Koreańscy żołnierze w Rosji: desperacja Kremla i nieunikniona klęska

Koreańczycy zostali wycofani z obwodu kurskiego / Fot. Kancelaria Prezydenta Ukrainy

Kreml, przyciśnięty do muru ukraińskim oporem, sięgnął po ostatnią deskę ratunku – północnokoreańskich żołnierzy. Moskwa liczyła na to, że brutalność i fanatyczna lojalność wojsk Kim Dzong Una pomogą przechylić szalę wojny na jej korzyść. Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

Tysiące żołnierzy z Korei Północnej, wysłanych do obwodu kurskiego, poniosło ogromne straty, a ich oddziały zostały rozbite przez ukraińską armię. Brak organizacji, niezgranie z rosyjskimi jednostkami i archaiczne metody walki sprawiły, że Pjongjang musiał wycofać swoich ludzi z frontu. Tym samym Rosja znów udowodniła, że nie jest w stanie prowadzić tej wojny samodzielnie i desperacko szuka najemników, by podtrzymać iluzję potęgi.

Wysłanie północnokoreańskich wojsk do Rosji było aktem desperacji. Moskwa, nie mogąc liczyć na skuteczność własnych sił, zaczęła rekrutować kogo się da – od więźniów po najemników z Afryki, a teraz także azjatyckich sojuszników. Kreml chętnie chwalił się sojuszem z Pjongjangiem, ale rzeczywistość okazała się brutalna: północnokoreańscy żołnierze nie byli gotowi na starcie z nowoczesną i dobrze zorganizowaną armią ukraińską.

Straty były ogromne – według raportów ISW w ciągu zaledwie dwóch miesięcy zginęło co najmniej 4 tysiące Koreańczyków, a kolejne tysiące zostały ranne. Nieposkromiona brutalność, z którą są kojarzeni żołnierze Kima, nie wystarczyła. Ukraińska obrona nie tylko odparła ataki, ale również rozbiła całe jednostki, które działały chaotycznie i bez wsparcia ze strony rosyjskich oficerów.

Nie można jednak dać się zwieść – to, że Koreańczycy zniknęli z frontu, nie oznacza końca ich udziału w wojnie. Amerykańskie źródła ostrzegają, że Pjongjang może wysłać kolejne oddziały po dodatkowym szkoleniu. Oznacza to jedno: Rosja nie zamierza kończyć tej wojny, a wręcz przeciwnie – szykuje kolejne fale mięsa armatniego, by zasypać swoje niepowodzenia trupami.

W tej sytuacji Zachód, a w szczególności Polska, musi zachować czujność. Wojna w Ukrainie to nie tylko konflikt między Kijowem a Moskwą – to starcie cywilizacji, w którym Kreml wykorzystuje wszelkie możliwe środki, by zastraszyć Europę. Jeżeli pozwolimy Rosji na dalszą eskalację, jutro jej ofiarą mogą paść kraje bałtyckie, Mołdawia czy Polska.

Dla Polski ten konflikt ma kluczowe znaczenie. Wiemy, czym jest rosyjski imperializm i jakie są konsekwencje jego zwycięstw. Historia uczy nas, że każda chwila słabości Zachodu oznacza kolejne agresywne ruchy Kremla. Dlatego wsparcie dla Ukrainy nie jest kwestią wyboru – to konieczność dla naszego bezpieczeństwa.

Zachód nie może pozwolić, by Rosja odbudowała swoją pozycję. Każdy dzień tej wojny udowadnia, że Kreml jest osłabiony i zdesperowany – ale wciąż niepokonany. Dlatego musimy zwiększać pomoc wojskową dla Kijowa, zaostrzać sankcje i przygotowywać się na długoterminową konfrontację z Moskwą.

Rosja już przegrywa, ale wojna jeszcze się nie skończyła. Pora, byśmy wszyscy to sobie uświadomili i działali, zanim będzie za późno.

Karyna Koshel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com