Artur Balazs: Głosy Kołodziejczaka mogą być w wyborach decydujące[WYWIAD]

Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl

– Aby żaden głos po stronie opozycji nie był zmarnowany, to warto, by Michał Kołodziejczak znalazł takie miejsce na opozycji. By mógł z powodzeniem startować do Sejmu. Teraz ludzie dzwonią do mnie i mówią: genialny ruch Tuska! Pokazał, że jest prawdziwym liderem – mówi Artur Balazs, były minister kilku rządów, który pomógł AgroUnii i Platformie Obywatelskiej zawrzeć wyborczy sojusz.

Jacek Gądek: – Pan bez polityki to chyba żyć nie może. W cieniu, ale wciąż w polityce?

Artur Balazs: – Mam w życiu dwie pasje: politykę i rolnictwo. Kocham je i rozumiem.

Orędował pan za tym, by AgroUnia Michała Kołodziejczaka dołączyła do opozycji?

Wcześniej wspierałem porozumienie PSL-u Władysława Kosiniaka-Kamysza i Polski 2050 Szymona Hołowni. Uważałem jednak, że to nie jest projekt politycznie pełny i warto, aby dołączyła do nich jeszcze AgroUnia.

Po co?

Muszę to podkreślić: mam poczucie, że opozycja może wygrać wybory tylko wtedy, gdy będzie maksymalnie zjednoczona i żaden głos po jej stronie nie będzie stracony.

W ramach Trzeciej Drogi współpraca PSL i AgroUnii byłaby na wsi realną alternatywą dla PiS-u. Ludowcy i AgroUnia są komplementarni – łącząc siły by się wzmocnili, mieliby większą siłę przebicia. O to się starałem.

Wyszła jednak kłótnia w Trzeciej Drodze, która o mało co jej nie rozwaliła.

Za tę kłótnię nie mogę odpowiadać. Z bólem na nią patrzyłem i nie znajdowałem żadnego racjonalnego powodu – oprócz ambicji paru osób – dla którego oni nie są razem. To olbrzymia szkoda dla opozycji, że PSL nie idzie razem z AgroUnią w ramach TD.

Argument był jasny i Szymon Hołownia to mówił: Kołodziejczak nie daje gwarancji lojalności i może po wyborach zmienić front.

To insynuacja, przed którą trudno się bronić. Można takie podejrzenie wysunąć pod adresem każdego polityka, bo to jest w danym momencie nieweryfikowalne. Kołodziejczak nie wykonał żadnego gestu, który by świadczył o tym, że może w przyszłości wylądować w PiS. Jest wręcz przeciwnie: cała jego aktywność recenzowała ministrów rolnictwa z PiS.

Ma pan zaufanie do Kołodziejczaka?

Staram się w ludziach – w tym politykach – szukać cech pozytywnych, pomocnych przy tworzeniu pomostów między nimi. O naiwność trudno mnie posądzać.

Da sobie pan obciąć rękę za Kołodziejczaka, że nie zdradzi opozycję i nie pójdzie do PiS-u?

Za nikogo nigdy nie dam ręki. Nigdy jednak nie miałem powodu, aby wątpić w intencje Kołodziejczaka. Jemu zarzuca się nawet, że działa pod sowieckim wpływem – to już podła insynuacja. Potwarz.

Ale jak się sięgnie do 2021 r., to na kongresie AgroUnii gościł korespondenta rosyjskiego Sputnika, byli też komuniści i nacjonaliści.

Działacze Konfederacji z dużo większym zrozumieniem traktują potrzebę współpracy z Moskwą.

Jak powstaje taki ruch, to się zaprasza wszystkich, aby wokół niego było jak najgłośniej. Zresztą, co nie jest tajemnicą, Kołodziejczak ma naprawdę duże rodzinne gospodarstwo związane z produkcją warzyw.

Produkuje kapustę pekińską, którą eksportował głównie do Rosji.

Właśnie. Trudno więc, aby nie miał kontaktów z ludźmi ze wschodu. Dziennikarze nie powinni uważać takich kontaktów i handlu z Rosja za agenturalność.

Ale tu nie chodzi o handel ani agenturalność, ale o kontakty z miłośnikami Kremla.

Gdyby cokolwiek było na rzeczy, to nasze służby już by Kołodziejczaka zgarnęły.

Sam ocieram się w różnych miejscach o ludzi najróżniejszych opcji i środowisk – nie zawsze chcę, ale czasami tak bywa, że jakieś zdjęcia mi ktoś wtedy zrobi. Z tego tytułu nie można jednak robić zarzutu, że jest się czyimś agentem.

Służby miały go inwigilować Pegasusem.

To prawda wskazująca, że nie znaleziono najmniejszego dowodu przeciw niemu. Może jest pan naiwny, ale przecież nie aż tak bardzo, by tego nie wiedzieć.

To jasne: gdyby były haki, to najpóźniej w kampanii poszłyby w ruch.

Gdyby były haki, to PiS już by Kołodziejczaka politycznie zamordowało. Gwarantuję to panu.

Kołodziejczak mówił, że nawet 100 proc. swoich produktów sprzedawał na rynek rosyjski. Ma więc własny interes w tym, by walczyć o ocieplenie na linii z Moskwą i ponowne otwarcie rosyjskiego rynku. A na demonstracjach krzyczał: – Pokłócili się z Rosją w imię jakiejś chorej ukraińskiej idei, a my za to płacimy, bo Rosja nałożyła embargo na Polskę.

Przywołuję tu retorykę Konfederacji, która w sprawach rosyjskich idzie dużo dalej. Kołodziejczak handlował z Rosją, gdy ten rynek był otwarty i nie ma w tym niczego złego. Gwarantuję panu, że wielu producentów rolnych bardzo mocno odczuło zamknięcie rosyjskiego rynku – to dla wielu ogromna trauma.

To oczywiste, niemniej jaki to może mieć wpływ na Kołodziejczaka? Może jego celem jest m.in. odkłócenie się z Rosją?

Chyba przecenia pan jego możliwości.

Po prostu słucham jego wystąpień i biorę je na serio.

Problem z Rosji jest bardzo szeroki. Sam mam tu spojrzenie dość osobiste. Byłem konsulem Węgier w Polsce – mam pochodzenie węgierskie, mój ojciec urodził się na Węgrzech, a dziadek był rotmistrzem węgierskich huzarów. Przyjaźniłem się z szefem MSZ Węgier. Jak tylko przestałem pełnić funkcje publiczne, to zwrócili się do mnie, bym został ich honorowym konsulem. Ze względów rodzinnych i z uwagi na swoje pochodzenie zgodziłem się – mój ojciec na pewno by się z tego cieszył. Ale gdy Putin napadł na Ukrainę, a Wiktor Orban pojechał na Kreml i pił z nim szampana, to na drugi dzień złożyłem rezygnację z funkcji konsula. Wiedziałem, że Węgry się nie wywiną z uścisku Putina i będą jego narzędziem.

Naiwność Kołodziejczaka musiałaby sięgać zenitu, by podejmować jakieś gierki z Putinem. Bądźmy poważni.

Słucham Kołodziejczaka właśnie na poważnie. Wiele razy mówił, że zamkniecie rosyjskiego rynku dla żywności z Polski dopiekło rolnikom i jemu osobiście też.

Doskonale to rozumiem. Wielu rolników też tak myśli, bo ich rynek zbytu został zamknięty. Adresatami słów Kołodziejczaka nie są jednak Rosjanie, ale polscy rolnicy, a celem zabieganie o ich akceptację.

Donald Tusk zaprosił Kołodziejczaka na listy Platformy Obywatelskiej. Pan się do tego przyczynił?

Nie chodziłem za porozumieniem Tuska z Kołodziejczakiem. Uważałem jednak, że aby żaden głos po stronie opozycji nie był zmarnowany, to warto, by Kołodziejczak znalazł takie miejsce na opozycji. By mógł z powodzeniem startować do Sejmu. Teraz ludzie dzwonią do mnie i mówią: genialny ruch Tuska! Pokazał, że jest prawdziwym liderem.

Ma pan przekonanie, że przez porozumienie miejskiej i liberalnej Platformy z radykalną i wiejską siłą żaden głos się nie zmarnuje?

Platforma niestety nie ma dobrego odbioru na wsi i nie ma na tej wsi nawet swojego przyczółku. Ich współpraca może być więc owocna. Donald Tusk też pewnie tak kalkuluje.

Alians ze znienawidzonymi na wsi liberałami to jak łącznie wody i ognia.

Teoretycznie tak. Tym bardziej warto zwrócić uwagę na to, co mówił Kołodziejczak, gdy stanął obok Tuska.

„Mamy stan nadzwyczajny”.

Bo taki stan właśnie mamy. Ci, dla których ważny jest interes państwa, powinni sobie darować dawne krzywdy i nie zważać na wszelkie różnice, ale współpracować. Sam nie jestem miłośnikiem Tuska, ale nie widzę drugiego polityka, który by miał odwagę podjąć decyzję o współpracy z AgroUnią.

To w praktyce była jego jednoosobowa decyzja. Tusk zaproponował Kołodziejczakowi start z listy PO, a ten początkowo miał odmówić. Pan przekonał lidera AgroUnii, by jednak przyjął ofertę?

Cecha, która łączy Tuska i Kołodziejczaka, to racjonalizm, a w tym momencie współpraca PO z AgroUnią. Obie strony potraktowały obecną sytuację polityczną jako stan nadzwyczajny, uważając, że żadne głos nie może się zmarnować. W związku z tym były to ich autonomiczne decyzje.

Kołodziejczak stojąc obok Tuska powiedział też, że zrobi wszystko, aby ich sojusz był wiarygodny. Czyli jest realny problem z jego zrozumiałością i wiarygodnością w oczach wyborców?

Sam byłem – tak jak Kołodziejczak – bardzo krytyczny wobec Platformy. Moje dawne drogi z PO się rozeszły także dlatego, że nie było w niej nawet chęci reprezentowania wsi – Tusk uważał, że może się wsią nie przejmować. Potem okazało się, że jednak trzeba. Na wsi Platforma teraz jest już jednak bardzo niepopularna.

Ale jak kogoś przekonać, że alians z Tuskiem jest dobry? Przecież ledwo miesiąc temu Kołodziejczak twierdził, że ten sam Tusk „cofnął Polaków o kilka wieków do tyłu, bo zrobił z nas kraj koczowniczy”, bo ludzie musieli wyjeżdżać z Polski na Zachód. Drwił z – jego zdaniem – naiwniaków, którzy wiążą nadzieje z Tuskiem.

Sam w innej formie, choć nie aż tak radykalnej, to mówię. Powtórzę: największym politycznym błędem Tuska był brak troski i zrozumienia dla wsi i prowincji.

No i teraz w internecie jest wysyp deklaracji rolników, że Kołodziejczak zdradził wieś idąc na listy PO.

O zdradzie mówią najważniejsi politycy PiS. To prawdziwy powód tak zwanej spontaniczności. Ja nawet jestem pewien, że takie deklaracje są „pompowane” przez lokalnych działaczy PiS. Wygląda to na zorganizowaną akcję.

PO daje Kołodziejczakowi „jedynkę” w jednym z okręgów, a to w zasadzie pewny mandat. I to jest klucz do porozumienia z Kołodziejczakiem: gwarancja wejścia do Sejmu przez lidera AgroUnii?

Jeżeli polityk chce dobrze reprezentować i załatwiać sprawy swojego środowiska – w tym przypadku rolników – to po prostu musi być w parlamencie. Jeśli Platforma wygra wybory, to zarówno PSL jak i AgroUnia będą Tuskowi potrzebne – z takiego miejsca Kołodziejczak będzie sprawczy i będzie mógł dobrze reprezentować środowisko wiejskie, ludowe, rolnicze.

Przed porozumieniem AgroUnii z PO uważałem, że najbardziej prawdopodobny jest scenariusz najgorszy: że formacja Kołodziejczaka wystartuje sama, zdobędzie parę procent poparcia i nie wejdzie do Sejmu.

Kołodziejczak rozmawiał wcześniej z prezydentem Starachowic Markiem Materkiem, aby razem wystawić listę do Sejmu. I nie przekroczyliby razem progu. Prawda?

To oznaczałoby zmarnowane opozycyjnych głosów i brak perspektywy dla Kołodziejczaka. Same straty. Dopiero dzięki porozumieniu z PO, przy dobrej kampanii AgroUnii i wyjaśnieniu powodów, dla których się zdecydował na ten alians, Kołodziejczak może wprowadzić nawet kilku swoich posłów.

Perspektywa powrotu Donalda Tuska na fotel premiera jest dla pana pozytywna?

Uznaję wyroki demokracji. Lider największego ugrupowania tworzącego koalicję rządową powinien być premierem – bez względu na to, czy się to komuś podoba czy nie. Nie będę negował takiego scenariusza.

Nie chodzi o negowanie, ale to czy to się panu podoba czy nie.

Nie mogę patrzeć przez pryzmat swoich osobistych doświadczeń. Mam nadzieję, że osiem lat PO w opozycji jest dla Tuska lekcją pokory, którą odrobił i pochyli się nad niektórymi sprawami, w tym nad wsią i rolnictwem. Wcześniej nie bardzo chciał, to doskonały czas na refleksję.

Alians z Kołodziejczakiem to jest przejaw wyciągnięcia wniosków?

Przyznam szczerze, że nie za bardzo wierzyłem, że ich porozumienie jest możliwe. Naprawdę pozytywnie zaskoczyło mnie, że Tusk dogadał się z Kołodziejczakiem. Zwłaszcza, że Platforma do niedawna była adwersarzem Kołodziejczaka.

Ale potencjał ryzyka jest duży? W przyszłym Sejmie PiS może starać się wykupić posłów Kołodziejczaka, by zgromadzić większość.

W każdej takiej decyzji jest margines wątpliwości. Tu, według mnie, jest najmniejszy z możliwych. Znam kilka osób z AgroUnii, które mogą kandydować i mają szansę zdobyć mandaty. Nie sądzę, aby zachowały się nielojalnie i przeszły po wyborach na stronę PiS.

Nie obawia się pan, że jak Kołodziejczak poszedł na listy PO, to Konfederacja zacznie przyciągać dotychczasowy elektorat AgroUnii? Obie te formacje są wobec Ukrainy bardzo sceptycznie nastawione, co rolnikom akurat może się podobać.

Konfederacja oczywiście może nęcić ten elektorat. Polacy muszą sobie jednak odpowiedzieć na podstawowe pytanie: czy chcemy Polski poza Unią? Jeśli ktoś chce głosować na Konfederację, to oddaje głos za wyprowadzeniem Polski z Unii Europejskiej. Anglicy mieli różne uwagi i wątpliwości dotyczące funkcjonowania Unii, nie mieli zamiaru z niej wychodzić, ale i tak doprowadziło to do Brexitu.

Kiedyś pan wspierał PiS, a po ośmiu latach rządów tej formacji jak pan je ocenia?

Moje zrozumienie dla PiS sprzed 10 lat i krytyka PO za zawłaszczanie instytucji państwa nie wytrzymały próby czasu – musiałem zrewidować swoją ocenę. PiS zdemolowało najważniejsze instytucje państwa, z Trybunału Konstytucyjnego zrobiło atrapę, wywołano bezsensowny konflikt z Unią Europejską. Wątpliwości istniejące w PiS co do naszej obecności w UE są dla mnie nieakceptowalne. Jarosław Kaczyński nie raz mówi, że z taką Unią jest mu nie po drodze.

On mówi tak: „będziemy w UE, ale będziemy suwerenni”.

Unii trudno będzie bez końca akceptować takiego partnera jak Polska, nieuznającego unijnych werdyktów, głoszącego wyższość prawa polskiego nad unijnym. Dla PiS-u Unia wcale nie jest bezalternatywna, a jeśli jeszcze Konfederacja uzyska dobry wynik i mogliby rządzić razem, to będzie jeszcze gorzej niż teraz.

Pan tak wspiera teraz Kołodziejczaka, bo sądzi, że w wyborach przechyli szalę zwycięstwa na stronę opozycji?

Wynik wyborów będzie w dużej mierze zależał od tego, ile PSL-owi i AgroUnii uda się odebrać PiS-owi elektoratu na wsi. Jeśli bowiem na wsi – oprócz oczywiście tego twardego elektoratu PiS – wiąże się z kimś nadzieje, to właśnie z Kołodziejczakiem. Jeśli on przekona tych wyborców, że jego porozumienie z PO jest racjonalne, to jego osobisty wynik wyborczy i całej listy KO mogą być naprawdę dobre. Potrzebna jest też współpraca pomiędzy PSL-em a AgroUnią – w kampanii nie powinni się atakować, ale mówić, co razem chcą zrobić po wyborach. AgroUnia może mieć wpływ na cały wynik wyborczy opozycji. Te 2-3 proc., które przyciąga Kołodziejczak, mogą być decydujące.

Źródło: gazeta.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

WP2Social Auto Publish Powered By : XYZScripts.com