Kibice szukają nadziei po blamażu z Mołdawią. Wszystko na nic. Błędy zniweczyły trud

screen TVP Sport

Oglądając mecz Polska – Portugalia (0:2) na mistrzostwach Europy do lat 19, mieliśmy nadzieję, że zobaczmy polską reprezentację pewną siebie i odważnie grającą w piłkę z bardziej renomowanym rywalem. Standardy poniekąd wyznaczyła kadra U-17, która kilka tygodni temu w niezwykle efektowny sposób zdobyła na Euro brąz. Kadra Marcina Brosza próbowała pójść jej śladami, ale co rusz się potykała. Trud zniweczyły proste błędy.

Najbardziej symboliczną akcją tego meczu była niepozorna kontra Polaków z 83. minuty. Kacper Urbański, na co dzień zawodnik Bolonii, przejął piłkę przed własnym polem karnym i odważnie ruszył z nią do przodu. Podał do Tomasza Pieńki z Zagłębia Lubin, a on biegnąc w kierunku portugalskiej bramki, rozglądał się dookoła, jednak nie znalazł żadnego wolnego kolegi. Ten jedyny, który w ogóle za nim podążał, był schowany za obrońcami. Wreszcie Pieńko przerzucił piłkę na drugą stronę boiska, co skończyło się stratą i jego dość wymownym westchnieniem: chciałem, próbowałem, ale zabrakło wsparcia i znów nie wyszło.

Tak było przez większość tego meczu. Polakom nie można zarzucić braku chęci czy odwagi. Znacznie bardziej brakowało im precyzji, zgrania i pomysłu na zawiązanie akcji. Bramki tracili natomiast po indywidualnych błędach, wynikających prawdopodobnie z braku koncentracji, co w przypadku dziewiętnastolatków da się zrozumieć. Portugalczykom one też się zdarzały, jednak oni nie płacili za nie tak wysokiej ceny. Dominowali nad Polakami (57 proc. posiadania piłki), przeprowadzili więcej pomysłowych akcji, mieli też wyraźną przewagę w wyszkoleniu technicznym. Wiele akcji Polaków rozbijało się o niecelne podanie, niedokładne przyjęcie czy brak porozumienia. Do skutku doszła tylko jedna – w drugiej połowie, zakończona celnym strzałem wspomnianego już Pieńki, najaktywniejszego z Polaków. To było jednak zdecydowanie za mało, by zagrozić Portugalczykom. Jeśli piłkarze Marcina Brosza chcą wyjść z grupy – a chcą, bo przedturniejowe ambicje sięgały strefy medalowej – z Maltą i Włochami muszą zagrać zdecydowanie lepiej. 

Kadra do lat 17 miała nie być wyjątkiem. Kibice szukają nadziei 

Trudno było odrzucić wspomnienia i zasiąść do tego meczu bez żadnego kontekstu. Mieliśmy nadzieję, że młodzi Polacy nie przestraszą się Portugalczyków, że spróbują im się postawić, że nie będą grali na alibi, a jeśli już pojawią się trudne momenty, to znajdzie się kilku zawodników, którzy nie pozwolą reszcie się załamać. Ostatecznie jednak – jak to w przypadku młodzieżowych reprezentacji bywa – szukaliśmy nadziei, że nadchodzi lepsze jutro.

O mentalności polskich piłkarzy rozmawiamy w ostatnim czasie niemal nieustannie. Kilka tygodni temu zachwycaliśmy się siedemnastolatkami, którzy podczas Euro chcieli atakować każdego rywala i nie obchodziło ich, czy naprzeciwko są Niemcy z najbardziej znanych klubów, Węgrze wspierani przez hałaśliwych kibiców czy nieco niedoceniani Irlandczycy. Już wcześniej kadra Marcina Włodarskiego – pokonując 5:0 Anglię i Belgię – zapracowała na miano wizytówki całej federacji. Grała tak, jak miały grać wszystkie młodzieżowe reprezentacje Polski: odważnie, aktywnie, z pasją, do przodu, bez strachu przed rywalem. W dodatku taka grała przyniosła sukces: półfinał i brązowy medal. Sam mecz z Niemcami, choć przegrany 3:5, również dostarczył mnóstwa emocji. Marcin Dorna, dyrektor sportowy federacji, przy okazji tego sukcesu zapewniał, że tak efektowny styl gry wynika nie tylko z przekonania selekcjonera Włodarskiego, ale ogólnej strategii przyjętej przez PZPN. Pozostałe młodzieżowe kadry miały grać podobnie. 

Później na boisko w Mołdawii wyszła dorosła kadra i choć do przerwy pewnie prowadziła 2:0, ostatecznie przegrała 2:3. Żenowały wówczas indywidualne błędy Polaków, ale też brak zdecydowanej reakcji najważniejszych postaci. Każde kolejne niepowodzenie nakręcało spiralę stresu i strachu, mimo że przeciwnikiem była drużyna zajmująca 171. miejsce w rankingu FIFA, której składu najpewniej nie wymieniłby żaden z polskich zawodników. Polakom brakowało kapitana, który w kluczowym momencie chwyciłby za ster. Jakiegokolwiek lidera, który przejąłby dowodzenie. Bojaźń i bierność aż wylewały się z boiska, więc po meczu więcej niż o nogach mówiło się o ich głowach. A najbardziej przerażające było to, że nie był to pierwszy raz, gdy zabrakło im odwagi i reakcji w porę. 

Mecz dziewiętnastoletnich Polaków z Portugalią – rywalem klasowym, a w dodatku pierwszy w tej kategorii wiekowej na mistrzostwach Europy od 17 lat, nie jest wystarczającą próbą, by wyciągać fundamentalne wnioski. Pierwsze wrażenie jest jednak takie, że piłkarze Marcina Brosza wyglądali jak połączenie dorosłej kadry i tej dwa lata od siebie młodszej. Zaczęli bowiem zestresowani, jak ich starsi koledzy. Pierwszego gola stracili już w 4. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, którego zdecydowanie dało się uniknąć. Faul nie był konieczny, wynikał z indywidualnego błędu Huberta Bugaja. Gol na 2:0? Po godzinie Hugo Felix z Benfiki Lizbona, brat Joao Felixa z Atletico Madryt, wykorzystał zderzenie dwóch polskich obrońców tuż przed polem karnym, wbiegł w nie z piłką i trafił tuż przy słupku. W obu przypadkach Polacy potrzebowali kilku minut, by się otrząsnąć. Ale gdy już udawało im się okiełznać emocje, zaczynali grać to, co zamierzali, zatem chętnie ruszali do pressingu, chcieli odzyskiwać piłkę już na połowie rywali, a później nie szukali najprostszych rozwiązań. W środku pola całkiem odważnie grał Kacper Urbański, który często pojedynkował się z rywalami, z lewej strony akcje oskrzydlał Jakub Lewicki, wciąż do gry pokazywał się Pieńko. Chęci więc były, ale brakowało dokładności, większego przekonania w działaniu i przebojowości, którą tak podziwialiśmy w reprezentacji U-17.

Polacy chcą więcej: wyjścia z grupy i walki o medale

Kilka miesięcy temu, tuż po wywalczeniu awansu na te mistrzostwa, selekcjoner Marcin Brosz spotkał się z dziennikarzami w siedzibie PZPN i zachwalał wówczas przede wszystkim dużą pewność siebie swoich piłkarzy i brak kompleksów przed bardziej renomowanymi rywalami. Sam awans na tę imprezę, zarezerwowaną zaledwie dla ośmiu drużyn, jest sporym sukcesem. Powołani przez Brosza piłkarze sami mówili jednak, że chcą więcej: wyjścia z grupy i walki o medale. Selekcjoner też zresztą nadmieniał, że chce wygrywać w określony sposób: przejmując inicjatywę. Teraz czas pokazać to na boisku. Z grupy wyjdą dwa zespoły – wciąż możliwe, że jednym z nich będzie Polska. Potrzeba jednak natychmiastowej reakcji. Następny mecz już w czwartek o godz. 21:15 z Maltą.

Źródło: sport.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com