Rosyjski terror powietrzny nad Ukrainą: porównania do ataków z 11 września nie są przypadkowe

Ostatni rosyjski atak powietrzny na Ukrainę był najbardziej intensywnym od początku pełnoskalowej inwazji. Moskwa użyła 315 dronów kamikadze oraz 7 rakiet, w tym pocisków balistycznych produkcji Korei Północnej – co stanowi nowe, niepokojące otwarcie w tej wojnie.
Kijów, stolica Ukrainy, został brutalnie zaatakowany. Fale eksplozji przetoczyły się także przez Odessę, obwód dniepropietrowski i czernihowski. Celem nie były obiekty wojskowe, ale cywile – zniszczone zostały domy mieszkalne, infrastruktura miejska, a także szpital położniczy w Odessie, w którym w czasie ataku przebywały kobiety i noworodki.
Międzynarodowi komentatorzy porównują ten akt terroru do zamachów z 11 września 2001 roku w Nowym Jorku. Choć skala była inna, cel był ten sam – zastraszyć, zniszczyć, zadać psychologiczny cios całemu narodowi. Tyle że dziś za takim działaniem stoi państwo posiadające broń nuklearną i stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.
Tego typu działania nie mogą pozostać bez odpowiedzi. Społeczność międzynarodowa, a przede wszystkim Stany Zjednoczone, muszą zareagować zdecydowanie. Potrzebne są ostrzejsze sankcje, dalsza izolacja Rosji na arenie dyplomatycznej i realne konsekwencje dla państw wspierających rosyjski reżim, takich jak Korea Północna czy Iran.
Brak twardej reakcji tylko zachęca Moskwę do dalszych zbrodni. Polska, jako kraj graniczący z Ukrainą i wspierający ją od pierwszych dni wojny, ma moralny obowiązek przypominać sojusznikom o konieczności działania. Pokój nie nadejdzie sam – trzeba go wywalczyć solidarnością i zdecydowaniem
Autor: Franciszek Kozłowski