach – zaznacza Goleniowski.

Były policyjny pirotechnik wylicza, że po pierwsze na miejsce należało wezwać specjalistów. – W strefie granicznej oznacza to specjalne zespoły pirotechników Straży Granicznej, która ma do tego przeszkolonych ludzi, alternatywnie techników bombowych policji – mówi Goleniowski. Zapytaliśmy o to major Katarzynę Zdanowicz, rzeczniczkę prasową Podlaskiego oddziału Straży Granicznej. Poinformowała, że podejrzany obiekt znalazł mieszany patrol żołnierza i strażnika. Na miejsce wezwano wojskowego pirotechnika, jednego z 2,5 tysiąca żołnierzy wspierających działania na granicy z Białorusią.

– Żołnierz pirotechnik sprawdził i zidentyfikował przedmiot jako maszynkę do włosów z kablem i widocznym obwodem elektrycznym oraz zegarkiem z powtarzającym się alarmem dźwiękowym. Na szczęście okazało się, że to atrapa bomby – napisała major Zdanowicz.

Wezwanie w takiej sytuacji żołnierza pirotechnika wywołuje zdziwienie Goleniowskiego, który powtarza, że zgodnie z przepisami powinien to być zespół Straży Granicznej. – Nawet jeśli to pominiemy, to dochodzimy do drugiej poważnej kwestii. Z podejrzanym przedmiotem należy się odpowiednio obchodzić. Nawet jeśli już stwierdzimy, że to atrapa – mówi ekspert i tłumaczy, że przede wszystkim chodzi o zachowanie śladów kryminalistycznych. Bo nawet jeśli jest to atrapa, to jej podłożenie w taki sposób jest czynem zabronionym. Czyli należy wszcząć postępowanie, którego celem będzie ustalenie, kto się tego dopuścił.

– Podstawową sprawą są oględziny przedmiotów, wykonanie dokumentacji fotograficznej, zabezpieczenie i zebranie śladów daktyloskopijnych, DNA, a często osmologicznych i innych. Tak by można było udowodnić, że konkretna osoba miała kontakt z przedmiotami – mówi Goleniowski. Odpowiednio zabezpieczone przedmioty powinny trafić później do laboratorium. Jednocześnie powinna zostać formalnie wszczęta sprawa i nadana jej sygnatura.

– Na zdjęciach widzimy natomiast nieuzbrojoną rękę, bez rękawiczki, którą podniesiono jeden z tych przedmiotów. To niedopuszczalne i wygląda na działanie amatorskie. Nic nie wskazuje na to, aby ktoś chciał się na poważne zająć badaniem tych przedmiotów – stwierdza ekspert. Zapytaliśmy o to major Zdanowicz, która poinformowała, że znalezisko rzeczywiście zabezpieczono i zabrano z miejsca zdarzenia. – Straż Graniczna nie wszczynała postępowania, przedmiot został przekazany służbom wojskowym do dalszych badań – dodała.

– Moim zdaniem sposób, w jaki zajęto się tą domniemaną atrapą i zostało to ujawnione, jest niepoważny. Naciągany – stwierdza Goleniowski.

Kryzys na granicy

Straż Graniczna w swoim wpisie informującym o znalezieniu domniemanej atrapy stwierdziła, że to białoruska prowokacja. Wcześniej na konferencji prasowej ministrów MSWiA Mariusza Kamińskiego, MON Mariusza Błaszczaka i szefa SG generała Tomasza Pragi padła deklaracja wskazująca, że w przeszłości miało dochodzić do podobnych wydarzeń. – Na oczach polskich funkcjonariuszy Białorusini zostawiają także podejrzanie wyglądające pakunki, po czym odbiegają od nich sugerując zagrożenie – stwierdzono.

Poza tym Białorusini mają oddawać strzały w powietrze na widok polskich patroli, udawać rzucanie granatami w ich kierunku czy oddawanie w ich kierunku strzałów. Polacy mają być też oślepiani latarkami i lżeni.

Sytuacja na granicy jest napięta od sierpnia, kiedy zaczęły się na dużą skalę próby jej przekraczania przez migrantów. Wcześniej podobne zjawisko pojawiło się na granicy Białorusi z Litwą i Łotwą. To zorganizowana akcja reżimu Aleksandra Łukaszenki, który w ten sposób wywiera presję i próbuje się mścić na państwach ościennych za krytykę oraz sankcje po sfałszowanych wyborach i brutalnej pacyfikacji protestów opozycyjnych w 2020 roku. Białoruskie służby wykorzystują zdesperowanych ludzi głównie z Iraku, Syrii i Libanu, ułatwiając im dotarcie na granicę UE.

W reakcji polskie władze skupiły się na blokowaniu prób przekraczania granicy, łapania migrantów, odstawiania ich na granicę i zmuszania do jej przekroczenia z powrotem. Jednocześnie rozpoczęto budowę zasieków na całym odcinku granicy z Białorusią. Ogłoszono też stan nadzwyczajny w rejonie granicy, odmawiając wstępu między innymi mediom oraz organizacjom pozarządowym. W efekcie nie ma pewności co się właściwie dzieje i w jaki sposób traktowani są migranci, którzy mają prawo występować do polskich władz z wnioskiem o azyl i ochronę. Do czasu jego rozpatrzenia powinni zostać zatrzymani i umieszczeni w ośrodkach na terytorium Polski. Z relacji tych migrantów, którzy się przedostaną poza strefę stanu wyjątkowego, wynika, że spotykają się z brutalnością się ze strony polskich służb, uniemożliwia się im składanie wniosków i siłą odstawia na granicę.

Dotychczas oficjalnie potwierdzono śmierć czwórki migrantów na polskim terytorium.

W związku z kryzysem na granicy w październiku zawiązała się grupa Medycy na granicy. Zrzesza ona osoby z wykształceniem medycznym, które chcą pomóc migrantom przedostającym się do Polski. Medycy już 24 września prosili o pozwolenie na wstęp do strefy objętej stanem wyjątkowym, ale zgody na to nie wydało MSWiA. „Temperatury w rejonie przygranicznym zbliżają się nocami do zera. Ludzie są wychłodzeni. Nie mają leków na choroby przewlekłe, na które cierpią. Umierają z zimna i głodu w środku Europy w XXI wieku. Jako osoby, które ślubowały ratować ludzkie zdrowie i życie bez względu na pochodzenie, religię czy płeć, nie zgadzamy się na to. Chcemy i umiemy pomóc tym ludziom. Potrzebujemy tylko zgody polskich władz” – pisze grupa. 

***

Aby pomagać ludziom w rejonie przygranicznym, Medycy na granicy zorganizowali zbiórkę na pomagam.pl. Wpłacić na konto nieformalnej organizacji można pod tym linkiem.

Maciek Kucharczyk

Źródło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com