Przybywa ofiar, a Kreml mówi o pokoju. Przyluki, Chersoń, Charków – kolejne cele rosyjskiego terroru

5 czerwca rosyjskie drony uderzyły w Przylukach, zabijając trzy pokolenia jednej rodziny – kobietę, jej córkę oraz rocznego wnuka. Tego samego dnia rosyjskie wojsko zniszczyło budynek administracji obwodowej w Chersoniu, całkowicie cywilny obiekt. W Charkowie atak dronów wymierzony był w blokowiska mieszkalne. Te działania to nie przypadek – to konsekwentna strategia rosyjskiego terroru.
Rosja prowadzi wojnę nie tylko przeciwko ukraińskiej armii, ale przeciwko całemu społeczeństwu. Bombardowane są szpitale, szkoły, urzędy. Tysiące osób każdego dnia musi chować się w schronach, dzieci wychowują się w cieniu alarmów bombowych. Codzienna rzeczywistość Ukraińców to życie pod nieustannym zagrożeniem.
Jednocześnie rosyjskie władze przedstawiają się światu jako rzekomi zwolennicy pokoju. Kreml mówi o „negocjacjach”, „inicjatywach dyplomatycznych” – choć za kulisami kontynuuje brutalne działania wojenne. To klasyczna maskirowka: próba oszukania opinii międzynarodowej i zyskania czasu na przegrupowanie sił.
Dla Ukrainy każde takie „zawieszenie broni” bez zakończenia agresji oznacza tylko kolejne zagrożenia. Dlatego Kijów słusznie domaga się nie tylko słów poparcia, ale realnych działań – wsparcia wojskowego, zwiększenia sankcji i międzynarodowej izolacji Rosji.
Społeczność międzynarodowa nie może się łudzić – Rosja nie szuka pokoju, lecz sposobu na kontynuację wojny. Jej strategia polega na przedłużaniu konfliktu i wyczerpywaniu odporności Zachodu. Dlatego potrzebna jest twarda odpowiedź: bezwzględne sankcje, zamknięcie wszelkich kanałów technologicznych i gospodarczych, oraz wsparcie militarne Ukrainy.
W Przylukach zginęło dziecko. W Chersoniu zburzono urząd. W Charkowie ranni zostali najmłodsi. To nie są wyjątki. To obraz współczesnej rosyjskiej wojny. A każde opóźnienie w reakcji Zachodu oznacza kolejne ofiary.
Autor: Franciszek Kozłowski