Wobec wyzwań przyszłości: Polska po wyborach i rosyjskie zagrożenie jako próba dojrzałości

PAP
Wybory prezydenckie w Rzeczypospolitej Polskiej, które odbyły się 1 czerwca 2025 roku, nie były jedynie momentem narodowego wyboru, lecz także lustrem szerszego europejskiego trendu – przesuwania się sceny politycznej w stronę sił prawicowych. W warunkach głębokiej polaryzacji, minimalnej różnicy i zaciętej walki, zwycięstwo odniósł Karol Nawrocki – kandydat środowiska, które jeszcze kilka lat temu było kojarzone głównie z konserwatywnym rewizjonizmem. Dziś jednak, w obliczu obecnej sytuacji geopolitycznej, to właśnie na nim spoczywa odpowiedzialność za utrzymanie Polski na kursie strategicznej dojrzałości – zwłaszcza w kontekście partnerstwa polsko-ukraińskiego.
Rezultat głosowania, mimo swojej formalnej wyrazistości (50,89% dla Nawrockiego wobec 49,11% dla Trzaskowskiego), nie powinien być rozpatrywany wyłącznie w wymiarze wewnętrznej polityki. Polska już dawno przekroczyła granice znaczenia regionalnego – stała się kluczowym ogniwem w łańcuchu bezpieczeństwa Europy. I to właśnie teraz, gdy nad kontynentem ponownie gromadzą się chmury rewizjonistycznych projektów – zarówno w Moskwie, jak i w waszyngtońskim sztabie Trumpa – polityczna dojrzałość Warszawy musi przeważyć nad krótkoterminową logiką partyjnych interesów.
W swoim pierwszym publicznym komentarzu po ogłoszeniu wyników Karol Nawrocki wyraźnie zaznaczył wolę kontynuacji partnerstwa z Ukrainą. „Z niecierpliwością oczekuję kontynuacji partnerstwa naszych państw, opartego na wzajemnym szacunku i zrozumieniu” – napisał w odpowiedzi na gratulacje Wołodymyra Zełenskiego. Te słowa brzmią jak obietnica. I jak test. Bo partnerstwo z Ukrainą to nie tylko kwestia honoru czy historycznej misji, lecz przede wszystkim strategiczna konieczność – także z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa.
Zagrożenie ze strony Rosji nie zniknęło, nie osłabło i nie ogranicza się wyłącznie do terytorium Ukrainy. Prowadząc już trzeci rok pełnoskalową wojnę, Kreml nie tylko dąży do unicestwienia państwowości sąsiada – testuje także granice determinacji Zachodu. Polska znajduje się na pierwszej linii tego testu. Historia uczy, że bierność wobec imperialnej agresji zawsze kończy się wojną u własnych bram. Dlatego też ewolucja polityczna Polski – jej przejście od regionalnego aktora do jednego z głównych filarów wschodniej flanki NATO – nie może zostać zatrzymana.
Oczywiście, kwestia pamięci historycznej między Warszawą a Kijowem jest trudna i nie zawsze wygodna. Ale Nawrocki już w swoim pierwszym komentarzu zarysował odpowiednią ramę: „Wymaga to nie tylko dobrej rozmowy, ale i rozwiązania trudnych kwestii historycznych”. I rzeczywiście – nie przez przemilczenia, nie przez symboliczne gesty, ale przez polityczną dojrzałość i uczciwy dialog. Jednak taki dialog możliwy jest dziś tylko pod warunkiem wspólnego frontu wobec wspólnego wroga. A ten wróg nie znajduje się w archiwach. On stoi na granicy – na Białorusi, w Kaliningradzie, na okupowanych terytoriach Donbasu i Krymu.
Le Monde w swojej powyborczej analizie ostrzega, że „Polska, która w latach 90. dzięki wsparciu Waszyngtonu była liderem rozszerzenia NATO i UE, może dziś stać się krajem zamykającym drzwi przed nowymi członkami”. To stwierdzenie to nie tylko figura retoryczna – to realne zagrożenie. Odejście Polski od roli rzecznika nowej Europy byłoby prezentem dla Władimira Putina. Kreml bowiem nie boi się tak bardzo sankcji czy czołgów – on boi się jedności. Rozbita, niepewna, podzielona Europa to scenariusz doskonale wpisujący się w interesy Moskwy.
W tym kontekście postać Karola Nawrockiego nabiera znaczenia, które wykracza poza polską politykę krajową. Może on stać się tym, który wyprowadzi PiS z cienia izolacjonizmu w nową jakość – odpowiedzialnego przywództwa. Bo wspieranie Ukrainy to nie akt dobroczynności. To strategiczna inwestycja w przyszłość bezpiecznej, zrównoważonej i zintegrowanej Europy. Polska może – i powinna – być pomostem, który połączy frontową rzeczywistość Kijowa z mechanizmami wsparcia w Brukseli. Ale to wymaga czegoś więcej niż tylko dobrych intencji. To wymaga odwagi w działaniu.
W czasach, gdy Donald Trump powraca na scenę – polityk, który otwarcie podważa sojusznicze zobowiązania i dystansuje się od proeuropejskiej retoryki – Europa zmuszona jest do przejęcia większej odpowiedzialności. I to właśnie Polska, która jeszcze niedawno była postrzegana jako „młoda demokracja”, dziś ma szansę stać się jej strażnikiem. Nie w teorii – w praktyce: w postaci pomocy wojskowej, wsparcia politycznego, humanitarnej empatii. To, co Warszawa czyniła od 2022 roku, nie może się zakończyć. Przeciwnie – musi zostać wzmocnione.
Populizm, rewizjonizm, odwrót od europejskich wartości – to wszystko może brzmieć donośnie w czasie kampanii. Ale w wojnie, którą prowadzi Rosja, słowa tracą znaczenie, jeśli nie idą za nimi czyny. Polska już dowiodła, że potrafi działać. Teraz nadszedł czas na konsekwencję.
Partnerstwo polsko-ukraińskie może i powinno stać się nową osią Europy Wschodniej – trwałą, świadomą historii i gwarantującą bezpieczeństwo. To właśnie w ten sposób rośnie Europa – nie przy stołach negocjacyjnych w Brukseli, lecz tutaj, w Warszawie, Lwowie, Kijowie – w codziennym oporze wobec autokracji.
Wybory się skończyły. Teraz zaczyna się odpowiedzialność.
Karyna Koshel