Premier Słowacji grozi Ukrainie po decyzji w sprawie gazu. „To metoda, którą stosują Rosjanie”
Wraz z początkiem 2025 roku zablokowany został tranzyt rosyjskiego gazu przez terytoria Ukrainy. – Dla Gazpromu Europa od lat była głównym rynkiem eksportowym. Teraz stracili go w 90 procentach – ocenił w rozmowie z Gazeta.pl Maciej Jakubik, koordynator projektu ds. regulacji UE w Forum Energii.
Od środy (1 stycznia) rosyjski gaz ziemny nie płynie już do Europy przez Ukrainę. Wraz z końcem roku wygasła bowiem umowa między ukraińskim Naftohazem a Gazpromem, która po raz ostatni została przedłużona w grudniu 2019 roku. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami władze w Kijowie zrezygnowały z przedłużenia kontraktu na kolejne pięć lat. Jak tłumaczyły, nie chciały umożliwiać w ten sposób agresorowi gromadzenia funduszy na dalsze prowadzenie wojny.
Czy Europa ucierpi na utracie rosyjskiego gazu? „Polski to nie dotyczy”
Decyzja o zamknięciu tranzytu przez Ukrainę spotkała się z poparciem instytucji Unii Europejskiej. Wskazywały one, że tą drogą do Europy docierało jedynie około czterech procent ogólnego zapotrzebowania na surowiec. – Tranzyt gazu przez Ukrainę obejmował zaledwie kilka krajów europejskich. Dotyczył głównie państw Europy Środkowej. Jeśli weźmiemy pod uwagę obraz całej Europy, możemy powiedzieć, że nie jest to szczególnie istotne – to raptem kilkuprocentowy wycinek ogólnych dostaw gazu. Z tego punktu widzenia nie będzie to zagrożeniem dla bezpieczeństwa dostaw do Europy – zauważył Maciej Jakubik, koordynator projektu ds. regulacji UE w Forum Energii.
Ekspert wskazał w rozmowie z Gazeta.pl, że decyzja o zamknięciu tranzytu przez Ukrainę ma jednak znaczenie dla tych kilku państw, które korzystały z tego źródła dostaw.
Najbardziej uzależniona od tej drogi tranzytowej była Słowacja, w pewnym stopniu również: Czechy, Austria i Węgry. Polski to właściwie w ogóle nie dotyczy, ponieważ od 2022 roku nie pobieramy gazu z kierunku rosyjskiego. Mamy dostawy z innych źródeł – między innymi z Norwegii przez Baltic Pipe oraz poprzez terminal LNG
– podkreślił.Słowacja grozi Ukrainie odcięciem dostaw energii. „To metoda, którą stosują Rosjanie”
To właśnie władze Słowacji dały poznać się jako główni oponenci wstrzymania tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę. Premier Robert Fico przekonywał, że decyzja będzie miała „drastyczny” wpływ na państwa członkowskie UE oraz twierdził, że doprowadzi ona do wzrostu cen energii elektrycznej we wspólnocie. Pod koniec roku oznajmił ponadto, że w odpowiedzi na zatrzymanie tranzytu rosyjskiego gazu jego kraj może zrezygnować z dostaw energii elektrycznej dla Kijowa. Taki ruch negatywnie wpłynąłby na możliwości Ukrainy w zakresie awaryjnego zasilania – kluczowego w okresie zimowym oraz w kontekście rosyjskich ataków na infrastrukturę energetyczną.
– Pohukiwanie ze strony premiera Słowacji było właściwie formą nieładnego szantażu. Doszło do tego, że groził odcięciem eksportu energii elektrycznej do Ukrainy. To pokazuje, że Słowacji bardzo na tym zależy. Transport gazu przynosił jej znaczne przychody, więc możemy spodziewać się, że będzie próbowała nakłaniać Ukrainę do ponownego uruchomienia tranzytu – ocenił Maciej Jakubik.
Pozostaje pytanie, na ile szantaż jest odpowiednią taktyką negocjacyjną. Jest to raczej metoda, którą stosują Rosjanie. Nie jest to sposób, w jaki postępujemy w ramach wspólnoty europejskiej
– podsumował nasz rozmówca.Słowacja może czerpać gaz z innych źródeł. „Nie chce z nich korzystać”
Ekspert Forum Energii zwrócił ponadto uwagę, że Słowacja nie jest pozbawiona dostępu do alternatywnych źródeł surowca. – Należy pamiętać, że mamy w Unii Europejskiej wspólny rynek gazu. Mamy zdolności przesyłowe, które pozwalają zdywersyfikować trasy i źródła dostaw. Słowacja jest dobrze połączona zarówno z Czechami, jak i z Austrią. Te z kolei mogą korzystać z dalszych systemów przesyłowych, chociażby z terminali LNG na chorwackiej wyspie Krk i we Włoszech – wyliczał.
W odpowiedzi na stanowisko Słowacji prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ocenił, że premier Fico „walczy o pieniądze”. Sugerował wręcz, że szef słowackiego rządu mógł otrzymać „rozkaz otwarcia drugiego frontu energetycznego” od prezydenta Rosji Władimira Putina. Słowacja ma możliwość dywersyfikacji swoich dostaw, natomiast nie chce z nich korzystać. Powodem są zapewne korzyści, jakie środowiska biznesowe oraz polityczne czerpały z przesyłu i handlu rosyjskim gazem
– ocenił Maciej Jakubik.
Gazprom odcięty od głównego rynku eksportowego. „Stracili go w 90 procentach”
Zamknięcie tranzytu przez Ukrainę niewątpliwie najbardziej odczuje strona rosyjska. – Te straty na pewno będą dla Gazpromu bardzo dotkliwe. To był właściwie ich ostatni duży tranzytowy korytarz. W ostatnim czasie przesyłali przez niego kilkanaście miliardów metrów sześciennych gazu rocznie, a w przeszłości było to nawet kilkadziesiąt miliardów. Ten spadek już wcześniej był zauważalny, a teraz będzie jeszcze bardziej dotkliwy – wyjaśnił Maciej Jakubik.
Agencja Reutera przypomina, że jeszcze w 2020 roku, gdy rozpoczynała się ostatnia pięcioletnia umowa z Gazpromem, do Europy przez Ukrainę płynęło około 65 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. W ubiegłym roku Rosja eksportowała tą drogą już raptem 14 miliardów metrów sześciennych tego surowca. Według szacunków agencji opartych na aktualnych cenach gazu zamknięcie tranzytu przez Ukrainę może przynieść Moskwie dodatkowe straty o równowartości pięciu miliardów dolarów rocznie.
Dla Gazpromu Europa od lat była głównym rynkiem eksportowym. Teraz stracili go w 90 procentach
– podkreślił nasz rozmówca.
Rosja wciąż ma do dyspozycji jeden szlak. „Ma znacznie mniejszą przepustowość”
Rosja nadal może przesyłać gaz za pośrednictwem gazociągów omijających Ukrainę. Jej możliwości w tym zakresie są jednak wyraźnie ograniczone. – Teraz jedyną alternatywą dla Gazpromu są gazociągi TurkStream i Blue Stream. Oba biegną przez Morze Czarne i łączą się z systemem przesyłowym w Turcji. Stamtąd biegną do Bułgarii i dalej do Europy Środkowej, w tym między innymi na Węgry. Jest to właściwie jedyny szlak, przez który Rosja może obecnie przesyłać gaz do Europy – wskazał Maciej Jakubik.
Co więcej, transport tym szlakiem wiąże się z ograniczeniem ilości surowca docierającego do Europy oraz wyższymi kosztami.
TurkStream ma znacznie mniejszą przepustowość niż ukraiński system transportowy oraz biegnie znacznie dłuższą drogą, wiodącą przez morze i przez kilka krajów. W związku z tym trzeba będzie płacić dodatkowe opłaty tranzytowe. Ponadto szlak przez Turcję zapewnia dostawy surowca również do konsumentów tureckich, a więc nie cała przepustowość może być wykorzystana do przesyłu gazu do Europy
– zaznaczył ekspert Forum Energii.
Źródło: gazeta.pl