Wynik sobie wydrukowali, ale się ograniczali. Kreml testuje machinę przed kluczowym momentem

Fot. Dmitri Lovetsky / AP Photo

Partia rządząca Rosją, Jedna Rosja, wygrała. Kreml nadal kontroluje większość konstytucyjną w Dumie – wielkich zaskoczeń tu być nie mogło, bo wybory w Rosji mają z demokracją niewiele wspólnego. Pomimo tego sytuacja rosyjskich władz jest trudna. Problemem stają się nawet dotychczas potulni komuniści, którzy paradoksalnie stali się dla wielu Rosjan partią protestu.

W ostatnich rosyjskich wyborach parlamentarnych kremlowska partia Jedna Rosja miała dostać 49,82 procent głosów. Drudzy byli komuniści, którzy mieli dostać 19,83 procent. Przynajmniej takie są oficjalne wyniki ogłoszone we wtorek, bo jak naprawdę zagłosowali Rosjanie w miniony weekend, się nie dowiemy. Podczas wyborów doszło do masowych fałszerstw, manipulacji, a przed nimi zrobiono wiele, aby wyrugować opozycję ze sceny politycznej.

– Nie ważne kto głosuje, ważne kto liczy głosy – to powiedzenie przypisywane Stalinowi ma się w Rosji bardzo dobrze.

Mogli sfałszować bardziej, ale się hamowali

Nie byłoby żadnego problemu z tym, aby wynik Jednej Rosji był jeszcze lepszy, jednak Kreml miał się sam hamować. – Wyciągnęli wnioski z obserwacji tego, co się stało na Białorusi rok temu. Mogli sobie wyczarować zdecydowanie lepsze wyniki, ale tego nie zrobili, bo przykład białoruski pokazuje, do czego prowadzi przesada – uważa dr hab. Agnieszka Legucka, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.  – Takie wyniki, jakie teraz osiągnęła Jedna Rosja, łatwiej Rosjanom przełknąć. Została zachowana pozorna aura pluralizmu i demokracji – dodaje.

Realnie kremlowska Jedna Rosja ma się cieszyć poparciem na poziomie 27-30 procent. – Według niezależnych szacunków, rzeczywista frekwencja w tych wyborach nie przekraczała 40 procent, a Jedna Rosja otrzymała niewiele ponad 30 procent głosów – mówi Gazeta.pl dr Maria Dymańska z Ośrodka Studiów Wschodnich. – Wielu Rosjan ma świadomość, jak bardzo władze sfałszowały te wybory i jak duże jest niezadowolenie z polityki Kremla – dodaje.

Poparcie dla partii władzy systematycznie spada, wraz z postępującym już od sześciu lat spadkiem zamożności przeciętnych obywateli Rosjan i blaknięciem gwiazdy Władimira Putina. W takiej rzeczywistości coraz więcej Rosjan wzdycha za ZSRR i gospodarką planowaną, bo nawet ona wydaje się lepsza od tego, co jest dzisiaj. Odpowiedzią Kremla na to nie są reformy, ale dokręcanie śruby. Ważnym elementem tego procesu jest tworzenie skutecznych mechanizmów kontrolowania fasadowej demokracji. Czyli stworzenie takiego systemu, w którym rządząca elita nie może stracić władzy w wyniku jakiegoś tam głosowania.

– Teraz był test skuteczności działania tego systemu. Wszystko poszło sprawnie, więc w ostatecznym rozrachunku Kreml może być zadowolony. Taka sytuacja pozwala władzy trwać, a co najważniejsze czuć się pewniej przed nadchodzącym najważniejszym sprawdzianem, czyli przyszłymi wyborami prezydenckimi – uważa Legucka.

Komuniści partią buntu

Utrzymanie takiej coraz bardziej totalitarnej kontroli staje się jednak z czasem trudniejsze. – Kreml tak naprawdę już rozmontował pseudodemokratyczną fasadę i zrezygnował z pozorów legalizmu – uważa dr Dymańska. Już przed tymi wyborami faktycznie usunięto ze sceny prawdziwą opozycję. Aleksiej Nawalny najpierw niemal zginął w wyniku otrucia przez służby bezpieczeństwa, a teraz siedzi w więzieniu. Jego organizacja została uznana za ekstremistyczną i zdelegalizowana. Uchwalono nawet prawo działające wstecz, co ogólnie rzecz biorąc, jest sprzeczne z podstawową ideą państwa prawa, aby móc uznać wszelkie osoby zaangażowane w działalność opozycyjną za „ekstremistów” i pozbawić ich prawa do głosowania. Coraz mocniej cenzurowany jest internet, a Apple i Google pod presją Kremla tuż przed głosowaniem usunęły ze swoich sklepów z aplikacjami tą od organizacji Nawalnego, która miała pomagać „głosować inteligentnie”, czyli w praktyce na najsilniejszych możliwych oponentów Kremla.

Jednym z największych beneficjentów tego „inteligentnego głosowania” była Partia Komunistyczna Federacji Rosyjskiej. – Komuniści zostali dla wielu Rosjan partią, na którą oddaje się głos w ramach wyrażenia niechęci do Kremla. Do tego dochodzi pewien sentyment za czasami sowieckimi – stwierdza Legucka. Komuniści stają się więc paradoksalnie partią protestu, co w Polsce może być trudno sobie wyobrazić. PKFR przechodzi jednak przeobrażenia. – Jej kierownictwo dotychczas było w pełni lojalne wobec Kremla, ale na niższych szczeblach struktur partyjnych, na szczeblu lokalnym czy wśród młodych działaczy, panują często nastroje o wiele mniej proreżimowe – stwierdza dr Dymańska. Młodzi działacze nie tyle chcą powrotu komunizmu w stylu sowieckim, ale raczej zbudowania w Rosji państwa w duchu socjaldemokratycznym.

Dotychczas komuniści byli potulną koncesjonowaną opozycją, która niby zachowywała niezależność, a nawet pozwalała sobie czasem na krytykę władzy, ale kiedy przychodziło co do czego, to głosowała tak, jak chciał tego Kreml. – I nie ulega wątpliwości, że jeśli chodzi o Dumę, to PKFR pozostanie przybudówką partii rządzącej. W parlamencie wszystko jest wyreżyserowane i zaplanowane. Inaczej może być w regionach. Tam komuniści wyraźnie poczuli siłę i stali się partią, która umożliwia zrobienie jakiejś kariery politycznej. Będą więc próbować swoich sił w sporach z Jedną Rosją na szczeblu lokalnym, zwłaszcza w działalności na rzecz lokalnych społeczności – uważa Legucka.

Czując rosnącą siłę komunistów i ich apetyt na niezależność, Kreml zaordynował atakowanie ich już podczas kampanii wyborczej. Liderzy PKFR byli ostro krytykowani w państwowych mediach. Najpewniej przycięto im też wynik wyborczy, bo sondaże przed głosowaniem dawały im około 25 procent poparcia, a skończyli ze wspomnianymi 19,83 procenta. – Z pewnością władze będą chciały wybić im z głowy marzenia o tym, że o wyniku wyborczym może decydować wola głosujących, a nie dyrektywy Administracji Prezydenta. Można się zatem spodziewać szykan i represji wobec niektórych przedstawicieli tej partii. Kreml jak ognia boi się współpracy między opozycją koncesjonowaną w rodzaju PKFR i opozycją antysystemową, którą władze de facto zdelegalizowały – stwierdza dr Dymańska.

Będzie ostrzej, ale czy skuteczniej?

Nie ma więc się co spodziewać jakiejś istotnego oporu wobec rządów Putina ze strony partii politycznych. Nawet wśród Rosjan apetyt na protesty w ciągu ostatniego roku znacznie spadł, wobec zdecydowanych represji i zduszenia realnej opozycji. – Władza jest jednak coraz bardziej oderwana od społeczeństwa, coraz mniej rozumie oczekiwania i potrzeby Rosjan. Frustracja społeczna będzie narastać i może się uwidaczniać, nawet w dość radykalnych formach w okresie wyborów prezydenckich, które na razie planowane są na rok 2024. Będą one miały kluczowe z punktu widzenia systemu, który powoli musi przygotowywać się na sukcesję władzy po Putinie – stwierdza dr Dymańska.

Nie widać żadnej możliwości, aby sytuacja w Rosji zaczęła się poprawiać, a obywatele autentycznie zaczęli być bardziej przychylni władzy. Kreml specjalizuje się w trwaniu, a nie reformowaniu i rozwijaniu. – W nadchodzących latach poparcie dla władz będzie malało, podobnie jak wpływ propagandy państwowej na postawy Rosjan. Ten trend już jest widoczny. W tej sytuacji represje pozostaną głównym instrumentem zarządzania państwem – uważa dr Dymańska Jej zdaniem można się spodziewać zwłaszcza walki o ścisłą cenzurę internetu, dalszej walki z organizacjami pozarządowymi i ogniskami nieprawomyślności na uczelniach. Do tego zdecydowanych siłowych pacyfikacji jakichkolwiek demonstracji, w skali większej niż w przeszłości. – Rodzi się jednak pytanie, czy fala przemocy państwowej istotnie zapewni kontrolę i spokój, czy jedynie rozsierdzi Rosjan – stwierdza analityczka OSW.

Źródło: https://wiadomosci.gazeta.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com