Jakie jest prawdopodobieństwo, że Białoruś przystąpi do wojny z Ukrainą z powodu gróźb ze strony Federacji Rosyjskiej?

Niecały tydzień po tajemniczej śmierci białoruskiego ministra spraw zagranicznych Władimira Makieja, Siergiej Szojgu przybył do Mińska. Celem wizyty była rozmowa z samozwańczym prezydentem Białorusi, aby po raz kolejny powiedzieć mu, że musi otwarcie przystąpić do wojny rozpętanej przez Federację Rosyjską przeciwko suwerennej i niepodległej Ukrainie.

Co ciekawe, media oceniły tę wizytę jako „bardzo ważną”, ale opozycjoniści określili ją jako niezbyt przyjemną, podobnie jak spotkanie Siergieja Szojgu z jego kolegą hreninem. Najwyraźniej Kreml postanowił wywrzeć presję na Republikę Białoruś, aby znalazła kolejnego uczestnika tej wojny, a mimo to zmusić Aleksandra Łukaszenkę do przyłączenia się do niej. Otwarte pozostaje przy tym pytanie – jak konkretnie: ponownie zaatakować Czernihów od północy i spróbować zdobyć Kijów, czy też zaatakować Polskę, co potencjalnie było już kilkakrotnie dyskutowane.

Groźby pod adresem Aleksandra Łukaszenki

Istnieje całkiem sporo informacji (oczywiście bez oficjalnego potwierdzenia), że Władimir Makiej zmarł nagle nie bez pomocy rosyjskich służb specjalnych. Jego śmierć powinna być sygnałem dla Alaksandra Łukaszenki – albo oficjalnie przystąpi do „specjalnej operacji wojskowej”, albo spotka go to samo, co szefa MSZ. Pod wieloma względami jasne jest również, że samozwańczy prezydent Republiki Białorusi będzie sądzony razem z Władimirem Putinem w ramach prac międzynarodowego trybunału. Ponieważ terytorium Białorusi było również wykorzystywane do rozmieszczeń wojskowych, bazowania, ćwiczeń, wystrzeliwania samolotów z rakietami do ataków na terytorium Ukrainy, a także wyjścia wojska i sprzętu do okupacji obwodów czernihowskiego i kijowskiego w lutym-marcu 2022 r. Dlatego sądząc po osobistej wizycie Siergieja Szojgu, Aleksander Łukaszenka nie będzie już miał dróg ucieczki i będzie musiał w pełni podporządkować się dekretom Kremla.

Rosja stosuje radykalne metody

Początkowo, wraz z rozpoczęciem pełnoprawnej inwazji na Ukrainę, Aleksander Łukaszenka starał się zadowolić wszystkich. Potem zaczął mówić, że Białorusi potencjalnie zagrażają stacjonujące w Polsce wojska NATO, ale to oczywiście nieprawda. Potem przestał ukrywać swoją pomoc dla Rosji w szkoleniu wojsk i zaopatrzeniu armii.

W tak radykalnej formie usunięcia Władimira Makieja Rosja postanowiła podkreślić, że trzeba działać tylko zgodnie z warunkami Kremla, a fakt, że to właśnie Siergiej Szojgu przyjechał do Mińska, po raz kolejny to potwierdza. Podkreślamy, że siły zbrojne Ukrainy wielokrotnie publicznie apelowały do ​​swoich białoruskich kolegów z apelem o nieprzyłączanie się do wojny.

Według informacji wywiadowczych z wielu krajów zachodnich liczba zabitych rosyjskich żołnierzy na froncie jest bardzo duża. Dlatego Moskwa pilnie potrzebuje nowych zmobilizowanych żołnierzy. Mogą to być wojska Republiki Białoruś.

W ramach porozumienia o „Państwach Związkowych” wojska Białorusi i Rosji przechodzą wspólne szkolenia, a białoruscy oficerowie wielorako pomagają w przygotowaniu zmobilizowanych z Rosji, powołanych w ramach „mobilizacji częściowej”. Prezydent Rosji Władimir Putin zapowiedział zakończenie mobilizacji na początku listopada, ale jasne jest, że trwa ona do dziś, tylko w trybie tajnym.

Należy rozumieć, że oprócz „pomocy” Białorusi, na którą liczy Kreml, w przypadku całkowitego zniszczenia jego armii terytorium kraju zostanie okupowane (można to zrobić w sposób otwarty lub nawet hybrydowy). I tutaj warto przypomnieć tragedię Mariupola, Mińsk może spodziewać się mniej więcej tego samego scenariusza – wojska rosyjskie zaczną do niego strzelać, uruchamiać sprzęt pod pretekstem „ochrony Białorusi i jej stolicy przed potencjalną inwazją NATO”. Sądząc po zwyczajowych metodach żołnierzy i dowódców Federacji Rosyjskiej, może nastąpić deportacja rdzennej ludności Republiki Białoruś na Syberię, której jest co najmniej 9 milionów.

Autor: D.K.