Putin na skraju przepaści – media

Prezydent Rosji Władimir Putin stara się uniknąć odpowiedzialności za konfrontację z Ukrainą.

Zgodnie z zasadami obowiązującymi w sytuacjach konfliktowych, po fazie eskalacji musi nastąpić denouement. Może to być zmniejszenie intensywności konfrontacji lub, przeciwnie, wejście w nowy etap wrogości w innych formach. Jeśli chodzi o agresywną politykę Rosji w przestrzeni postsowieckiej, to konfrontacja wokół Ukrainy zbliża się do czegoś podobnego. Inwestycje medialne rosyjskich służb specjalnych w propagowanie idei „inwazji” osiągnęły taką skalę, że oficjalna Moskwa musi wziąć odpowiedzialność za obecny kryzys, pisze białoruska gazeta opozycyjna „Charter 97”.

Ale „partia wojny” ma problem. Jego imię brzmi prezydent Putin. Jak widać na nagraniach z rozmów z prezydentem Iranu Ebrahimem Raisim, czy z rozmowy z premierem Węgier Viktorem Orbánem po przeciwnych stronach wielkiego dywanu i stołu, Putin bardzo martwi się o swoje zdrowie. Jest uważany za człowieka życia, chce zostać na ziemi dłużej. W jego zaawansowanym wieku nie potrzebuje już żadnych bitew, nawet jeśli kończą się one „zwycięstwami”. Putin ma już dość bólu głowy z powodu zaanektowanego Krymu, bo stwierdził bez ogródek: „Wyobraźmy sobie, że Ukraina jest członkiem NATO … i rozpoczyna operację na Krymie, nie mówiąc już o Donbasie. Czy musimy iść na wojnę z blokiem NATO? Czy ktoś się nad tym zastanawiał? Najwyraźniej nie…”.

Putin zdał sobie sprawę, że polityka hybrydowych aneksji i inwazji zbliża się do granicy wojny konwencjonalnej. Naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy nie tylko nie zraziło jej do NATO, ale wręcz przeciwnie – sprawiło, że kurs na członkostwo w Sojuszu stał się ważnym celem polityki zagranicznej. Ciągła presja militarna ze strony kolesi Szojgu prowadzi do lepszego wyposażenia ukraińskich sił zbrojnych, unifikacji społeczeństwa ukraińskiego od małego do dużego, a nawet do powstania nowych sojuszy wojskowych, jak oś Londyn-Warszawa-Kijów. Koszty utrzymania rosyjskich podmiotów proxy takich jak „DPR” i „LPR” rosną z dnia na dzień.

Ale sytuację trzeba jakoś rozwiązać, jednocześnie po raz kolejny zwalniając się z wszelkiej odpowiedzialności. Wynika to z rewelacji ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa, który „puścił oko” do Aleksieja Wieniediktowa o niewiarygodności pewnych elementów na terytorium „republik”. Tajemnica tkwi w tym, że na Ukrainie i w Rosji są „jastrzębi” politycy, którym konflikt w Donbasie jest po prostu potrzebny na dobre, aby „mocarstwa” nie dogadywały się „na ich plecach”, a oni dalej łowili ryby w niespokojnych wodach. To właśnie ta anonimowa, ciemna „trzecia siła”, według słów Ławrowa, może sprowokować starcia zbrojne i wywrócić szachownicę, na której grają Waszyngton, Kijów, Moskwa, Londyn i inni gracze. W ten sposób oczywiście winą za wszystko zostanie obarczony witalistyczny Putin, który jak ognia nie chce brać za nic odpowiedzialności, jak prawdziwy oficer KGB.

W tym samym czasie Kadyrow, dotychczasowy poplecznik Putina, obiecuje zniszczyć rodzinę Jangulbajewów, a deputowany rosyjskiej Dumy Państwowej Delimchanow obiecuje „ściąć im głowy”: „Wiedzcie, że we dnie i w nocy będziemy was prześladować, aż zetniemy wam głowy i zabijemy was. Łączy nas z wami prawdziwa wrogość i krwawa waśń! Dotyczy to również tych, którzy tłumaczą ten film na język rosyjski. Jeśli myślicie, że możecie podnieść głowy, to na Allaha, odetniemy wam głowy!”.

Na to Dmitrij Peskow, sekretarz prasowy prezydenta Rosji, przewraca oczami i nie męczy się powtarzaniem, że to wszystko nie dotyczy jego i Władimira Putina osobiście. Bo przerażająca jest świadomość, że w pewnych okolicznościach te same płomienne mowy mogą być kierowane w ich stronę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com