Rozpad Unii Europejskiej możliwy? Jest niebezpieczeństwo

Szefowa KE Ursula von der Leyen i premier Mateusz Morawiecki podczas unijnego szczytu w Brukseli Źródło: East News, fot: Thierry Monasse

2021 rok nie był wolny od sporów politycznych na arenie europejskiej. Sprzeczne interesy w wielu kwestiach zaostrzyły antyunijne nastroje. Czy w kolejnych latach może nastąpić rozłam Unii Europejskiej?

Latem prezydent Francji Emmanuel Macron stwierdził, że trwające w UE problemy polityczne z niektórymi krajami Europy Wschodniej „nie są jedynie problemem z Viktorem Orbanem (…), ale to problem, który sięga głębiej”. Mówił o fundamentalnym „podziale Wschód-Zachód” w Europie.

Podczas niedawnej inauguracyjnej wizyty kanclerza Olafa Scholza w Warszawie diagnoza ta zdawała się po raz kolejny sprawdzać. Przywitały go plakaty, na których Angela Merkel i inni niemieccy politycy stoją w jednym rzędzie z Adolfem Hitlerem i nazistowskim ministrem propagandy Josephem Goebbelsem. Jednocześnie oskarża się Republikę Federalną o „bezprawie”, ponieważ rzekomo nie chce ona wypłacić Polsce reparacji wojennych.

Twardy front antyliberałów

Kiedy słoweński populista Janez Jansa objął latem rotacyjną prezydencję w Radzie UE, niektórzy obserwatorzy nie skrywali pesymizmu. Jansa nazywa Viktora Orbana swoim przyjacielem, obrzuca dziennikarzy na Twitterze obelgami i uwielbia prowokacje. Już na samym początku wybuchł skandal, ponieważ Jansa w fotomontażu niewygodnych mu słoweńskich sędziów opatrzył tarczami strzelniczymi.

Ale potem jego unijna prezydencja była w dużej mierze niepozorna, aparat polityczny UE mógł w znacznym stopniu ominąć Słoweńca. W sporze z Węgrami o ustawę dyskryminującą homoseksualizm Jansa stanął jednak po stronie Orbana, podobnie jak w batalii z Brukselą o demontaż państwa prawa w Polsce.

– Myślę, że cała postawa tego sojuszu jest bardzo antyeuropejska. Widać oznaki tworzenia czegoś w rodzaju nowej żelaznej kurtyny – mówi Marko Milosavljevic, profesor medioznawstwa na Uniwersytecie w Lublanie. Ale mniejszościowy rząd Jansy nie siedzi zbyt mocno w siodle. Na wiosnę odbędą się wybory, w których opozycja upatruje swoich szans.

Ostatnie wybory w Pradze pokazały również, że populiści mogą zostać odsunięci od władzy. Premier Andrej Babis został zastąpiony przez proeuropejską koalicję dotychczasowych partii opozycyjnych. Również w Bułgarii, przy trzeciej próbie, udało się stworzyć bardziej proeuropejską koalicję. W Rumunii socjaldemokraci w koalicji rządowej nie zdołali osiągnąć żadnych korzyści ze swoich antyunijnych zagrywek.

Stefan Lehne z think-tanku Carnegie Europe uważa, że kryzys UE jest w dużej mierze skoncentrowany w Polsce i na Węgrzech i „nie jest typowy dla regionu jako całości”. Poza tą bardzo konkretną eskalacją – jego zdaniem – nie można mówić o pogorszeniu się relacji między Wschodem a Zachodem. Uważa on również, że fundusz odbudowy może mieć pozytywny wpływ na odprężenie między Wschodem a Zachodem.

Węgry na czele antyliberałów

Kiedy w połowie grudnia prezydent USA organizował swój Szczyt dla Demokracji, jedynym państwem UE, które nie otrzymało zaproszenia, były Węgry. Joe Biden zaliczył je nawet do światowych „państw zbójeckich”. A na nowo uformowana opozycja w tym kraju wykorzystuje to wykluczenie do ataku na reżim Viktora Orbana. Lider węgierskiej opozycji, Peter Marki-Zay, oświadczył, że „społeczność międzynarodowa traktuje Orbana jak wirusa”. Dodał, że Orban długo i ciężko na to pracował, dążąc do bliskich stosunków zwłaszcza z Chinami, Rosją i Azerbejdżanem.

Orban wyznaje formę rządów, którą nazywa „nieliberalną demokracją”. Wiąże się z tym nieustanna wojna kulturowa przeciwko dominującym wartościom UE. – Zastąpiliśmy rozbitą demokrację liberalną demokracją chrześcijańską XXI wieku, której celem jest tradycja i bezpieczeństwo – oświadczył premier Węgier.

Zdaniem wielu obserwatorów strategicznym błędem przede wszystkim niemieckich chadeków było pozwolenie Orbanowi na budowanie przez lata swojego autokratycznego państwa pod egidą EPL, najsilniejszej frakcji w Parlamencie Europejskim.

Korzystając z parasola EPL, Orban przekształcił Węgry w „państwo zawłaszczone”, zniszczył wolność mediów, niezawisłość sądownictwa, zabezpieczenia instytucjonalne i wolność społeczeństwa obywatelskiego. Nieustanny strumień propagandy państwowej ma za zadanie indoktrynować ludność i usprawiedliwiać działania władzy na zewnątrz. Węgry stały się magnesem dla prawicowych populistów z całego świata – od Marine Le Pen z Francji, po byłego wiceprezydenta USA Mike’a Pence’a.

Czy zbliża się polexit?

Mimo deficytów demokracji, nad którymi tak ubolewa się w UE, Polska została dopuszczona do udziału w ostatnim Szczycie Dla Demokracji prezydenta Bidena. Może dlatego, że autokratyczna restrukturyzacja państwa nie posunęła się tu jeszcze tak daleko? W każdym razie, od czasu dojścia do władzy w 2015 r., PiS wyraźnie korzysta ze wzorów z Budapesztu: demontaż wolności mediów, podkopywanie niezawisłości sądownictwa, wojna kulturowa przeciwko homoseksualistom i zakaz aborcji – wszystko to przy akompaniamencie ostrego nacjonalizmu.

Jednak do największego spięcia doszło w październiku, gdy Trybunał Konstytucyjny orzekł, że polskie prawo ma pierwszeństwo przed prawem unijnym. Warszawa zatrzasnęła w ten sposób drzwi przed Brukselą pod względem prawnym i politycznym. Pojawiło się też pytanie, czy Warszawa planuje polexit, czyli wyjście z UE. Jarosław Kaczyński natychmiast temu zaprzeczył, a masowe demonstracje proeuropejskie pokazały, że opinia publiczna w Polsce nie jest jeszcze tak zglajszaltowana, jak chciałby tego PiS.

Ostatnie lata przyniosły serię orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości UE przeciwko Warszawie, w szczególności przeciwko zmianom w sądownictwie, które podważają niezawisłość wymiaru sprawiedliwości. Dotyczy to zarówno Trybunału Konstytucyjnego, jak również kontrowersyjnej Izby Dyscyplinarnej SN. W międzyczasie trybunał w Luksemburgu nakazał Polsce płacić karę w wysokości miliona euro dziennie za to, że rząd jej nie zlikwidował.

Niebezpieczeństwo eskalacji

– Iluzją jest wierzyć, że demokracja i rządy prawa mogą być zadekretowane z Brukseli – mówi Stefan Lehne, dodając, że można to osiągnąć jedynie poprzez demokratyczne wybory. I tu widzi promyk nadziei, bo w obu krajach duże miasta są teraz w rękach opozycji. Także lider opozycji Marki-Zay na Węgrzech „jest teraz wiarygodnym kontrkandydatem dla Orbana i sondaże nie wyglądają źle”.

Jego zdaniem Europa powinna skutecznie wykorzystywać swoje instrumenty, nie tylko prawnie, jak dotychczas, ale teraz również finansowe. „Wielkim środkiem nacisku jest dostęp do funduszy na odbudowę”. Jak twierdzi Lehne, prawdopodobnie do połowy przyszłego roku do Warszawy nie popłyną żadne pieniądze, jeśli Zbigniew Ziobro będzie blokował niezbędne kompromisy. A na Węgrzech przed wyborami Viktor Orban nie chce iść na żadne ustępstwa.

Mimo więc pewnego optymizmu co do skutków presji finansowej, politolog widzi „spore niebezpieczeństwo”, że sytuacja w walce o praworządność może się zaostrzyć. Gdyby na przykład Polska zaczęła blokować wspólną legislację, zaczynając od zmian klimatycznych, „wtedy UE ma bardzo duży problem”. Obecnie jednak nadal znajdujemy się w „interesującej fazie pomiędzy eskalacją a pewnymi kompromisami, które mogłyby ponownie rozładować napięcia”.

Autor: Barbara Wesel/Deutsche Welle

Źródło

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com