Saudyjczycy mają problem. „Nie dotrzymują słowa”. Projekt za miliardy na zakręcie

screen

Saudyjczycy do 2030 r. chcą na nowo uporządkować futbolowy świat, ale już teraz – rok od pierwszej wielkiej inwestycji – mają spory bałagan: Jordan Henderson zrezygnował z zarobionych pieniędzy, byle wrócić do Europy, Karim Benzema opuszcza treningi, a Aymeric Laporte narzeka na warunki i jakość życia. Saudyjskie pieniądze skuszą jeszcze niejedną gwiazdę, ale ilu piłkarzy zastanowi się dwa razy?

Jordanowi Hendersonowi z powrotem do Europy spieszyło się tak bardzo, że nie czekał nawet, aż podatkowe sztuczki zaczną działać i pozwolą zgarnąć całość zarobionej kwoty. Brytyjskie media twierdzą wręcz, że rozwiązując już po pół roku trzyletni kontrakt z Al-Ettifaq, nie zarobił na grze w Arabii Saudyjskiej ani funta. Ale to tylko pierwszy z listy niezaaklimatyzowanych i rozczarowanych ligą, która obsypuje piłkarzy złotem, nie mając do zaoferowania wiele więcej.

Narzeka też Aymeric Laporte, który latem za 27,5 mln euro przeszedł z Manchesteru City do Al Nassr – klubu Cristiano Ronaldo, Sadio Mane i Marcelo Brozovicia. – Wielu zawodników jest niezadowolonych – przyznaje w wywiadzie dla „AS-a”. – Zmiana w porównaniu z Europą jest duża. Ostatecznie chodzi o adaptację. [Saudyjczycy – red.] nam jej nie ułatwili. Dla nich to też jest coś nowego: mają piłkarzy po długich karierach w Europie. Może nie są do tego przyzwyczajeni, może muszą dostosować się do niego większej powagi? Jak na mój gust, za mało się nami opiekują. W Europie płacą ci dobrą pensję, ale też bardziej się tobą opiekują – opisywał nie do końca wprost. W końcu powiedział, że spodziewał się wyższej jakości życia, większego profesjonalizmu i mniejszych korków w Rijadzie. Narzekał też, że umawianie się z Saudyjczykami wygląda tak, że najpierw na coś się zgadzają, a później nie dotrzymują słowa. – Nie zamierzam odchodzić. Nie myślę o tym, ale jeśli w najbliższej przyszłości wciąż będę zdenerwowany, zadam sobie różne pytania – mówi.

Ale najwięcej plotkuje się o sytuacji Karima Benzemy – „Ben Hazimy”, czyli „syna porażki”, jak dogryzają mu kibice Al Ittihad po bardzo rozczarowujących pierwszych miesiącach w klubie. Francuz przeniósł się do Arabii Saudyjskiej w lipcu na zasadzie wolnego transferu z Realu Madryt i najpierw popadł w konflikt z ówczesnym trenerem Nuno Esporito Santo, co ostatecznie doprowadziło do jego zwolnienia, a kilka tygodni temu przedłużył sobie wakacje i nie pojawił się na treningach, przez co nowy trener Marcelo Gallardo nie zabrał go na obóz przygotowawczy do Dubaju. Media zaczęły wtedy żonglować klubami, do których Benzema mógłby trafić – najczęściej wspominały o Manchesterze United, Lyonie, PSG i Chelsea. Fabrizio Romano, włoski dziennikarz ze świetnymi informacjami dot. transferów, twierdzi jednak, że Benzema podczas wstępnych rozmów z europejskimi klubami nie chciał rezygnować z horrendalnie wysokiej pensji, jaką płacą mu Saudyjczycy. Mowa o około stu milionach euro rocznie, których żaden potencjalnie zainteresowany nim klub nie zdoła udźwignąć. Każdy dzień przynosi nowe informacje: raz francuska agencja prasowa AFP podaje, że Benzema „czuje presję” i „chce tymczasowo odejść”, a sam klub zaproponował mu wypożyczenie, innym razem – na łamach „L’Equipe” – ktoś z otoczenia Benzemy te informacje dementuje, po drodze Romano dorzuca, że relacje Benzemy z Al Ittihad pozostają bardzo napięte, a wreszcie sam zainteresowany stwierdził, że na razie nigdzie się nie wybiera. Akcent wydaje się padać na „na razie”.

Już teraz, jak najprędzej, z Arabii Saudyjskiej chce wyjechać Jota. To bohater jednego z najbardziej niezrozumiałych transferowych ruchów – w lipcu zeszłego roku 24-letni Portugalczyk, po bardzo udanym sezonie w Celticu Glasgow, był obserwowany przez kilka angielskich klubów. Wtem wpadł Al Ittihad, rzucił na stół 29 milionów euro i namówił go do przeprowadzki, mimo że ten ponoć od dziecka marzył o grze w Premier League. Był to czas, gdy do Arabii przenosiły się nie tylko nasycone gwiazdy ze sporym dorobkiem, ale też piłkarze dopiero wspinający się na szczyt, jak Gabri Veiga czy Ruben Neves. Jota już po kilku tygodniach, jeszcze w tym samym oknie transferowym, zaczął jednak na Arabię narzekać. 133 minuty, które rozegrał w koszulce Al Ittihad wystarczyły, by poprosił swój klub o wypożyczenie go z powrotem do Europy. Nie dość, że nie dostał na to zgody, to jeszcze klub sprowadził kolejnego obcokrajowca – Luiza Felipe z Realu Betis i wyrejestrował Jotę z ligowych rozgrywek, by zrobić miejsce nowemu zawodnikowi. W Arabii Saudyjskiej obowiązuje bowiem przepis pozwalający zarejestrować do gry maksymalnie ośmiu piłkarzy z zagranicy. Efekt jest taki, że Jota od września wystąpił jedynie w czterech meczach azjatyckiej Ligi Mistrzów i dwóch spotkaniach Klubowych Mistrzostw Świata. Teraz znów łączy się go z angielskimi klubami – głównie z West Hamem United, Tottenhamem i Wolverhampton. 

W kierunku Europy czule mają też zerkać Firminho, Malcom i kontuzjowany Neymar. Nawet jeśli okaże się, że to tylko plotki, zwrot jest widoczny gołym okiem: latem plotkowano, kto jeszcze w Arabii Saudyjskiej wyląduje, zimą wylicza się, kto jeszcze odejdzie.

Transfer Jordan Henderson będzie znakiem ostrzegawczym? Przez pół roku nie zarobił ani funta

Transfer Jordana Hendersona do Ajaksu Amsterdam może być przełomowy. O ile przejście Cristiano Ronaldo do Al Nassr było początkiem fali transferów do Arabii Saudyjskiej, o tyle ucieczka Anglika z Al Ettifaq może otworzyć ruch w drugą stronę. Rok temu Portugalczyk uwiarygodnił tamtejszą ligę, dodał jej prestiżu i zachęcił następnych piłkarzy. Odejście Hendersona jest dla reszty znakiem ostrzegawczym: kosmiczne zarobki nie zrekompensują wszystkiego, nie każdy się zaaklimatyzuje, do najwyższych standardów wciąż w Arabii daleko, a poziom gry jest zbyt niski, by spokojnie utrzymać miejsce w tak silnej reprezentacji, jak angielska. 

Henderson przechodził do Al Ettifaq z Liverpoolu namówiony przez Stevena Gerrarda, który stawia w tym klubie kolejne trenerskie kroki. Był dla Saudyjczyków jednym z ważniejszych zakupów – oto reprezentant Anglii, zdobywca Ligi Mistrzów i krajowego mistrzostwa dołącza do klubu spoza czołowej czwórki, która została przejęte i dofinansowana przez Fundusz Inwestycji Publicznych, jako żywy dowód, że rozwijać ma się cała liga i gwiazdy z Europy rozbłysną nie tylko w dwóch największych miastach – Rijadzie i Dżuddzie, ale też w skromniejszym Ad Dammam. Ale przede wszystkim skuszenie Hendersona – zaangażowanego w obronę praw mniejszości seksualnych, kategorycznie sprzeciwiającego się wszelkim wykluczeniom, apelującego do sumień innych piłkarzy i kibiców, wielokrotnie rozprawiającego o moralności i etyce – pokazało, że skusić da się niemal każdego. Henderson na odchodne słyszał, że jest hipokrytą, który deklarował, że zawsze będzie stać „ramię w ramię” ze społecznością LGBT, tymczasem łapał się pod rękę z władzami kraju, w którym homoseksualizm jest nielegalny. Później, we wrześniu i październiku, gdy wracał na mecze kadry, na Wembley słyszał gwizdy.

Dzisiaj też brytyjskie media nie zaciągają hamulca przy jego ocenie. Wytykają mu kłamstwa i manipulacje. Piszą, że wszystko – od początku do końca – było w tym transferze kuriozalne i żałosne. Zaczęło się od filmu, którym Al Ettifaq ogłaszał podpisaniem z nim kontraktu – na tęczową opaskę kapitana, z którą grał w Premier League został nałożony czarno-biały filtr, co kazało zwątpić w słowa Hendersona wypowiedziane raptem kilka dni wcześniej, że właśnie w Arabii Saudyjskiej, będąc w centrum uwagi, może zadbać o tolerancyjny postęp. Już w listopadzie pojawiły się informacje, że Jordan i jego rodzina nie mogą przyzwyczaić się do życia w obcym kraju, mimo że nie zamieszkali w Arabii, a w oddalonym o godzinę jazdy samochodem Bahrajnie – bardziej postępowym i swobodniejszym. Pomocnik przyzwyczajony był do wielotysięcznych tłumów na każdym meczu w Anglii, a nagle zaczął grać przy raptem 5,5 tys. widzów. Wciąż był powoływany do reprezentacji, bo Gareth Southgate chwilami jest aż nadto lojalny, ale sam Henderson był zaniepokojony swoją formą – zagrał w 19 meczach, nie strzelił w nich ani jednego gola, miał cztery asysty i zostawił klub na ósmym miejscu w lidze. 

Mediom powtarzał, że nie żałuje transferu, ale przed kolegami nie krył rozczarowania już na pierwszym zgrupowaniu angielskiej kadry: że poziom jest niższy niż się spodziewał – ten w meczach, ale także podczas treningów, że te treningi ze względu na upał odbywają się bardzo późno, że centra treningowe dopiero się budują, a działacze dopiero uczą profesjonalnego podejścia. Jak wynajęli hotel i boisko w Chorwacji podczas obozu przed sezonem, strach było o kontuzję, a nowych zawodników prezentowano w prowizorycznej salce konferencyjnej. Ale o odejściu miały przesądzić przede wszystkim względy rodzinne – fakt, że mieszający przez całe życie w Anglii żona i dzieci nie potrafiły przyzwyczaić się do nowego kraju o zupełnie innej kulturze. 

Henderson tłumaczył, że pożegnał się z Liverpoolem z wielu powodów: miał już nie odgrywać tak istotnej roli jak w poprzednich sezonach, potrzebował zmiany i nowych bodźców, chciał też zaangażować się w rozwojowy projekt, który będzie go ekscytował. Ale kibice powątpiewali. Sądzili, że zawróciły mu w głowie gigantyczne pieniądze – według przecieków 700 tys. funtów tygodniowo, którym Henderson zaprzeczył w jednym z wywiadów, mówiąc, że zarabia bardzo dużo, ale nie aż tyle. I to największy chichot losu, że według „The Telegraph”, ostatecznie nie zarobił ani funta.

Sprawa rozbija się o dość skomplikowany system podatkowy. Henderson po wyjeździe z kraju nie chciał być uznany za rezydenta Wielkiej Brytanii do spraw podatkowych, dlatego zdecydował, że odroczy otrzymywanie pensji na dwa lata, by uniknąć szeregu obostrzeń, m.in. dotyczącego przebywania na terenie Wielkiej Brytanii, a także konieczności odprowadzania podatku od zarabianych w Arabii Saudyjskiej pieniędzy. Po dwóch latach gry dla Al Ettifaq jego wynagrodzenie przestawało podlegać opodatkowaniu. Wtedy miał zgarnąć całą zaległą pensję. Problem w tym, że wytrzymał tam jedynie pół roku. A to, że nie chciał zacisnąć zębów i dla tych wielkich pieniędzy grać tam jeszcze półtora roku, najwięcej mówi o jego niezadowoleniu i desperacji.

„Przeprosił, ale tak, jak przepraszać nie należy”

– Czuję, że wiele osób chciałby, żebym tu usiadł, skrytykował całą saudyjską ligę i wszystko, co z nią związane. Ale z pewnością nie mam zamiaru tego robić. Mam pełen szacunek do ligi, do klubu Al Ettifaq i ludzi, których tam poznałem i dzięki którym czułem się tam mile widziany – tymi słowami Henderson zaczął swoją konferencję w Ajaksie. – Czasami takie decyzje się w życiu nie sprawdzają. Tak jest w piłce nożnej, ale nie tylko. W życiu w ogóle – mówił delikatnie. Dziennikarze dociskali, pytali wprost o powody odejścia, ale nie skłonili Hendersona do zwierzeń. Przeprosił za ten transfer „tych, którzy poczuli się zawiedzeni”, gdy był pytany o niekonsekwencję względem środowiska LGBT, które swego czasu upatrywało w nim ambasadora swojej sprawy. Przeprosił, ale tak, jak przepraszać nie należy. 

Ale nie potrzeba słów, by zrozumieć, jak czuł się w Arabii Saudyjskiej. Sama decyzja o powrocie mówi wszystko. Machnął ręką na pieniądze, na własną dumę, po tym jak zawzięcie bronił swojej przeprowadzki do Arabii Saudyjskiej, byle znów grać w Europie. To wszystko pokazuje, jak bardzo Henderson musiał żałować tego ruchu. Saudyjski projekt, z wielkim rozmachem nakreślony na najbliższe lata, nie runie przez niezadowolenie Hendersona. Centra treningowe rosną, dyrektorzy uczą się profesjonalizmu, a pieniądze skuszą jeszcze niejedną gwiazdę. To pewne. Ale ilu piłkarzy zastanowi się dwa razy? Ilu faktycznie dostrzeże w przygodzie Hendersona znak ostrzegawczy? Ilu wyciągnie lekcję z jego błędu? Kolejne transferowe okno będzie pod tym kątem arcyciekawe.

Źródło: sport.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com