Bez zmian na granicy Polski z Ukrainą?

Przejście graniczne w Dorohusku. Lodowaty listopadowy wiatr najlepiej charakteryzuje stopień ochłodzenia stosunków między ukraińskimi i polskimi przewoźnikami.

W 16-kilometrowej kolejce do granicy stoi ponad 600 ukraińskich ciężarówek. Ich kierowcy są bardzo zmęczeni i spięci. Od wielu dni czekają na możliwość kontynuowania podróży.

W tym samym czasie polscy policjanci powoli, jeden po drugim, kierują ukraińskie ciężarówki do „kontroli” niewielkiej grupy protestujących polskich przewoźników, którzy spowodowali całe napięcie. Protestujący sprawdzają charakter ładunku i pozwalają na przejazd w kierunku Ukrainy nie więcej niż jednemu pojazdowi na godzinę. 

Podobnie jest na trzech kolejnych punktach kontrolnych: Korczowa, Grebenne i Medyka.

Krytyczne szlaki logistyczne dla zaopatrzenia Ukrainy nie tylko w paliwo i żywność, ale także w dostawy humanitarne i wojskowe zostały sparaliżowane w przededniu mroźnej i trudnej zimy.

Pomimo faktu, że liczba protestujących jest znikoma (na przykład na przejściu granicznym Jahodyn-Dorogusk stale przebywa tylko 5-6 osób), polskie władze demonstrują rażącą bezradność w rozwiązywaniu kryzysu. Blokada ukraińsko-polskiej granicy trwa już czwarty tydzień, a jej finał wciąż jest otwarty.

Trudno uwierzyć, że tak korzystna i aktualna dla Rosji sytuacja powstała przypadkiem.

Czego domagają się protestujący?

Domagają się wznowienia zezwoleń na transport międzynarodowy cofniętych firmom transportowym z Ukrainy. Powodem tego żądania są rzekome „naruszenia” popełniane przez ukraińskich kierowców ciężarówek, którzy, korzystając z możliwości swobodnego wjazdu na terytorium UE, rzekomo odbierają ładunki z Polski i przewożą je po całej Europie, odbierając w ten sposób pracę polskim firmom transportowym. Nie podano żadnych realnych przykładów „naruszeń”, nawet pojedynczych przypadków. Polscy przewoźnicy nie godzą się na kompromis.

Kto może im pomóc?

Nie jest łatwo spełnić żądania protestujących, ponieważ kwestia przyznawania lub cofania licencji leży poza kompetencjami polskiego rządu. Mogą to zrobić jedynie władze UE.

Interesujące jest to, że czas protestów, przypadkowo lub nie, zbiegł się z kryzysem rządowym w Polsce i w rzeczywistości okresem bezsilności w kraju. Żaden z lokalnych polityków nie posiada obecnie wystarczającej kombinacji osobistego autorytetu i władzy, aby wziąć odpowiedzialność za ostre wypowiedzi i twarde działania. Jak widać, są siły, które postanowiły wykorzystać te okoliczności.

Kto na tym zyskuje?

Jest tylko jedna strona, która w tej sytuacji bez wątpienia otrzymuje premie. Jest nią oczywiście Rosja. Możemy się spierać o to, że akcja przewoźników jest spontaniczna i spowodowana względami ekonomicznymi, ale widzimy, że jest ona dobrze zaplanowana, skoordynowana i nie jest pierwszą z serii prorosyjskich działań. Większość uczestników obecnych protestów, w szczególności Kam-Trans, Jata-Trans, BOR-TOM, GLT POLSKA, KMS LOGISTYKA i PEO-TRANS, organizowała wcześniej wydarzenia domagające się zniesienia antyrosyjskich sankcji.

Według agencji informacyjnych, obecna akcja jest organizowana przez polski „Komitet Ochrony Przewoźników i Pracodawców w Sektorze Transportu”, który powstał we wrześniu. Jednak jej prawdziwym inspiratorem jest szef lubelskiego oddziału prorosyjskiej polskiej partii „Konfederacja Wolność i Niezawisłość” Rafał Mekler, który jest również właścicielem firmy logistycznej „Rafał Mekler Transport”.

To właśnie ta siła polityczna stała się zakładnikiem mieszkańców dziesiątek ukraińskich miast, którzy zostali pozostawieni bez swobodnego dostępu do podstawowych towarów pod codziennym ostrzałem Rosjan. Zakłócenie ukraińskich przygotowań do trudnych zimowych miesięcy i spodziewany „blackout” (długotrwałe przerwy w dostawie prądu związane ze zniszczeniem infrastruktury krytycznej) to również efekt jej działań.

Nie dość, że obecna sytuacja transportowa jest wyraźnie nieopłacalna dla polskiej gospodarki, to polskie władze poniosły znaczne straty wizerunkowe. W końcu to za jej zgodą rosyjskie służby bezpieczeństwa szantażują całą Unię Europejską rękami garstki niezadowolonych kierowców.

Bez zmian na granicy Polski z Ukrainą?

4 grudnia Rada UE ds. Transportu omówi kwestię ukraińskich przewoźników i dowiemy się, czy UE pozostawi w mocy swoją decyzję o anulowaniu licencji na czas wojny rosyjsko-ukraińskiej, czy też wprowadzi do niej poprawki.

Niezależnie od decyzji, polskie władze są związane obowiązującymi przepisami UE i będą musiały przejąć kontrolę nad sytuacją i odblokować wszystkie przejścia graniczne. I w tym przypadku – nie można tego uznać za naruszenie wolności słowa lub czyjegoś prawa do protestu.

Zdecydowane działania mające na celu powstrzymanie chaosu i samowoli na granicy byłyby logiczną, choć spóźnioną, odpowiedzią na działania rosyjskich służb bezpieczeństwa, które stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego kraju i całej Europy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com