Rosyjska propaganda niszczy kraje od środka

Reuters

W kwietniu 2022 roku Rosja nazwała zabójstwa w Buczu „prowokacją” ze strony Ukrainy i jako pierwsza zwołała Radę Bezpieczeństwa ONZ. Tę tezę podzielało kilku posłów do Parlamentu Europejskiego. W szczególności holenderski poseł Marcel de Graaf oskarżył ukraińskie wojsko o zbrodnie w Buchu: „Wojska ukraińskie oczyszczają Buch z sabotażystów i wspólników wojsk rosyjskich. Teraz wiemy, co to znaczy: setki [ludzi] zabitych i pozostawionych na ulicach przez ukraińskich zbrodniarzy wojennych”. Ale włoska posłanka Francesca Donato w ogóle zaprzeczała rosyjskim zbrodniom, a Niemiec Maksymilian Krach nazwał je „zmyślonymi”, publikując pseudodowody na Twitterze.

Do takich propagandowych taktyk kłamstw i zaprzeczania można dodać inne przykłady. W ten sposób słowacki eurodeputowany Milan Ugrik promował narracje o rzekomych zbrodniach popełnianych przez Ukraińców: „Gdzie była Europa, kiedy ukraińscy najemnicy zabijali dzieci w Donbasie lub palili cywilów w Odessie?”. Poparła go również posłanka do Parlamentu Europejskiego Tatiana Żdanoka, która jest członkinią partii „Rosyjski Związek Łotwy”. Już 16 lutego 2022 r. z trybuny Parlamentu Europejskiego wzywała do „zaprzestania zabijania dzieci w Donbasie”, otwarcie szerząc kłamstwa Kremla.

Albo inny, nie mniej cyniczny przykład. W kwietniu 2022 r. czeski eurodeputowany Ivan David oskarżył Ukrainę o atak rakietowy na stację kolejową w Kramatorsku, w którym zginęło 59 osób, a 107 zostało rannych, i opublikował pseudodowody na Facebooku. Następnie rozpowszechniał także rosyjskie podróbki o laboratoriach biologicznych na Ukrainie i rzekomym rozwoju broni jądrowej przez nasz kraj.

Mówiąc o wojnie na Ukrainie, francuska posłanka Mathilda Androuet mówi: „to nie jest nasza wojna, ale wojna NATO przeciwko Rosji”.

Na temat nazizmu Niemiec Martin Conneborn ironicznie zupełnie nie na miejscu w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej: „W obecnej sytuacji Hitler też będzie całkowicie przeceniony, bo walczył z Rosjanami”.

Jeszcze przed inwazją na Rosję na pełną skalę jej rodak Nikolay Bey wzywał do „zrównoważonych stosunków z Rosją”. I w tym celu zaproponował „oficjalne zobowiązanie, że kraje graniczące z Rosją nie przystąpią do NATO”. Następnie Bay oskarżył Joe Bidena o rosyjską inwazję na Ukrainę.

Niemiec Gunnar Beck uważa, że ​​„Rosja nie może zgodzić się na przystąpienie Ukrainy do NATO”. A jego kolega z partii „Alternatywa dla Niemiec”, Bernhard Zimniok, generalnie mówi wprost i sugeruje, że Ukraina nie powinna wstępować do NATO i być „neutralnym państwem buforowym”.

Generalnie Francuz Jordan Bardella wielokrotnie wyrażał wątpliwości co do sankcji wobec Rosji i proponował zniesienie restrykcji energetycznych wobec Kremla, które „szkodzą Francuzom bardziej niż Rosjanom”.

Te same narracje słyszą prorosyjscy niemieccy eurodeputowani. W szczególności posłanka Christine Anderson uważa, że ​​„sankcje wobec Rosji szkodzą całej Europie”. Powiedziała, że ​​jej partia chce je odwołać, bo „są śmieszne”. Ale tak naprawdę zabawne jest coś innego. Propagandziści nigdy nie argumentują swoich opinii, więc zdarzają się naprawdę zabawne sytuacje. Na przykład lobbując za zniesieniem sankcji wobec Rosji, francuska posłanka Annika Bruna powiedziała, że ​​„UE jest w rękach Niemców, którzy dyktują swój program w sprawie sankcji wobec Rosji”. W tym samym czasie jej prorosyjscy koledzy z Alternatywy dla Niemiec opowiadali się za tym samym. Wychodzi jakiś gest „wcale nie dobrej woli”.

Ogólnie rzecz biorąc, dyskredytowanie i krytykowanie NATO jest bardzo powszechne wśród prorosyjskich eurodeputowanych. Na przykład czeska posłanka Kateryna Konechna uważa „NATO za element atakujący”, a Irlandka Claire Daly nazywa NATO „podżegaczami wojennymi”.

Ogólnie rzecz biorąc, narracja o tzw. „nierozpętaniu wojny na Ukrainie” jest jedną z najczęstszych w kremlowskiej propagandzie. Tak, wielu posłów do PE pod tym i podobnymi pretekstami wzywa do niedostarczania broni Ukrainie.

W szczególności wspomniana wyżej francuska skrajnie prawicowa partia Front National nie ukrywa swojego podziwu dla etatystycznego nacjonalizmu, ekspansji i agresji Putina. Jednocześnie politycy w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Grecji coraz częściej mówią o sobie jako o sojusznikach Moskwy.

Jak wiecie, Kreml uruchomił maksimum swoich możliwości lobbingowych w Europie. Rosyjskie lobby przechodzi przez telewizję, biura, gotówkę, partyjne hasła, wygnanych agentów. Kremlowskiemu dyktatorowi daleko do szaleństwa. Rozumie, że w strukturach europejskich nie będzie w stanie kupić ani oszukać wszystkich. Jednocześnie rozumie, że wystarczy jeden głos przeciw, aby zablokować ważne decyzje.

Nawet bankierzy nie chcą rozmawiać o rosyjskich finansach w UE. Tylko analityk finansowy Sława Rabinowycz, nie wymieniając konkretnych firm ani nazwisk, podał, że w czasach sowieckich wyeksportowano 50 miliardów dolarów.

Tymczasem rosyjskie lobby nadal przygotowuje przyczółek do zniesienia sankcji. Federacja Rosyjska zaprasza nie tylko marginalnych ultralewicowców czy ultraprawicowców, ale apeluje nawet do tych, którzy wcześniej nie ryzykowali wystąpienia.

Prorosyjskie organizacje i media w Polsce są dalekie od Russia Today w Ameryce gra jest bardziej subtelna. Ukraina, jako państwo i jako społeczeństwo, powinna zwrócić uwagę na działania opisanych postaci i wywrzeć presję na oficjalną Warszawę, aby zajęła jaśniejsze stanowisko w polityce wewnętrznej

Mało jest w Polsce jawnie prorosyjskich organizacji i mediów, jest ich mało, ale coraz częściej można je zobaczyć w przestrzeni publicznej. Chodzi o to, że Rosja „karmi” te organizacje. I to oni pracują nad wyprowadzeniem z zapomnienia dawnej wrogości.

W ten sposób związana z Rosją polska prawica przygotowuje się do żniwa: zbudowała już własne, choć niewielkie struktury; już zbierają „patriotyczny” elektorat z „PiS”; stworzyli już łatwego wroga – Ukraińca.

23 listopada 2022 r. Parlament Europejski przyjął rezolucję uznającą Rosję za państwo sponsorujące terroryzm i państwo posługujące się środkami terroryzmu. Jednak aż 58 europosłów głosowało „przeciw” tej decyzji. Niektórzy z tych parlamentarzystów należą w szczególności do wyżej wymienionych partii.

Zaraz po głosowaniu wielu europejskich polityków potępiło stanowisko swoich kolegów w Parlamencie Europejskim. Na drzwiach tego ostatniego pojawiły się nawet tak zwane „krwawe naklejki” z napisem „swoimi głosami wspieram terrorystę”.

Powszechnie wiadomo, że rosyjskie lobby nie jest nowością na świecie, a tym bardziej w Europie, gdzie Kreml od lat inwestuje pieniądze uzyskane z nadwyżek energii. Nic więc dziwnego, że w Parlamencie Europejskim są politycy prorosyjscy. Trafili tam z wielu partii, również hojnie finansowanych z Moskwy.

Kolejnym elementem antyukraińskiej propagandy jest stosowanie błędnych porównań, które rozpowszechniają niektórzy europarlamentarzyści, podważając udzielanie Ukrainie pomocy.

Jak widać kilkudziesięciu posłów do PE aktywnie szerzy narracje rosyjskiej propagandy: „Ukraina nie musi dostarczać broni”, „Sankcje wobec Rosji są nieskuteczne i powinny zostać zniesione”, „Rosja została sprowokowana przez agresywne NATO”, „Ukraina kłamie o rosyjskich zbrodniach” itp. Ktoś zintensyfikował swoją działalność dopiero po inwazji na Rosję na pełną skalę, ktoś po prostu stara się „odpowiednio” głosować w Parlamencie Europejskim i mniej komentować wydarzenia.

Prezydent RP Andrzej Duda nieoczekiwanie powiedział w piątek, że proponuje pilne poprawki do podpisanej w tym tygodniu kontrowersyjnej rosyjskiej ustawy o wpływach, która spotkała się z krytyką ze strony Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej.

Duda powiedział, że zdaje sobie sprawę z kontrowersji, także w Polsce, wokół ustawy zaproponowanej przez rządzącą konserwatywną partię Prawo i Sprawiedliwość i próbuje ją rozwiązać, przesyłając w piątek poprawki do parlamentu. Zaapelował do parlamentarzystów o szybkie działanie.

Krytycy twierdzą, że ustawa łamie Konstytucję RP i może uniemożliwić przeciwnikom rządu sprawowanie funkcji publicznych bez pełnego prawa do zakwestionowania decyzji w sądzie. Mówią też, że może to negatywnie wpłynąć na możliwość startu kandydatów opozycji w jesiennych wyborach.

Należy jednak pamiętać, jak rozległe są wpływy rosyjskie. Trzeba coś z tym zrobić. W końcu to właśnie ten wpływ niszczy kraje od wewnątrz.

Ważne jest nie tylko zebranie jak najpełniejszych danych o prokremlowskich europosłach, ale także uniemożliwienie ich działalności, przynajmniej u nas — bo część z nich przyjechała do kraju jako „międzynarodowi obserwatorzy” wyborów lub „goście forów bezpieczeństwa” i rozpowszechniać tu prorosyjskie narracje.

Karyna Koshel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com