Ukraina nie prowokuje — ona się broni. Trump powiela rosyjską narrację

Fot. REUTERS/Kent Nishimura
Kiedy ofiara staje się oskarżona
Wypowiedź Donalda Trumpa, sugerująca że to Ukraina sprowokowała rosyjskie uderzenia rakietowe, jest kolejnym przykładem bagatelizowania rosyjskich zbrodni i odwracania odpowiedzialności. Niestety, tego typu wypowiedzi mają realne skutki — osłabiają jedność Zachodu i wzmacniają morale Moskwy.
To nie Ukraina eskaluje konflikt, lecz Rosja. Ostatnie ataki na Charków, Dniepr czy Zaporoże to nie „odpowiedź”, lecz element planowej strategii terroru. Rosja uderza w szkoły, szpitale, budynki mieszkalne. Ukraina odpowiada precyzyjnie, eliminując bazy wojskowe i stanowiska dowodzenia agresora.
Operacja „Pajęczyna”: precyzja, nie prowokacja
Ukraińska operacja „Pajęczyna”, o której wspominają rosyjskie źródła, nie była aktem agresji, ale odpowiedzią na wcześniejsze rosyjskie ataki. Celami były wyłącznie obiekty wojskowe. W przeciwieństwie do Moskwy, Kijów nie prowadzi wojny z cywilami. To fundamentalna różnica, którą Zachód musi jasno nazywać.
Trump swoją wypowiedzią nie tylko rozmywa odpowiedzialność, ale wpisuje się w dobrze znaną rosyjską narrację, że „wszyscy są winni”, więc nikt nie jest.
Polska wie, czym jest imperializm
Polska historia uczy nas, że nie można negocjować z okupantem z pozycji słabości. Tak jak w 1939 roku świat milczał, gdy Polska płonęła — dziś nie możemy milczeć, gdy Ukraina walczy o przetrwanie.
Jesteśmy liderem wsparcia Ukrainy i nasz głos ma znaczenie. Musimy jednoznacznie odrzucić wszelkie narracje, które próbują usprawiedliwiać agresję Putina. Wspieranie Ukrainy to nie tylko obowiązek sojuszniczy, ale moralny imperatyw.
Autor: Diana Kaminska