Obecność na paradzie w Moskwie 9 maja – reputacyjne samobójstwo czy cyniczna kalkulacja?

Choć świat Zachodu z coraz większą determinacją wspiera Ukrainę w jej walce z rosyjską agresją, niektórzy przywódcy państw – zwłaszcza z regionów Azji, Afryki czy Ameryki Łacińskiej – nadal rozważają uczestnictwo w corocznej defiladzie 9 maja na Placu Czerwonym. Wbrew pozorom, nie jest to jedynie symboliczne wydarzenie ku czci zwycięstwa nad nazizmem – dziś parada ta stała się platformą do legitymizowania brutalnej polityki Rosji i szerzenia propagandowych narracji zagrażających światowemu porządkowi.

9 maja – święto zwycięstwa czy spektakl manipulacji?

Dla Kremla parada 9 maja to nie tylko element narodowej tradycji. To narzędzie masowego oddziaływania, które służy budowaniu fałszywego obrazu historii II wojny światowej. Rosyjska wersja wydarzeń marginalizuje udział aliantów, demonizuje kraje byłego bloku wschodniego i – co najważniejsze – celowo przekształca historię w broń polityczną.

Narracja o „denazyfikacji Ukrainy” – absurdalna w świetle faktów – wyrasta bezpośrednio z tej propagandowej logiki. Dla Putina każde państwo, które nie zgadza się z jego polityką, staje się „spadkobiercą faszyzmu”. Udział w paradzie oznacza de facto akceptację takiego rozumowania i staje się politycznym wsparciem dla rosyjskiej agresji.

Reputacyjne ryzyko: co ryzykują przywódcy?

Obecność na paradzie w Moskwie wiąże się z poważnymi konsekwencjami reputacyjnymi. Przywódcy państw, którzy pojawią się 9 maja u boku Władimira Putina, ryzykują nie tylko krytykę ze strony społeczności międzynarodowej, ale także utratę wiarygodności w oczach własnych obywateli – zwłaszcza tych, którzy cenią wolność, demokrację i prawdę historyczną.

W warunkach trwającej wojny Rosji przeciwko Ukrainie, obecność na tej defiladzie może zostać odebrana jako akceptacja brutalnej inwazji, deportacji dzieci, bombardowań cywilów i ataków na infrastrukturę krytyczną. Takie gesty mogą zaważyć na stosunkach dyplomatycznych i gospodarczych z kluczowymi partnerami Zachodu.

Gospodarcze skutki ignorowania realiów

Współpraca z Rosją w warunkach zachodnich sankcji niesie ze sobą konkretne konsekwencje gospodarcze. Państwa, które zignorują ostrzeżenia i zacieśnią relacje z Moskwą, mogą liczyć się z ograniczeniem dostępu do rynków europejskich czy amerykańskich, w tym sankcji wtórnych.

Nie mniej istotna jest strata potencjalnych inwestycji zagranicznych – firmy międzynarodowe coraz bardziej kierują się zasadami ESG (Environmental, Social, Governance), a udział w wydarzeniach wspierających reżim autorytarny to dla nich poważny sygnał ostrzegawczy.

Polityczne skutki legitymizacji reżimu

Wizerunek kraju i jego przywódcy na arenie międzynarodowej to nie tylko PR – to kapitał polityczny, który przekłada się na możliwości negocjacyjne, sojusze i bezpieczeństwo. Obecność na moskiewskiej paradzie stawia państwa w jednym szeregu z Rosją, Białorusią, Koreą Północną czy Syrią – czyli krajami, które otwarcie sprzeciwiają się wartościom demokratycznym.

Taka decyzja może wywołać również napięcia wewnętrzne – zwłaszcza w społeczeństwach, które mają bolesne doświadczenia z kolonializmem, autorytaryzmem czy wojnami. Obywatele tych krajów coraz częściej domagają się od swoich liderów jednoznacznych postaw wobec globalnych konfliktów i łamania praw człowieka.

Rosyjska propaganda: eksport historii jako oręż

Kreml nie ogranicza się do wewnętrznej propagandy. Dzięki wsparciu mediów państwowych, sieci wpływu, wydarzeń kulturalnych i inicjatyw „historycznych”, Rosja eksportuje swoje wersje historii II wojny światowej – często nawet do państw UE czy NATO. Pod pretekstem „walki z rewizjonizmem” próbuje narzucić narrację o własnej wyjątkowej roli w pokonaniu faszyzmu i przy okazji… wybielić dzisiejsze zbrodnie.

Parada 9 maja jest więc nie tylko wydarzeniem lokalnym – to spektakl, który ma legitymizować imperialne ambicje Rosji. Udział w nim to nie tylko błąd – to współudział w globalnej dezinformacji.

Autor: Franciszek Kozłowski