Marinka, Awdijiwka, Bachmut… Małymi kroczkami, ale wszędzie Rosjanie idą naprzód

Fot. ZSU

Po prawie dwóch latach boju Rosjanie praktycznie zajęli małe miasteczko Marinka niedaleko Doniecka. Ukraiński opór w tym miejscu urósł do rangi symbolu, ale właśnie się kończy. Nie jest to jednak żadna katastrofa. Rosjanie naciskają wszędzie i mają drobne sukcesy na mapie, ale ich cena jest duża.

Nie da się jednak zaprzeczyć, że kolejne tygodnie walk mijają pod znakiem rosyjskiej inicjatywy oraz przewagi. Ukraińcy pozostają w defensywie i muszą oszczędzać amunicję. Nie dzieje się jednak nic katastroficznego. Drobne postępy Rosjan nie oznaczają załamywania się frontu. Sytuacja w szerszej perspektywie pozostaje bardzo statyczna.

Więcej o bardzo pozycyjnym charakterze walk w Ukrainie pisaliśmy tydzień temu. Od tego czasu zmieniło się tyle, że jest jeszcze bardziej mokro, błotniście i zimno. Temperatura na większości frontu ciągle oscyluje w okolicach zera, przez co na przemian pada śnieg, który szybko się roztapia, potem pada deszcz, a w nocy może przyjść przymrozek. Efektem jest zimowe bagno, miejscami zmrożone i przysypane śniegiem.

Doniecki punkt ciężkości

Pomimo takich warunków walki trwają. Największym osiągnięciem Rosjan w ciągu ostatnich dwóch tygodni była wspomniana na wstępie Marinka. To było niewielkie miasto na zachodnich przedmieściach Doniecka. Na początku rosyjskiej inwazji całe znajdowało się w rękach Ukraińców, a linia zawieszenia broni przebiegała tuż obok niego. Od pierwszych dni wojny Rosjanie (początkowo głównie pod postacią oddziałów tak zwanych separatystów) starali się je zająć, ale Ukraińcy bronili się zażarcie. Pokonanie czterech kilometrów i dotarcie do zachodniego krańca miasteczka zajęło rosyjskim oddziałom aż do teraz. Prawie dwa lata. Z Marinki zostały tylko gruzy i to wielokrotnie przemielone wybuchami. Ukraińcy formalnie trzymają jeszcze jej północno-zachodni skraj za niewielkim stawem, ale główna część byłego miasteczka jest w rękach Rosjan.

Nie jest to tragedia dla Ukraińców, bo miasteczko nie ma jakiegoś szczególnego znaczenia strategicznego. Jego zajęcie umożliwiło jednak Rosjanom swobodniejsze atakowanie na południe od niego w kierunku wsi Pobieda i wsi Nowomychajliwka. Zwłaszcza ta ostatnia jest celem intensywnych ataków od końca listopada. W ciągu ostatnich dwóch tygodni Rosjanie zdołali podejść prawie do zabudowań, pokonali na kilku kierunkach jednego kilometra do trzech kilometrów w linii prostej. Można przypuszczać, że zarówno Marinka, jak i Nowomychajliwka to elementy działań Rosjan mających na celu odepchnąć Ukraińców od aktualnie nieużywanej linii kolejowej Donieck-Mariupol. Jej uruchomienie istotnie ułatwiłoby zaopatrzenie Zaporoża, ale ukraińskie pozycje są zbyt blisko. Elementem tych działań są ponawiane przez Rosjan od ponad roku ataki w rejonie Wuhłedaru, ale tam ciągle bez istotnego powodzenia. Ogólnie sytuacja Ukraińców na tym odcinku się pogarsza, jednak tempo postępów Rosjan jest takie, że osiągnięcie celu zabezpieczenia linii kolejowej może im zająć kolejny rok.

Serię drobnych sukcesów rosyjskie wojsko odnotowało też w okolicy Awdijiwki, odległej od Marinki o mniej więcej 30 kilometrów. Na północ od miasta w rejonie linii kolejowej Rosjanie zdołali posunąć się kilkaset metrów naprzód i według różnych ocen kontrolują już skrawek wsi Stepowe albo są tuż obok niej. Boje o te kilkaset metrów toczą się od końca października. Nie ma już dużych ataków zmechanizowanych jak na początku rosyjskiej lokalnej ofensywy, ale po prostu uporczywie powtarzane małe uderzenia grup piechoty ze wsparciem kilku pojazdów opancerzonych. I tak krok po kroczku Rosjanie wymęczają Ukraińców, przesuwając się o kilkaset metrów na tydzień albo dwa i więcej. Podobne drobne postępy rosyjskie wojsko zanotowało właściwie na całym odcinku okalającym Awdijiwkę. Sumarycznie jest to kilka kilometrów kwadratowych w dwa tygodnie. Do okrążenia miasta jeszcze daleko, jednak jeśli Ukraińcy nie będą w stanie odwrócić trendu, to do wiosny Rosjanom może się to udać. Co istotne, ukraińskie wojsko skutecznie broni kluczowej koksowni na północnym skraju miasta. Rosjanie od ponad miesiąca nie są w stanie podejść do niej bliżej niż do ogrodzenia.

Ryzyko utraty drogich zdobyczy

Podobne drobne postępy rosyjskie wojsko czyni dalej na północ. Najpierw w rejonie Bachmutu, gdzie w jednym miejscu sytuacja robi się nawet bardzo nieprzyjemna dla Ukraińców. Chodzi o wzgórza na południe od miasta, dominujące nad ruinami wsi Kliszczijiwka i dalej terenem w zakolu linii kolejowej, które latem z wielkim poświęceniem odbili Ukraińcy. Teraz Rosjanie kroczek po kroczku wgryzają się w te wzgórza od północy, od Bachmutu. Jeśli Ukraińcy nie zdołają ich zatrzymać, to jeszcze przed wiosną może dojść do sytuacji, że będą musieli się wycofać ze wspomnianego zakola linii kolejowej i wsi Andrijiwka, bo za plecami będą mieli na wzgórzach Rosjan. Po morzu potu, łez i krwi wylanych na tym terenie przez 3. Brygadę Szturmową Azow przez całe lato (teraz już wycofaną z frontu dla uzupełnienia strat i odpoczynku) byłby to katastrofalny finał. Choć ponownie bez znaczenia strategicznego.

Jeszcze większe sukcesy Rosjanie mają na północ od Bachmutu, w rejonie wsi Chromowe i niegdysiejszej „drogi życia” z okresu walk o miasto rok temu. Systematycznie posuwają się tam naprzód i zajęli już właściwie całą wspomnianą wieś oraz podchodzą pod położoną kilka kilometrów dalej Bogdaniwkę. W tym miejscu są już dalej niż kiedykolwiek byli w czasie bitwy o Bachmut.

Jeśli spojrzeć wzdłuż frontu dalej na północ, to kolejny punkt ciężkości jest dopiero na samym jego końcu, w rejonie Kupiańska. Co nie znaczy, że wszędzie indziej nie toczą się walki. Po prostu tam są one bardziej intensywne i widać zmiany w kontroli terenu. W ciągu ostatnich dwóch tygodni na zakolu frontu na północ i wschód od Kupiańska Rosjanie posunęli się nieco naprzód i zajęli kilka kilometrów kwadratowych Ukrainy. Twierdzenia z końca listopada, że weszli już do wsi Synkiwka, co próbują zrobić od miesięcy, okazały się jednak przesadzone. Co najwyżej docierają do jej obrzeży, skąd muszą się następnie wycofać lub zginać.

Boje bez znaczenia w szerszej perspektywie

Ostatnie punkty przyciągające uwagę są na południu – to Zaporoże i Dniepr. W tym pierwszym toczą się ograniczone boje w rejonach dwóch głównych osi natarcia Ukraińców podczas ich nieudanej letniej ofensywy. O ile w listopadzie to ukraińskie wojsko zdołało nieco poszerzyć swoje włamanie w rosyjskich pozycjach obronnych w rejonie Robotyne, o tyle od początku grudnia trend był odwrotny. To Rosjanie zwiększyli swój stan o niecałe 10 kilometrów kwadratowych. Czyli w na dwóch kierunkach przesunęli się naprzód o jedno lub dwa pola i zagajniki. Rosjanie próbują też zmniejszyć teren zdobyty przez Ukraińców dalej na wschód w rejonie wsi Staromajorskie, ale tam od listopada nie mieli sukcesów.

Nad Dnieprem sytuacja jest natomiast o tyle wyjątkowa, że to jedyne miejsce, gdzie Ukraińcy wykazują jakąś inicjatywę. Nie oznacza to jednak zdobywania nowego terenu, a raczej wywieranie presji na Rosjan. W praktyce oznacza to walki o wieś Krynki na rosyjskim, wschodnim brzegu rzeki. Ukraińcy nie odpuszczają i utrzymują tam do kilkuset żołnierzy piechoty morskiej, których głównym zadaniem jest trwać pod ostrzałem i ściągać na siebie uwagę. Dzięki temu ukraińska artyleria i drony działające z zachodniego brzegu rzeki mają dogodne warunki do zadawania strat Rosjanom skupionym na próbach odbicia wsi.

Jest ewidentne, że cała ta operacja to dywersja ze strony Ukraińców. Nie żadna ofensywa przez rzekę. Efektem są zauważalne straty Rosjan i zmuszenie ich do ściągnięcia w ten rejon dodatkowych sił. Sytuacja nie jest jednak różowa dla Ukraińców. Trwanie na niewielkich przyczółkach nieustannie bombardowanych przez rosyjskie lotnictwo i artylerię oznacza nieuniknione straty.

Sądząc po licznych drobnych sukcesach Rosjan, można odnieść pesymistyczne wrażenie na temat sytuacji w Ukrainie. Sprawa nie jest jednak tak oczywista. Wszystkie te drobne rosyjskie postępy są rozrzucone na całej długości frontu. Nie ma jakiegoś jednego wyraźnego silnego uderzenia Rosjan, które stwarzałoby zagrożenie przerwania frontu i dokonania jakichś istotnych postępów czy zdobycia strategicznie ważnego punktu. W żadnym miejscu nie widać ryzyka jakiejś poważnej ukraińskiej porażki, zniszczenia oddziałów i pośpiesznego wycofywania się. Ukraińcy po letniej ofensywie oddali pole do popisu Rosjanom, ponieważ po prostu wyczerpali swoje siły i aktualnie skupiają się na ich odbudowie oraz rozbudowie. Przede wszystkim brakuje im amunicji, którą dysponowali swobodniej latem. Teraz muszą ją racjonować, co znacznie ogranicza możliwości działania. Z drugiej strony sytuacja Rosjan nie jest różowa. Wszystkie te drobne postępy są okupione stratami w ludziach i sprzęcie. Rosjanie na wielu odcinkach mają mieć znaczną przewagę liczebną, a stratami nie przejmują się tak jak Ukraińcy. Jednak po kilku miesiącach takiego walenia głową w mur i nadkruszania go rosyjskie wojsko też będzie musiało zwolnić, by odbudować siły.

Źródło: gazeta.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com